„Każdy artysta nosi w głębi umysłu pewien
wzór, typ architektury — napisał G.K. Chesterton. — Jest to krajobraz jego marzeń, świat,
który chciałby stworzyć lub przez który chciałby wędrować; dziwaczna fauna i flora jego
własnej sekretnej planety". Dla Audena krajobrazem tym były skały wapienne i kopalnie
grafitu, dla Franca stary, niezmienny krajobraz Toskanii.
Na widok znaku ostrzegającego kierowców przed śniegiem pytam Franca, czy w
Pontito pada śnieg, czy kiedykolwiek namalował je owiane śniegiem. Odpowiada, że tak, że
jest tam śnieg, i on kiedyś
199
zaczął malować ośnieżone Pontito, ale prawie wszystkie jego obraz przedstawiają Pontito in
primavera, wiosną.
W Pesci, położonej u podnóża gór tuż pod Pontito, Franco rozpoznaje ludzi i
miejsca: sklep, w którym czterdzieści lat temu kupował farby; piwniczny bar. Niewiele się
zmieniło, czas bardzo leniwie posuwa się tu do przodu. Franco rozpoznaje starego listonosza
— znajomego z lat czterdziestych: padają sobie w ramiona na środku ulicy. Wszyscy cieszą
się z przybycia Franca; uśmiechają się na widok marnotrawnego syna, który raz jeszcze
powrócił do domu Idziemy do ratusza miejskiego, gdzie podczas pierwszej wizyty witano
Franca z honorami. Prorok jest teraz witany na swojej ziemi Ta miejscowa sława sprawia mu
przyjemność; czuje, że jest u siebie, zupełnie inaczej niż we Florencji.
Droga z Pesci do Pontito jest wąska i stroma. Pniemy się powoli w górę na drugim
biegu, wcześniej — tuż za Pietrabuona — o mały włos nie wjeżdżając do rowu. Pietrabuona
to położone na wzgórzu stare miasteczko, którego nazwa pochodzi od szlachetnego kamie-
nia. Mijamy jego tarasowate wzgórza porośnięte sękatymi drzewkami oliwnymi, po których
pną się winorośle; są to starożytne, etruskie tarasy. Przejeżdżamy przez wiele malutkich
wiosek — Castelvec-chio, Stiappa, San Quirico. Wreszcie, za kolejnym zakrętem po raz
pierwszy wyłania się Pontito.
— Mój Boże, spójrz na to! — wykrzykuje Franco półgłosem. — Jezu Chryste, widzę
mój dom. Nie, nie widzę... Te chwasty nie są dobre, wszystko zarosły... Kiedyś były tu
wiśnie, grusze, inne drzewa owocowe. Kasztany, zboże, pszenica, soczewica.
Opowiada mi teraz, jak jako chudy, długonogi chłopak biegał od jednej wioski do
drugiej. Dojeżdżamy do Pontito i w oczach Franca pojawiają się łzy. Przygląda się
wszystkiemu i mruczy coś do siebie.
— To jest most, w tym strumieniu robiliśmy pranie. Tą ścieżką z koszami na głowach
chodziły kobiety robić pranie.
Zatrzymujemy się i Franco wyskakuje z samochodu. Dokładnie przygląda się
wszystkiemu dookoła, przypomina sobie coraz więcej szczegółów. Jego czysto
topograficzna pamięć współgra z pamięcią
200
kulturową. Zaczyna opowiadać, jak mieszkańcy wioski przynosili ,nad strumień
konopie i zostawiali je przymocowane do skał na cały rok w wodzie, a potem wyjmowali,
suszyli i tkali z nich prześcieradła ręczniki i torby na kasztany: było to tradycyjne zajęcie
miejscowej ludności, o którym teraz prawie nikt — oprócz niego — nie pamięta- Oburzony
widokiem chwastów na dróżce, zaczyna je nagle wyrywać całymi garściami. Z wściekłością
patrzy na jeden z nowych budynków i zaczyna mi dokładnie opisywać, co było tu wcześniej:
- Tam była wielka skała, a tędy płynęła woda. — Nie mam wątpliwości, że każdy
kamień, każdy centymetr tej ziemi jest wyryty w jego pamięci.
— Come sta? — Wspinając się w górę stromej, pokrytej kocimi łbami ulicy, Franco
pozdrawia tęgiego, ubranego w zielony płaszcz mężczyznę w średnim wieku. („Jego ojciec
dawał nam cukierki"). Franco ma pamięć barda, ale wszystko jest przemieszane: to co błahe,
z tym co wzniosłe, to co osobiste, z tym co mityczne. Zatrzymuje się przed domem, w
którym urodziła się jego matka.
— Sabatoni!
— Franco! — Z domu wychodzi stary mężczyzna. („To mój wuj"). — Byłeś w
Ameryce. Co cię tu sprowadza? Słyszałem, że miałeś wystawę we Florencji. — Staruszek
wspomina wyschnięte drzewa kasztanowe. Mylą mu się szczegóły i Franco go poprawia.
Mężczyzna wskazuje ręką na cztery sąsiednie domy tętniące kiedyś życiem, które teraz stoją
puste. — Kiedy umrę, i tu będzie pusto.
Odwiedzamy siostrę Franca, Caterinę, która wraz z mężem wróciła do Pontito.
Franca trapi fakt, że wygląda starzej, niż ją zapamiętał. Caterina częstuje nas wspaniałym
toskańskim śniadaniem — ser, chleb, oliwki, wino, pomidory z jej ogrodu. Potem Franco
zabiera mnie do pięknie położonego na szczycie wzgórza i górującego nad wioską kościoła.
Na cmentarzu pokazuje mi groby matki, ojca, krewnych.
— Na cmentarzu jest więcej ludzi niż w miasteczku — mówi z czułością.
201
Franco chce pozostać w Pontito jeszcze trzy tygodnie, zrobić kilka szkiców. Mówi do mnie:
— „Zamierzam znów się tu zakorzenić". Ale ostatnia scena, jaką widzę, wyjeżdżając, to
Franco, stojący samotnie na cmentarzu, patrzący w dal na wyludnione miasteczko
Owe trzy tygodnie spędzone w Pontito zmieniły Franca; od czasu powrotu jest
niesłychanie aktywny. Jego zamieniony w pracownię garaż tętni życiem. Wszędzie leżą
obrazy, stare i nowe — nowe robi na podstawie najnowszych szkiców wykonanych podczas
ostatniego, marcowego pobytu w Pontito, stare, które rozpoczął w 1987 roku, a których po
śmierci Ruth nie skończył, kończy teraz, w przypływie nowej fali energii.
Widząc go znów przy pracy, obserwując przypływ twórczej energii, zastanawiam się
nad jego osobliwym światem, nad znaczeniem, jakie ma dla niego Pontito. Jego „nowe"
obrazy tak naprawdę nie są nowe — może pojawia się tu kilka nowych elementów (płot,
brama, nowe drzewo), ale ich wymowa pozostaje w zasadzie taka sama. Koncepcja i nastrój
są nie zmienione. Podczas mojej poprzedniej wizyty u Franca zauważyłem zawieszoną na
krokwi garażu parę trampek, na których starannie wykaligrafował po włosku: „W tych butach,



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  się wzgórza usiane tu i ówdzie starymi osadami...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.