- Jeśli jego nazwisko będzie na liście, to wejdzie. Schowałam ręce za plecy i splotłam palce, żeby
nie
dotknąć jego napinających się mięśni.
- On ma piętnaście lat. - Odwróciłam oczy od płynnych linii jego ciała.
- Cosette też ma piętnaście lat, a idzie z nami. - Przysunął się do mnie. - Wybaczy ci, jeśli nie
zabierzesz go ze sobą?
- Pewnie nie. - Wyobraziłam sobie oburzenie na twarzy Ansela, gdybym miała mu powiedzieć,
że idziemy do klubu bez niego.
- Jego nazwisko będzie na liście, ale to twój brat. Ty decydujesz, Lilio.
33
- Czy możesz przestać mnie tak nazywać? - zaprotestowałam.
- Nigdy.
- Ehm, cześć. - Tuż za mną rozległ się obcy głos. Ren zmarszczył brwi, a ja odwróciłam się do
naszego gościa.
Na końcu stołu laboratoryjnego sterczał z niepewną miną chłopak z lasu.
O Boże.
- Mogę z tobą porozmawiać? - spytał Shay.
- Po co? - Moja odpowiedź była ostra jak nóż, ale przyszła mi o wiele trudniej, niż powinna.
Chciałam z nim porozmawiać, ale to nie wchodziło w grę. Nawet nie patrząc na Rena, wyczuwałam
jego zdziwienie z powodu mojej wrogości. Moje agresywne pytanie przyciągnęło go bliżej. Żaden
człowiek nie potrafił wytrzymać ostrzegawczego spojrzenia Strażnika, a już na pewno nie
spojrzenia alfy. Niemal zrobiło mi się żal nowego.
- Po nic. Nieważne - mruknął Shay, zerkając nerwowo to na mnie, to na Rena, którego dłonie
leżały teraz na moich biodrach.
Walczyłam ze sprzecznymi odruchami; z jednej strony, miałam ochotę oderwać palce Rena od
swojego ciała, z drugiej, czułam ulgę, że jest tak blisko. Podobał mi się mocny, miękki nacisk jego
dłoni, ale nie podobała mi się ta próba zawłaszczenia mnie. Spojrzałam na niego z irytacją. I nagle,
kiedy mój wzrok wracał do nieproszonego gościa, dotarło do mnie: nie chcę, żeby Shay widział
mnie w takiej sytuacji.
Shay pokręcił głową, jakby chciał oprzytomnieć. Kiedy rozległ się dzwonek, oddalił się w
pośpiechu.
- Dziwny koleś - mruknął Ren, zabierając ręce z moich bioder. - Nowy, tak?
- Owszem. Był w auli ze mną i z Bryn. Dostał miejsce obok mnie, pewnie po prostu chciał
wskazówek. - Spróbowałam zrobić znudzoną minę. - Jeszcze nie skumał zasad. Pełna segregacja.
Ren znów zajął się porządkowaniem pomocy.
34
- Ach, no tak. Tych zasad.
- To, że ty masz problemy z respektowaniem granic, nie znaczy, że wszyscy je mają. Cała reszta
szanuje życzenia Opiekunów. - Mój głos ociekał miodem.
Ren tylko wzruszył ramionami.
Do diabła, przestań być takim arogantem.
- Słuchaj, umieram z głodu. Zajmiesz się tym? -Wskazałam resztę zlewek i butelek, które
należało schować do szafek w klasie.
- Jasne.
- Dzięki. - Wzięłam torbę i szybko wyszłam z sali. Strażnicy zawsze jadali lunch w najdalszym
końcu
stołówki. Choć dwa klany zajmowały oddzielne stoły, i tak trzymały się w pobliżu. W przeciwnym
końcu sali siedziały dzieciaki Opiekunów, wystrojone w Gucciego i Pradę, i bardzo obrażone, że
muszą być w pobliżu całej reszty. Uczniowie ludzkiej rasy siedzieli wciśnięci między wilki a dzieci
naszych panów. Czasami żal mi było śmiertelników. We własnym świecie mieli ogromną władzę.
Ale nie tu. W Górskim Liceum ludzie wiedzieli, że są na samym dole łańcucha pokarmowego.
Ansel i Mason siedzieli już przy naszym stoliku. Ustawiłam sobie krzesło obok brata.
- Więc czego chciał Ren? - Oczy Ansela błyszczały ciekawością.
Mason pochylił się, zainteresowany, ale milczał.
- Poczekajmy, aż przyjdzie reszta. - Wyjęłam z torby kanapkę z indykiem.
Ansel warknął niecierpliwie, więc posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Stalowe nogi krzesła
zazgrzytały na płytkach, kiedy Bryn usiadła obok mnie. Fey klapnęła na krzesło koło Masona.
Obrzuciłam spojrzeniem swoich towarzyszy, a potem zerknęłam na sąsiedni stolik, przy którym
siedział klan Kara Nocy. Sabina bębniła w blat długimi, pomalowanymi jak u wampa paznokciami i
szeptała do ucha Cosette. Młodsza, jasnowłosa dziewczyna zacisnęła usta. Jej skóra była tak blada,
35
że zdawało się, że można ją przejrzeć na wylot; wierciła się niespokojnie, jakby chciała być
niewidzialna.
Dax i Neville zaczęli się siłować na ręce. Chociaż Dax - w bluzie z logo Broncos i w workowatych
dżinsach - był o wiele cięższy od smukłego młodszego przeciwnika, na jego czole pokazały się
kropelki potu. Nevil-le, od stóp do głów w bitnikowskiej czerni, powoli zaczął przypierać rękę Daxa
do stołu. Ren siedział na brzegu blatu, śmiejąc się z popisów kolegów, ale co chwila strzelał oczami
w naszą stronę.
Przełknęłam kęs indyka i białego chleba.
- Okej, słuchajcie.
Wszyscy z Cienia Nocy jak jeden mąż pochylili się do przodu. Z wyjątkiem Masona, który
odchylił krzesło do tyłu, balansując na tylnych nogach, i założył ręce za głowę. Spojrzał na wilki z
Kary Nocy i puścił do mnie oko. Roześmiałam się.
- Ren patrzy. Bądźcie wyluzowani. Tak jak Mason.
Pozostali wymamrotali coś na swoje usprawiedliwienie i spróbowali przybrać swobodniejsze
pozy, z różnym skutkiem.
- Alfa Kary Nocy złożył interesującą propozycję. -Ugryzłam kanapkę, nie zwracając uwagi na
ściśnięty żołądek.
Bryn nawinęła parę nitek spaghetti na widelec.
- Mianowicie?
- Chce, żebyśmy zaczęli spędzać wspólnie czas. - Starałam się nie skulić z zażenowania, widząc,
że mój klan z trudem zachowuje samokontrolę.
Ansel rozsypał na stole kukurydziane chrupki. Fey skrzywiła się z niesmakiem i posłała pełne
niedowierzania spojrzenie Bryn, która z sykiem wciągnęła powietrze. Tylko Mason pozostał
niewzruszony. Przeciągnął się leniwie, z zadowoloną miną. Mój cichy warkot ich uspokoił.
Bryn odezwała się pierwsza, przyciszonym głosem.
36
- Masz na myśli, że chce z tobą chodzić? - Skrzywiłam się, słysząc jej zdumiony ton.
- Nie, chodzi o nas wszystkich. - Narysowałam kółko w powietrzu, wskazując wszystkich przy
stole. - O nasze oba klany. Uważa, że powinniśmy już teraz zacząć się łączyć. Jeszcze przed unią.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  leniwie
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.