Obok mnie na fotel padł Miecio.
- Dawaj, Wiesiołek - powiedział mechanicznie.
- Mięciu, uspokój się, za dużo tych stresów! Wiesiołek idzie w czwartej, a tu są araby! Gdzie Maria?
- Miota się pod kasą. Co tam idzie, bo drzwi zagłuszają i nic ni« słychać.
- Prowadzi Meczet, na drugim miejscu Garot, trzecia Cytra.., - zdążył zawiadomić głośnik pomiędzy jednym a drugim łrzs nięciem.
- Ten Garot tu będzie...
- Mięciu, nie strasz mnie! - zażądałam gwałtownie.
- Sam się go boję.
- Ja też się go boję, a jeszcze ty mnie straszysz, to już nadmis szczęścia.
- Meczet, Cytra, Garot, polem przechodzi Sabina -głośnik i udało nam się to dosłyszeć, bo drzwi waliły odrobir rzadziej.
- Patrz, ta Cytra idzie! - zawołał nerwowo Jurek.
- No to ci przecież mówiłam, że ona będzie...!
Cytra wyszła przed Meczeta, Sabina od pola pruła jak szatar Plując sobie w brodę, wściekła na siebie, patrzyłam na ostateczr wynik. Piekielny Garot utrzymał trzecie miejsce, Meczet osłabł i za nim o łeb. Niech to piorun spali, porządek w jedną stror zgadłam, Cytra z Sabiną zrobiły potworne pieniądze, mogłam trafić, to nie, trójki mi się zachciało, a w dodatku wyrzuciłam Garot Idiotka nieuleczalna...
- Mam ją! - zawiadomił z ulgą Jurek. - Patrz, a prawie nt wierzyłem, myślałem, że się wygłupiasz z tym Meczetem!
- l po cholerę mi ta cała wiedza - powiedziałam z rozgoryczę niem. - Patrz Mięciu, Cytrę miałam na wierzchu, a za nią melar bez Garota. Kretynka.
- Tylko przez uprzejmość nie będę ci zaprzeczał...
Jedyną wygraną osobą okazała się Monika, która grała dwie klacze wydłubane z paddocku. Nie wygłupiała się z trójką, poprze­stała na porządku i wyraźnie dostrzegłam jak w oku jej chłopaka zapłonął podziw i zachwyt.
Wstrząsający budynkiem łomot na nowo przybrał na sile. Pan Rysio wrócił do opowieści obcego faceta.
- No i co? Miał pan powiedzieć, jak wyglądali ci kusiciele? Chłopak Moniki znów usiadł na fotelu za nimi, słuchając z wielkim zaciekawieniem.
- Jeden taki blondyn, dosyć wysoki, nie gruby, ale i nie chudy - zaczął obcy facet. - Z dobroduszną gębą, w życiu bym go nie posądził o jakieś machloje. Taki poczciwy. Drugi też blondyn, szczuplejszy trochę, z wąsikiem, ruchliwy jak sprężyna, l trzeci, wyższy, jakby potężniejszy, ciemne włosy, krótko ostrzyżone...
- Lomżyniaki - powiedział pobłażliwie pułkownik. -Co się mieli kryć, cały świat o nich wie. Te dwa blondaski znaczy, a kto trzeci, pojęcia nie mam. Pewno goryl, bo oni z obstawą chodzą.
- Najmłodszy Lomżyniak sam jeden za całą obstawę starczy- mruknął Miecio. - O czym w ogóle jest mowa?
- Potem ci powiem. Robią chyba szóstą gonitwę.
- l pies z kulawą nogą się nimi nie zainteresował! - oburzał się facet.
- A co im można zrobić?
- Jak to co, namawianie do przestępstwa...!
- A gdzie tu przestępstwo? Każdy dżokej na kolanach przysięg­nie, że koń mu nie szedł!
- Ale wzięli pieniądze!
- No to co? W prezencie dostali, nie ma zakazu. Ja panu też mogę dać w prezencie pieniądze, bo mi się tak podoba na przykład, i co? Zamkną za to pana, czy mnie?
- Toteż mówię. Prawodawstwo w tym kraju to jeden bajzel! Najmocniej panie przepraszam za wyrażenie...
Okropny łomot drzwi utrudniał dalszą konwersację, bo jakimś tajemniczym sposobem budził dodatkowe echo, wydatnie zwię­kszając nerwowość atmosfery. Jeden taki, na ogół cichy i spokojny, pokłócił się z Waldemarem o jutrzejszego derbistę. Przy stoliku za barierką trzech biesiadników lżyło się wzajemnie za pomocą| sielskich określeń, w użyciu były wyłącznie cepy, żłoby, buraki! i woły, czwarty wprowadził urozmaicenie, zwracając się do przyjć cielą słowy: ,,ty bruzdo wisielcza”. Chłopak Moniki znikł mi z oczu,! wmieszawszy się w tłum, Monika w przelocie powiadomiła mnie, żel z paddocku wychodzi Kalia z Wachlarzem. Na Kalii Sarnowski, niej było go w tej knajpie chyba, wnioskując z opisu świadka mogli tamj siedzieć Białas, Rowkowicz i Zameczek, Sarnowski jednakże mógłi zostać przekupiony w innych okolicznościach, lub też za pośrednie twem Białasa. Z drugiej znów strony nikt tej Kalii nie liczył, wic miała prawo przyjść. Wściekła szaleńczo, znów stanęłam w ogonie;!
Za mało było tych kas, nawet jeśli pracowały wszystkie, kolejkłj do nich stały bez przerwy, powinno się otworzyć dwa razy więcejsj Łypnęłam złym okiem na przechodzącego kierownika mitingu, ale nie czepiałam się, ta jego ręka na temblaku zamykała mi usta.j Pomyślałam, że jutro będzie jeszcze gorzej, trudno, przyjdą wcześniej i znów zagram hurtem na cały dzień...
Udało mi się wrócić na fotel tuż przed drugą gonitwą. Drzw| strzelały salwami. Monika już siedziała za mną, pochyliła się d<! przodu.
- Wie pani, że on mi się podoba, ten Grześ - wyznała m| cichutko prosto do ucha.
- Pani jemu też - zapewniłam ją. - Skąd pani wie, że ja wierni
- Mam wrażenie, że pani wszystko wie...? Czy on jest żonaty”}



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  - A wygra Cytra - mruknęłam pod nosem...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.