Przed sklepem przez trzy dni stały tłumy ludzi, patrząc na królewski
podarek, i dopiero na czwarty dzień z rozporządzenia prefekta policji lalkę z
wystawy wyjęto, żeby nie przeszkadzały przejeżdżać tramwajom i
samochodom.
Długo mówiono o lalce i o Maciusiu, który Irence taki piękny dał podarunek.

Maciuś wstawał o godzinie siódmej rano, sam się mył i ubierał, sam czyścił
buty i słał łóżko. Taki zwyczaj wprowadził jeszcze pradziadek Maciusia,
waleczny król Paweł Zwycięzca. Maciuś umyty i ubrany wypijał kieliszek
tranu i zasiadał do śniadania, które nie mogło trwać dłużej niż minut
szesnaście, sekund trzydzieści pięć. Tak długo bowiem jadał wielki dziadek
Maciusia, dobry król Juliusz Cnotliwy. Potem Maciuś szedł do sali tronowej,
gdzie było bardzo zimno, i przyjmował ministrów. W sali tronowej nie było
pieca, bo prababcia króla Maciusia, rozumna Anna Nabożna, kiedy była
jeszcze maÅ‚a, omal nie zaczadziaÅ‚a — i na pamiÄ…tkÄ™ jej szczęśliwego
ocalenia postanowiono do pałacowego ceremoniału wprowadzić zasadę, aby
sala tronowa nie miała pieca przez całych lat pięćset.
Siedział Maciuś na tronie i szczękał z zimna zębami, a ministrowie mówili
mu, co się dzieje w całym państwie. To było bardzo nieprzyjemne, bo jakoś
wszystkie wiadomości były niewesołe.
Minister spraw zagranicznych opowiadał, kto się gniewa i kto chce się
przyjaźnić z ich paÅ„stwem — i MaciuÅ› nie rozumiaÅ‚ z tego nic prawie.
Minister wojny wyliczał, ile fortec jest zepsutych, ile armat się zniszczyło, że
wcale z nich strzelać nie można, i ilu żołnierzy jest chorych.
Minister kolei tłumaczył, że trzeba kupić nowe lokomotywy.
Minister oświaty skarżył się, że dzieci źle się uczą, spóźniają się do szkoły,
że chłopcy palą po kryjomu papierosy i wydzierają stronice z kajetów.
Dziewczynki obrażają się i kłócą, chłopcy się biją, kamieniami rzucają i tłuką
szyby.
A minister finansów ciągle się gniewał, że nie ma pieniędzy, że nie chce
kupić ani nowych armat, ani nowych maszyn, bo to za drogo kosztuje.
Potem Maciuś szedł do parku i godzinę mógł sobie biegać i bawić si?. Ale
sam jeden nie bardzo dobrze się bawił.
Wiec dość chętnie wracał na lekcje. Uczył się Maciuś dobrze, bo wiedział, że
bez nauki trudno być królem. Toteż bardzo prędko nauczył się podpisywać
swoje imię z bardzo długim zakrętasem.
I musiał się uczyć francuskiego i innych różnych języków, żeby mógł
rozmawiać z innymi królami, jak do nich pojedzie z wizytą.
Maciuś jeszcze chętniej i lepiej by się uczył, gdyby mógł zadawać różne
pytania, które mu przychodziły do głowy.
Przez długi czas myślał Maciuś nad tym, czy można wynaleźć takie szkło
palące, które na odległość zapala proch. Gdyby Maciuś wymyślił takie szkło,
to by wypowiedział wojnę wszystkim królom i w przeddzień bitwy
wysadziłby w powietrze wszystkie nieprzyjacielskie prochownie. Wygrałby
wojnę, bo tylko on jeden miałby proch. I wtedy od razu stałby się wielkim
królem, chociaż jest taki mały. I cóż, nauczyciel wzruszył ramionami,
skrzywił się i nic mu nie odpowiedział.
Innym razem zapytał się Maciuś, czy nie mogłoby tak być, żeby ojciec, jak
umiera, oddawał synowi swój rozum. Ojciec Maciusia, Stefan Rozumny,
bardzo był mądry. I oto teraz Maciuś siedzi na tym samym tronie i nosi tę
samą koronę, ale musi od początku uczyć się wszystkiego i nawet nie wie,
czy kiedykolwiek tyle będzie umiał, co jego ojciec. A tak, to by z koroną i
tronem otrzymał i męstwo po pradziadku Pawle Zwycięzcy, nabożność po
babci i całą wiedzę ojca. Ale i to pytanie nie znalazło życzliwego przyjęcia.
Długo, bardzo długo myślał Maciuś, czy nie można zdobyć czapki-niewidki.
Jakby to było dobrze: włoży Maciuś taką czapkę, może sobie wszędzie
chodzić i nikt go nie widzi. Powiedziałby, że go głowa boli, więc pozwoliliby
mu w dzień leżeć w łóżku, wyspałby się dobrze. A w nocy włożyłby czapkę-
niewidkę i poszedł sobie na miasto, chodził po stolicy, oglądałby wystawy
sklepowe, poszedłby do teatru.
Raz jeden tylko był Maciuś w teatrze na przedstawieniu galowym, kiedy
jeszcze tatuÅ› i mama żyli — nic prawie nie pamiÄ™ta, bo byÅ‚ wtedy bardzo
mały, ale wie, że było prześlicznie.
Gdyby Maciuś miał czapkę-niewidkę, wyszedłby z parku na pałacowe
podwórze i zaznajomiłby się z Felkiem. I po pałacu mógłby wszędzie
chodzić, poszedÅ‚by do kuchni popatrzeć, jak siÄ™ gotuje jedzenie, do stajni —
do koni, do tych różnych budynków, gdzie teraz wchodzić mu nie wolno.
Dziwne się może wydać, że królowi tyle rzeczy może być zabronionych.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  surowo zagniewany prezes ministrów...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.