|
- Będziemy zaszczyceni! - wyskoczył przed wszystkich Folko...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
Towarzysze Wingetora, którzy podczas całej rozmowy nie wypowiedzieli ani jednego słowa, wstali i nadal milcząc ruszyli za swoim panem. Dom, w którym ulokowano ważnego jeńca, był prawdziwą twierdzą. Przez wąskie niskie drzwi musieli się przeciskać zgięci we troje. Dalej korytarz prowadził zakolami. W świetle mętnych lampek oliwnych hobbit widział gęsto rozmieszczone strzelnice na styku ścian i sufitu. Nieprzyjaciela, który wtargnąłby do budynku, czekała niechybna śmierć. Wewnętrzny dziedziniec, odgrodzony od wiodącej na ulicę jaskini - nie da się tego określić inaczej! - żelazną bramą i kilkoma opuszczonymi kratami, zadziwiał wspaniałością pełnego aromatów ogrodu. W kadziach rosły niewidziane nigdy przez hobbita palmy różnych gatunków, a w sztucznym strumieniu drapieżnie poruszało mackami drzewo- rybołów. Fruwały pstre ptaki, specjalny sługa zajmował się ich karmieniem. Oswald, idący na czele, wykonał tylko jeden gest i cała czeladź zniknęła jak za podmuchem wiatru. - Proszę tędy. - Wingetor pchnął przeciągle skrzypiące drzwi. Otworzył się widok na kamienne, spiralne schody prowadzące gdzieś w dół. Oswald wyjął z pierścienia w ścianie pochodnię i ruszył przodem. - Zostało to zbudowane solidnie, na lata - pochwalił Torin, zerkając na masywne mury i sklepienia. - Ha! Kiedy Gondorem władali Morscy Królowie, to w tym kraju potrafili budować! - krzyknął tan. Spiralne schody doprowadziły ich do korytarza, niskiego i szerokiego, który okazał się głównym traktem podziemnego więzienia - niewielkiego, ale bardzo mocnego i pewnego. Czterech wielkich strażników wyprężyło się na widok pana. - Nic się nie dzieje, tanie! - zameldował dowódca warty. - Weź pochodnię, Andraście, i chodź z nami. Jeniec znajdował się w najodleglejszej celi, niemającej nawet najmniejszego okienka. Wingetor odpiął od pasa ciężki klucz, otworzył drzwi. Strażnicy, nie czekając komendy, obnażyli miecze. - Oto macie, napatrzcie się. - Tan wskazał żywą zdobycz. Folko wpił się wzrokiem w postać. Najpierw zobaczył jakieś monstrum, tak dziwna i znaczna była różnica między masywnym ludzkim torsem i rękami- skrzydłami, których nie powstydziłby się nawet któryś z orłów Manwego. Dopiero przyjrzawszy się uważniej, dostrzegł, że ręce jeńca są normalnej długości, zwyczajne, ludzkie, co prawda nieco szczuplejsze i słabsze, jeśli porównać je z torsem i wspaniale rozwiniętymi mięśniami nóg. Od ramion otaczały je ciemnopurpurowe pióra. Mogło się wydać, że to jakieś karnawałowe przebranie, jednakże pióra wyrastały prosto z rąk, jak włosy czy paznokcie u zwykłych ludzi. Biodra pierzastorękiego okrywała brudna opaska. Skrzyżowawszy na piersiach ręce- skrzydła, jeniec patrzył w przeciwległą ścianę, umyślnie ignorując przybyszów. Szlachetne, przypominające kobiece rysy pociągłej twarzy można by uznać za ładne, gdyby nie nos, zgięty jak dziób drapieżnego ptaka. Wąskie wargi zaciśnięte były w pogardliwym grymasie. - Oto, macie przystojniaczka - wskazał Wingetor. - Tak sobie stoi. Nie je, a od dwóch dni też nie pije. Pewnie postanowił umrzeć. Ale to mu się nie uda. Będziemy go karmić siłą! Fellastr nawet nie drgnął. - Dumny jaki. Ale nic to - raz się odezwał, to i teraz nie wykpi się milczeniem. Folko uważnie przyglądał się więźniowi. Teraz bardzo by się przydała przenikliwość Drzewobroda. W spojrzeniu jeńca widział, może niepewnie i niewyraźnie, ale widział - ślady dziwnego szaleństwa, w jakiś sposób podobne do tego, które niekiedy dostrzegał we wzroku Eodreida. Wingetor zaczął mówić, zwracając się do jeńca, w dziwnym, pełnym kląskających dźwięków języku. Pierzastoręki nie odwrócił nawet głowy. - Na razie milczy. - Gospodarz rozłożył ręce. - Ale dzisiaj się nim zajmę. Rozgada się, bądźcie pewni. - A... Hm... No tak - Folko z trudem oderwał spojrzenie od Fellastra, przypomniawszy sobie, że obowiązki związane z poselstwem, czy się tego chce, czy nie, należy wykonywać. A czy moglibyśmy z czcigodnym Wingetorem porozmawiać o jeszcze jednej sprawie, też nadzwyczaj ważnej i, jestem przekonany, dość korzystnej dla potężnego tana!... - No to chodźmy na górę. Wyszli na wewnętrzne podwórko. - Eowino! - Folko odwrócił się do dziewczyny. - Musisz tu poczekać. Król Eodreid wysłał nas w sekretnej misji... i nie wolno ci słuchać, o czym rozmawiamy. - Może moi słudzy potrafią zabawić wojowniczkę Rohirrimów? - ukłonił się z szacunkiem Wingetor, dając znak czeladzi. - Mam tu niespotykane kamienie i kwiaty, rzadkich gatunków ptaki i zwierzęta... Dobre, a nawet dystyngowane maniery gospodarza bardzo różniły się od dość prostego, by nie rzec obcesowego traktowania hobbita i krasnoludów przez Farnaka i Hjarridiego. Folko nie potrafił się powstrzymać, by nie zadać pytania: - Niemało miałem do czynienia z Morskim Ludem, ale... - Ale nigdy nie spotkałeś podobnych do mnie, tak? - roześmiał się Wingetor. - Racja! Dlatego, że pochodzę z Gondoru. Moja rodzina długo żyła w Minas Tirith - jako zakładnicy korsarzy Umbaru jeszcze przed Wojną o Pierścień. Nasza krew zmieszała się z gondorską, a ja też niemało czasu tam spędziłem... Kiedy nadszedł odpowiedni czas, ponownie stałem się tym, czym powinienem był być - morskim tanem, przywódcą wolnej drużyny.
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- mickiewicz adam, powrót taty
Adam Mickiewicz , Powrót taty
Powrót taty
"Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem Za miasto, pod słup na...
- — Oczywiście to wszystko na nic w obliczu prawdziwego ataku — mówił
Kurik — ale spowolni ludzi na tyle, że kusznicy i łucznicy będą mogli...
- Calvin Hali, który zebrał relacje wielu tysięcy snów, powiada nam, że
około dwie trzecie wszystkich snów są czarno-białe...
- Mistrz Wiedzy, obserwujący to wszystko zza kolumny, gdzie ukrył się przezornie w ogólnym zamieszaniu, pochwycił międzywymiarowe echo teorii, jaka w tej właśnie...
- Entreri wiedział o tym, wiedział również, że jest tu mile widziany przez Dwahvel i wszystkich jej wspólników...
- — Chodźcie tu! Już po wszystkim! — krzyknął Koordynator...
- tłumiły wszystko: obłąkany z trwogi tłum nie słyszał
jęku własnych ofiar!
Najszczęśliwsi dotarli wprawdzie do mostu, lecz
dotarli dlatego...
- cały czas rejsu robił wszystko, aby at-mosfera na jachcie była miła i nie byłozdarzyło mi się być na naszych pol-stało zrobione dobrze, co źle, a...
- Nie było to zbyt grzeczne zaproszenie, gdyż wyłączało wszystkich poza dwiema osobami i bezceremonialnie odbierało gościa gospodarzowi, którego nawet nie...
- lem, rozszerzała się w nieskończoność, a wstrząs wywołany ciosem obudził wszystkie nerwy:wokół rany zadanej stratą ukochanego towarzysza, zbiegły...
|
|