- Dlaczego muszę przez rok wykonywać to kretyńskie zajęcie, które jest zupełnie bez sensu? To jest czysta strata czasu i energii. To, co ja robię przez całą noc, może wykonać średnio rozwinięty robot w trzy sekundy po powrocie śmieciarki. To się nazywa pomoc społeczeństwu? To ma mnie nauczyć...?
- Siadaj Tritt! - wrzasnął Prisbi cienkim, wibrującym dyszkantem. - Czy ty nie rozumiesz gdzie jesteś? Albo kim ja jestem? Powiem ci coś. Do mnie nie zwraca się inaczej niż “Yes, sir" albo “No, sir". A już ci powiedziałem, że masz skończyć pełen rok pracy i dopiero wtedy możesz tu wrócić. To już wszystko.
- Mylisz się! - krzyknął Carl. - Pójdę do twojego zwierzchnika. Nie możesz decydować o moim losie według własnych upodobań!
Prisbi również wstał z twarzą wykrzywioną grymasem wściekłości i ryknął:
- Nigdzie nie pójdziesz! Ja mam tu ostateczne słowo! Słyszysz? Ja ci mówię to, co masz robić. Jeśli ci każę wywozić gnój, to będziesz go wywoził. Dotarło to do ciebie? Jeśli zechcę, to za obraźliwe zachowanie w stosunku do mojej osoby twój wyrok zostanie podniesiony.
Szukał po biurku, aż znalazł mikrofon i włączywszy go wyrzucił z siebie:
- Tu kurator Prisbi. Za obraźliwe zachowanie względem kuratora polecam zwiększyć wyrok więźniowi Carlowi Trittowi o tydzień.
Po sekundzie głośnik odezwał się tym samym tonem:
- Polecenie przyjęto. Carl Tritt, zostaje ci dodanych siedem dni do wyroku, który teraz wynosi szesnaście lat...
Głos przestał docierać do Carla. Obraz przesłoniła czerwona mgiełka. Nie nowość! Jedyną rzeczą, z której zdawał sobie sprawę to to, że cały świat zewnętrzny uosabia ta wstrętna wyblakła gęba.
- Ty... nie możesz tego zrobić... - wychrypiał przez zaciśnięte zęby. - Nie możesz mi szkodzić, jeśli jesteś tu po to, aby mi pomagać.
Nagle go olśniło.
- Ale ty przecież nie chcesz mi pomóc! Uwielbiasz odgrywanie roli Boga przed skazańcami, obracając ich życie w swoich łapskach...
Jego głos został zagłuszony przez skrzek Prisbiego do mikrofonu:
- ... niespotykana bezczelność... polecam dodać miesiąc...
Carl słyszał, co tamten skrzeczy, ale już go to nie obchodziło. Starał się przystosować do ich stylu, ale już dłużej nie mógł. Nienawidził całego tego systemu i tego człowieka, który był jego częścią składową. Jego najbardziej. Nie, nie pozwoli, aby o jego losie decydował ten wstrętny sadysta. Już nie pozwoli.
- Zdejmij okulary - polecił piskliwym głosem.
- Co... że co? - Prisbi przestał wreszcie wrzeszczeć do mikrofonu.
- Już nic! - stwierdził Carl i przechylając się przez stół zdjął okulary z nosa zaskoczonego Prisbiego. - Zrobię to za ciebie.
Dopiero gdy oprawki stuknęły o blat, Prisbi zorientował się co się święci.
- Nie!
To było wszystko, co zdążył powiedzieć, zanim pięść Carla wylądowała na jego twarzy, masakrując wargi, wybijając zęby i posyłając go razem z fotelem pod ścianę. Z porozbijanych kostek ciekła krew, ale Carl nie zważał na to. Stał nad wijącym się i skomlącym na podłodze facetem i śmiał się. Nadal śmiejąc się opuścił pomieszczenie.
 
Robot recepcjonista na jego widok zaczął coś mówić, ale nie dane mu było skończyć. Ciągle zanosząc się ze śmiechu Carl złapał mosiężną papierośnicę i roztrzaskał mu głowę. Coś w jego środku trzęsło się z przerażenia, gdy to robił, ale to coś było bardzo niewielką częścią jego osoby. Nareszcie to, co robił, sprawiało autentyczną przyjemność - łamać prawo, łamać całe prawo, wszystkie te reguły, które do tej pory trzymały go w klatce. Gdy zjeżdżał windą resztki histerycznego śmiechu zamarły i uspokojony wytarł sobie czoło rzęsiście skropione potem. Czynność tę przerwała dobrze znana mu sytuacja.
- Carl Tritt, popełniłeś przestępstwo i twój wyrok został podniesiony... - dobiegło go z głośnika.
- Gdzie jesteś? - zawołał. - Nie bój się i nie szepcz mi do ucha. Wyłaź! - zbliżył się do ściany, badając dokładnie, aż odkrył obiektyw. - Widzisz mnie, tak?! - wrzasnął. - Ja też cię widzę!



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  - Dlaczego nie? - Carl stał teraz trzymając się obu dłońmi blatu...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.