Zostały jeszcze trzy.


* * *

Kapitan Pahner dopiął kombinezon maskujący i ustawił hełm na pełną hermetyczność. Sierżant Jin, już w pełnym oporządzeniu, stał obok niego w zjeżdżającej na dół windzie. Do pasa przypięty miał hełm Kosutic, a przez ramię przerzucony jej kombinezon. Standardowe kombinezony marines dawały lepszą niż mundury ochronę przed pociskami, wtapiały się w tło i umożliwiały działanie w próżni. Nie były tak dobre jak pancerze bojowe, ale na założenie ich nie było czasu. Kapitan na wszelki wypadek postawił w stan gotowości pluton w pełnym wyposażeniu, ale jeśli sprawa nie miała rozstrzygnąć się w ciągu najbliższych kilku minut, to on nie nazywał się Armand Pahner.
– Eva – rzucił do mikrofonu hełmu. – Odezwij się.
– Na razie trzy kilogramowe ładunki dokładnie nad kanałami plazmy. Mają zamontowane zabezpieczenia, czuję to.
– Kapitanie Krasnitsky, mówi kapitan Pahner – powiedział marine ostrym tonem. Zaskoczenie to stan umysłu, a nie rzeczywistość, przypomniał sobie. – Musimy odciąć te kanały.
– Nie możemy – odparł Krasnitsky. – Nie można, ot tak, wyłączyć napędu tunelowego. Jeśli spróbujemy, wyskoczymy w losowym punkcie sfery o promieniu dziewięciu lat świetlnych. A plazmę i tak najpierw trzeba spowolnić. Jeśli próbuje się ją po prostu zatrzymać... eksploduje. Możemy wszystko stracić.
– Gdyby miał pan zostać trafiony w maszynownię przez ostrzał wroga – zapytał Pahner. – Co by pan zrobił?
– Bylibyśmy wtedy na napędzie fazowym – uciął Krasnitsky. – Nie da się nikogo ostrzelać w przestrzeni tunelowej. Nie ma żadnej procedury działania w takim przypadku!
– Kurwa – powiedział cicho Pahner. Nikt nigdy wcześniej nie słyszał, żeby kapitan przeklinał. – Pani sierżant, proszę się stamtąd wynosić.
– Nie widzę zegarów.
– Są tam.
– Pewnie tak. Ale jeśli uda mi się dopaść zamachowca...
– Mogą mieć martwe detonatory. – Pahner zgrzytnął zębami, wychodząc z windy. – To rozkaz, starszy sierżant Kosutic.
Proszę się stamtąd wynosić. Już.
– Szybciej wydostanę się idąc za zamachowcem niż zawracając – zauważyła łagodnie Kosutic.
Pahner spojrzał na pierwszą bombę. Tak, jak powiedziała sierżant, nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale przeczucie mówiło kapitanowi, że ma zainstalowane zabezpieczenia. Pahner odwrócił się do plutonowego Bilalego z pierwszego plutonu, który jak na kogoś, kto stoi kilka stóp od mogącej w każdej chwili wybuchnąć bomby, zachowywał się przerażająco spokojnie.
Szeregowa obok niego nie była aż tak opanowana – wpatrywała mu się w plecy i głęboko, regularnie oddychała. Była to 11
standardowa metoda radzenia sobie ze stresem bojowym, który najwyraźniej właśnie przeżywała. Pahner spojrzał pytająco na Bilalego.
– Saperzy?
– Zaraz tu będą, sir – odparł spokojnie plutonowy.
– W porządku – skinął głową kapitan i rozejrzał się dookoła.
Jeśli będą mieli dość czasu, mogą spróbować zdetonować bomby pod kontrolą. Ładunek umieszczony tuż obok bomby zniwelowałby jej kierunkowy strumień plazmy, a przegrody chroniące kanały były opancerzone. Nie było niebezpieczeństwa naruszenia ich bez eksplozji kierunkowej. Jedynym minusem tego planu był fakt, że saperzy musieli pojawić się na miejscu zanim bomby wybuchną.
– Jeśli zdołasz zachować spokój, chociażby wszyscy go już stracili... – wyszeptał Pahner, myśląc gorączkowo.
– Słucham, sir?
– Czy ktoś idzie za sierżant Kosutic?
– Tak, sir – powiedział Bilali. – Dwie grupy idą z obu końców, a jedna przez środek maszynowni.
– W porządku, wszyscy wiemy, jacy jesteśmy odważni, ale granica między odwagą a głupotą jest bardzo cienka.
Wychodzimy stąd i odcinamy korytarz na wypadek eksplozji.
– Zrozumiałem, sir. – Czarna jak noc twarz Bilalego nawet nie drgnęła. Dotknął komunikatora. – Straż. Wszyscy oprócz grup poszukiwawczych, opuścić korytarz. Odciąć go z obu stron.
Korytarz okrążał cały statek. Odchodzące od niego boczne przejścia zamykały się automatycznie. Otwarte pozostawały jedynie drzwi do głównego korytarza oraz wrota przeciwpożarowe. Jeśli dojdzie do najgorszego...
– Kapitanie Krasnitsky – zapytał Pahner. – Co się stanie, jeśli odetniemy korytarz, a bomby eksplodują?
– Nic dobrego – odparł damski głos. – Mówi komandor porucznik Furtwangler, główny mechanik. Po pierwsze, śluzy nie powstrzymają przecieków plazmy. Może zalać maszynownię. Jeśli nawet przeżyjemy, to i tak wypadniemy z przestrzeni tunelowej. Przy takich uszkodzeniach nie uruchomimy napędu ponownie, a jeśli nawet, to będziemy mieli o wiele mniejszy zasięg. Jeden szatan wie, jakie jeszcze mogą być uszkodzenia. Nic dobrego – powtórzyła.
Pahner kiwnął głową widząc, jak wrota zamykają się, odcinając jego marines. Faktycznie, nie działo się nic dobrego.


* * *

Kosutic rozgryzła schemat, według którego podłożone były bomby. Kiedy szóste wrota się zamknęły, skoczyła do przodu i pojechała na brzuchu po podłodze, łapiąc w pole widzenia miejsce, gdzie powinien być następny ładunek.
Podporucznik Guha wypruła serię pocisków, które z trzaskiem przeszyły powietrze w miejscu, w którym pojawiłaby się Kosutic, gdyby wybiegła zza zakrętu korytarza wyprostowana. Odrzut broni szarpnął rękami Guhy w górę, mimo że trzymała pistolet w obu dłoniach. Drugi raz nie zdążyła wycelować.
Eva Kosutic była weteranem setki bitew. Tygodniowo wystrzeliwała kilka tysięcy pocisków, by nie wyjść z wprawy. Żaden hackerski program nie mógł mierzyć się z takim doświadczeniem, niezależnie od tego, jak dobrze był zrobiony. Pistolet sierżant naprowadził się na gardło młodej podporucznik i wypluł z siebie pojedynczy pocisk.
Pięciomilimetrowa kulka w trakcie krótkiego lotu przez dwudziestopięciocentymetrową lufę przyspieszyła do czterech kilometrów na sekundę. Kiedy trafiła w szyję podporucznik, centymetr na lewo od tchawicy, rozprysnęła się, w ułamku sekundy zamieniając całą swoją energię kinetyczną we wstrząs hydrostatyczny.
Głowa podporucznik oderwała się od ciała i poleciała w tył, a krew z przerwanych arterii chlusnęła na nieuzbrojoną bombę u jej stóp.
Zanim jeszcze bezgłowy trup dotknął podłogi, Kosutic już biegła. Uzbrojone bomby miały być prawdopodobnie zdetonowane zdalnie, ale na pewno miały też jakieś zabezpieczenie na wypadek, gdyby nie dało się tego zrobić. Tak dokładny plan musiał



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Guha ruszyła w lewo...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.