Dokumenty i świadkowie potwierdzą moją niewinność. W dodatku ja tu naprawdę nic nie znaczę. Hattusa mną manipulowała.
-Atuty Pazera?
-Żałosne. Zostawiam go tobie.
-Mamy więc przegrany proces, zapaskudzoną opinię i jeszcze do tego grzywny!
-Wcale tak nie jest.
-Wierzysz w cuda?
-Jeśli się o nie postarać, to czemu nie?
 
Silkis nie posiadała się z radości. Otrzymała właśnie długi na dziesięć metrów aloes o łodydze zwieńczonej żółtymi, pomarańczowymi i czerwonymi kwiatami. Sok tej rośliny zawierał olej, którym Silkis będzie sobie nacierała narządy rodne, co uchroni ją przed wszelkimi zapaleniami. Będzie nim również leczyła mężowi skórę na nogach pokrytych czerwonymi i piekącymi plamami. Poza tym zrobi mu okład z białka i kwiatów akacji.
Gdy Bel-Tran się dowiedział, że czeka na niego wezwanie z pałacu, poczuł w nogach ostre pieczenie. Nie zważając na ból, z trwogą udał się do biur administracji. Silkis w oczekiwaniu na powrót męża przygotowywała łagodzący balsam.
Bel-Tran wrócił wczesnym popołudniem.
-Nie wybierzemy się tak zaraz do Delty. Powołam tam kogoś na kierownika.
-Cofnięto nam oficjalną koncesję?
-Wprost przeciwnie! Wyrażono mi ogromne uznanie, że tak sprawnie kieruję przedsiębiorstwem i rozszerzyłem je na Memfis. Tak naprawdę to pałac już od dwóch lat przyglądał się mojej działalności.
-Kto usiłuje ci szkodzić?
-Ależ... Nikt! Superintendent spichlerzy obserwował, jak pnę się coraz wyżej, i zastanawiał się, jak zareaguję na sukces. Ponieważ byłem coraz pracowitszy, teraz daje mi stanowisko przy sobie.
Silkis była wniebowzięta. Superintendent spichlerzy ustalał podatki, ściągał je w naturze, czuwał nad ich rozdziałem na poszczególne prowincje, kierował zespołem pisarzy -specjalistów, nadzorował prowincjonalne urzędy podatkowe, zestawiał spisy dochodów pieniężnych i rolnych i wysyłał je do Podwójnego Białego Domu, który sprawował zarząd nad finansami królestwa.
-Przy sobie... Chcesz powiedzieć.
-Mianowano mnie naczelnym skarbnikiem spichlerzy.
-Ależ to cudownie!
Rzuciła się mężowi na szyję.
-Więc będziemy jeszcze bogatsi?
-Tak, ale i pracy będę miał więcej. Czekają mnie krótkie wyjazdy na prowincję i będę musiał wykonywać polecenia zwierzchnika. Troska o dzieci spadnie na ciebie.
-Jestem taka dumna... Możesz na mnie liczyć.
 
Jarrot siedział obok osła przed zapieczętowanymi drzwiami kancelarii sędziego.
-Kto się odważył?
-Naczelnik policji osobiście na polecenie dziekana przedsionka.
-Powód?
-Nie chciał podać powodu.
-To niezgodne z prawem.
-A jak mu zabronić? Miałem się bić?
Pazer natychmiast udał się do dziekana, który kazał mu bitą godzinę na siebie czekać, nim wreszcie go przyjął.
-No, jesteś wreszcie, sędzio Pazerze! Dużo podróżujesz.
-Służbowo.
-To sobie odpoczniesz! Zauważyłeś już, że jesteś zawieszony w pełnieniu obowiązków.
-Z jakich przyczyn?
-Beztroska młodości. To, że jesteś sędzią, nie stawia cię ponad prawem.
-A jakież to prawo naruszyłem?
W głosie dziekana zabrzmiało okrucieństwo.
-Przepisy podatkowe. Zaniedbałeś uiszczenia podatku.
-Nie otrzymałem żadnego zawiadomienia.
-Zaniosłem ci je osobiście trzy dni temu, ale akurat cię nie było.
-Na zapłacenie mam trzy miesiące.
-Na prowincji tak, ale nie w Memfisie. Tutaj masz tylko trzy dni. Termin upłynął.
Pazer był załamany.
-Dlaczego to robisz?
-Przez zwykły szacunek dla prawa. Sędzia powinien dawać przykład, a ty nie dajesz.
Pazer pohamował wzrastający w nim gniew. Zaatakowanie dziekana pogorszyłoby sytuację.
-Szykanujesz mnie, panie.
-Tylko bez mocnych słów! A poza tym mam obowiązek zmuszać nie sumiennych płatników do przestrzegania przepisów.
-Jestem gotów spłacić należność.
-Popatrzmy... Dwa worki zboża. Sędzia odetchnął.
-A co do grzywny, to już inna sprawa. Powiedzmy... jeden tłusty wół.
Pazer zbuntował się.
-Za wiele jak na takie wykroczenie!
-Dla człowieka na twoim urzędzie muszę być surowy.
-Kto za tobą stoi?
Dziekan przedsionka wskazał Pazerowi drzwi.
-Wyjdź!
 
Suti gotów był mknąć galopem do Teb, wtargnąć do haremu i zamordować Hetytkę. Według Pazera, pomysł tak nieprawdopodobnej kary mógł wyjść tylko od niej. Z urzędami skarbowymi nikt zwykle nie wdawał się w spory. Skargi zdarzały się równie rzadko jak oszustwa. Urząd uderzając Pazera od tej strony i stosując przepisy odnoszące się do wielkich miast, zatykał drobnemu sędziemu usta.
-Nie radzę ci robić skandalu, Suti. Utraciłbyś i stopień oficerski, i wiarygodność procesową.
-Jaki tam proces? Nie jesteś już w stanie rozpocząć procesu.
-Suti... czy ja już się poddałem?
-Prawie.
-Masz rację, prawie. Ale atak byłby błędem.
-Jak możesz zachowywać się tak spokojnie?
-Przeciwności sprzyjają myśleniu, twoja gościnność też.
Suti jako porucznik wozów bojowych rozporządzał czteroizbowym domem z ogrodem, gdzie osioł i pies Pazera mogły wysypiać się do woli. Pantera bez specjalnego entuzjazmu zajmowała się kuchnią i gospodarstwem. Suti na szczęście często odrywał ją od prac domowych i ciągnął do innych, zabawniejszych rozrywek.
Pazer nie opuszczał swojego pokoju. Wywlekał z pamięci różne szczegóły co ważniejszych spraw, a na miłosne igraszki przyjaciela nie zwracał uwagi.
-Rozmyślasz tak i rozmyślasz... i jakież to wnioski wyciągasz z tych rozmyślań?
-Dzięki tobie może uzyskamy coś więcej. Dentysta Kadasz próbował wykraść trochę miedzi z koszar, gdzie Szeszi ma swoją tajną pracownię.
-Broń?
-Bez wątpienia.
-Protegowany generała Aszera?
-Tego nie wiem. Wyjaśnienia Kadasza nie przekonały mnie. Dlaczego włóczył się po okolicy? Twierdzi, że dowiedział się o wszystkim od komendanta koszar. Łatwo ci będzie to sprawdzić.
-Zrobione.
Pazer nakarmił osła, przespacerował się z psem i zjadł obiad z Panterą.
-Budzisz we mnie strach -wyznała mu.
-Czyżbym był taki przerażający?
-Za poważny. Nigdy nie bywasz zakochany?
-Bardziej, niż myślisz.
-To dobrze. Jesteś całkiem inny niż Suti, ale on ślepo ci wierzy. Opowiadał mi o twoich kłopotach. Z czego zapłacisz grzywnę?
-Szczerze mówiąc, sam się zastanawiam. Jeśli nie będzie innego wyjścia, pójdę na kilka miesięcy do pracy w polu.
-Sędzia chłopem?
-Wychowałem się na wsi. Nie obca mi orka, siew czy żniwa.
-Ja bym kradła. Przecież urząd podatkowy to największy złodziej.
-Takie pokusy chodzą po ludziach i właśnie dlatego istnieją sędziowie.
-A ty jesteś uczciwy?
-Mam takie ambicje.
-Dlaczego cię niszczą?
-Walka o wpływy.
-To w królestwie egipskim coś się psuje?



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  -A oskarżenie o kradzież? -Nie przejdzie...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.