|
Rozważyłem tę ewentualność...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
Przypomniałem sobie, jak po raz pierwszy znalazłem się na otwartej szosie, jadąc do liceum na zachód. Miałem wtedy szesnaście lat. Pierwszy raz w życiu jechałem dalej niż do Rockies i zobaczyłem pustynię w nocy. Ten widok mnie poraził. Byłem jak w transie. Nisko nad ziemią unosiła się brązowa mgiełka, która obejmowała cały basen Los Angeles. Nie było przez nią widać kompletnie nic. – Możliwe – rzekłem. Wyszedł zza biurka. – Co teraz? – spytałem. – Powinniśmy czekać na nowe wiadomości i powiadomić sąsiednie okręgi i stany o poszukiwaniach. Pewnie jest już daleko. – Albo tylko jej samochód? Ze zdziwienia uniósł brwi. – Jak to? – Możliwe, że coś się jej stało. Że ktoś inny siedzi za kierownicą. – Tak. Gdybyś jednak był bandziorem, to czy jechałbyś tym samochodem, gdzie oczy poniosą? – A jeśli to byli przygłupi złodzieje? – Jak sobie życzysz, ale ja trzymam się swojej wersji – świadoma ucieczka. A takie założenie wcale nie ułatwia pracy. – Co masz na myśli? – Ucieczki, szczególnie ludzi bogatych, to jedno z najtrudniejszych zadań dla detektywa. Bogacze są najgorsi z najgorszych. Zapadają się jak kamień w wodę, bo mogą sobie pozwolić na bardzo dużo. Kupują za gotówkę, nie muszą szukać pracy, nie biorą pożyczek z banku – nie zostawiają żadnych śladów. Ramp i ta mała są najlepszym przykładem. Przeciętny mąż wie wszystko o książeczkach czekowych żony i zna jej numer ubezpieczenia. Zwykłe rodziny mają wspólne konta w banku. A ci żyją oddzielnie – jak na innych planetach. To cecha nadzianych gości. – Oddzielne konta i oddzielne sypialnie? – mruknąłem pod nosem. – Niezwykła zażyłość, co? Wydaje mi się, że on jej nie zna. Ta Melissa miała rację. Przede wszystkim trzeba odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czemu za niego wyszła? – Może poleciała na jego wąsy? Na jego ustach ukazał się słaby uśmiech. Podszedł do drzwi. Rozejrzał się po gabinecie pozbawionym okien. – Zaprojektowane dla lepszej koncentracji. Gdybym tu posiedział trochę dłużej, to bym na pewno zwariował. Przyszedł mi na myśl inny podobny pokój. – Kiedy odwiedziłem klinikę Gabneyów, uderzyło mnie podobieństwo gabinetu Ursuli i dużego pokoju Giny. Ta sama kolorystyka, ten sam styl mebli. Poza tym jedynym obrazem w gabinecie Ursuli była grafika Cassat. Matka z dzieckiem. – Co to oznacza, panie doktorze? – Dokładnie nie wiem, ale ten obraz musiał być podarunkiem. Niesamowicie drogim podarunkiem. Kiedy ostatni raz przeglądałem katalogi aukcyjne, grafiki Cassat osiągały rekordowe ceny. – Jakiego rzędu? – Od dwudziestu do sześćdziesięciu tysięcy za czarno-białe. Za kolorowe znacznie więcej. – A pani doktor posiada kolorową, prawda? – Tak, bardzo podobną do tej, która wisi u Giny. – Ponad sześćdziesiąt tysięcy – powtórzył. – Jak terapeuci reagują na prezenty? – Nie ma jasnych przepisów, które to regulują, ale przyjmowanie upominków od pacjentów jest uważane za czyn nieetyczny. – Podejrzewasz, że pani doktor dla własnych celów sterowała pacjentką? – Może nie aż tak dramatycznie – odparłem. – Myślę o zbytnim zaangażowaniu uczuciowym jednej albo obu stron. Ursula żywi specyficzny rodzaj współczucia dla Giny. Może za tym kryć się coś o wiele silniejszego. Mam wrażenie, że Ursula zamierzała zachować Ginę tylko dla siebie, nie chciała się nią z nikim dzielić. Melissa bardzo trafnie to wyczuła. Z drugiej strony, może to być zainteresowanie czysto zawodowe. Gina wiele jej zawdzięcza – Ursula pomogła zmienić jej życie. – I jej przyszłość. Wzruszyłem ramionami. – Może jest to nadinterpretacja. Trzeba przyznać, że często również pacjenci mają wpływ na terapeutów. Nazywamy to sprzężeniem zwrotnym. Ursula mogła zakupić grafikę Cassat, bo zobaczyła taką samą u Giny. Zarabia tyle, że stać ją na taki wydatek. – Ile wyciągają? – Kiedy Gabneyowie pracują razem, od jednego pacjenta liczą sobie pięćset za godzinę. Trzy setki dla niego i dwie dla niej. – Nie uznają zasady tej samej płacy za tę samą pracę? – Przeciwnie, ona pracuje o wiele więcej, a dostaje mniej. Mam wrażenie, że to ona odwala całą robotę, a on się tylko obija i wygłasza złośliwe uwagi. Milo cmoknął. – Niezła forsa. Pięć stówek za godzinę. Kupa szmalu. Wystarczy znaleźć paru bogaczy cierpiących na jakieś dolegliwości psychiczne i w krótkim czasie można zbić fortunę. Myślisz, że Ursula coś ukrywa? – Na przykład co? – Wie o całej sprawie. Jeśli obie panie były tak blisko, Gina mogła poinformować ją o planach wielkiej ucieczki. Może pani doktor po cichu zgodziła się na taki rodzaj terapii? A może nawet pomogła w przygotowaniach? Gina zniknęła w drodze do kliniki. – Możliwe – odparłem – ale szczerze wątpię. Wydawała się poważnie zaniepokojona zniknięciem Giny. – A jej mąż? – On nie był zaniepokojony. Powiedział, że się nie martwi z zasady. Potrafi wszystko sobie wytłumaczyć. – Pan doktor leczy samego siebie? A może nie jest tak dobrym aktorem, jak jego żona? – Sugerujesz zmowę całej trójki? Osobiście nie przepadam za spiskową teorią dziejów. – Jeśli chodzi o sprawy zawodowe, nie mam uprzedzeń do żadnej idei. – W grupie Giny były jeszcze dwie kobiety – rzekłem. – Jeśli planowała ucieczkę, mogła wspomnieć o tym którejś z nich. Kiedy jednak zaproponowałem Ursuli, żeby je przepytać, zareagowała bardzo ostro. Stwierdziła, że Gina się z nimi nie przyjaźniła i że w niczym nie pomogą. Jakby chciała coś ukryć. Nie sądzę, żeby dała się przekonać. Uśmiechnął się lekko.
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- Staczając się z gholi, Leto wciąż gotował się na ewentualność powtórnego ataku, ale nie było takiej potrzeby...
- W refektarzu było coraz tłumniej i wszyscy jedli ile wlezie, Jonasz podał do stołu dynię, Izajasz warzywa, Ezechiel morwy, Zacheusz kwiaty sykomoru, Adam cytryny...
- TPSA,20030723,14
- już wie, co to znaczy marzyć...
- "She could' ye come to me for help...
- Jim miał niejasne wrażenie, że Wydział zamilkł na dobre, przynajmniej w odniesieniu do tego tematu...
- Odsunął się od niej, wyraźnie zatroskany...
- ďˇ
Komitet Ekonomiczno Społeczny
ďˇ
Komitet Regionów
ďˇ
Europejski Bank Inwestycyjny
źródła prawa
ďˇ
pierwotne...
- - Hej! - Zerkała przez balet ruchliwych postaci, starając się dokładniej dojrzeć pozaziemca, który właśnie wszedł zza zasłony drobnych, lśniących...
- xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxc
|
|