..
I w tej samej chwili stado węży zwiniętych u ich stóp uniosło swoje pokryte łuskami
głowy, wściekle wysuwając obrzmiałe języki.*
* Te ostatnie linijki zapewne zdumieją czytelnika tak samo jak mnie. Powinniśmy
raczej wykluczyć możliwość, że to skomplikowana metafora, ale nie możemy też popaść
w najjaskrawszy realizm i uznać, że owo „stado węży zwiniętych u stóp” leżało sobie w
domu Heraklesa na podłodze, a zatem cała wcześniejsza rozmowa Diagorasa i Tropiciela
Tajemnic odbywała się „gdzieś, gdzie roi się od gadów, prześlizgujących się z zimnym
spokojem po rękach i nogach bohaterów, gdy ci, na nic nie bacząc, rozmawiają”, jak
uważa Montalo; to stanowcza przesada (wyjaśnienie, jakie przytacza ten znamienity
znawca literatury greckiej jest absurdalne: „Dlaczego nie miałoby być węży w
mieszkaniu, skoro autor tak sobie życzy? – stwierdza. – To autor ma ostatnie słowo w
kwestii tego, co się dzieje w świecie jego dzieła, nie my”). Ale czytelnik nie ma się czym
przejmować: to ostatnie zdanie o wężach jest czystym wymysłem. Rzecz jasna, wszystkie
poprzednie też, chodzi przecież o fikcję literacką, ale, żebym został właściwie
zrozumiany, to zdanie to fantazja, której czytelnik nie powinien przyjmować, aczkolwiek
pozostałe, tak samo fikcyjne, przyjąć musi, przynajmniej na czas lektury, ażeby cała
narracja zyskała jakiś sens. Jedynym celem tego absurdalnego ostatniego zdania jest, w
mojej opinii, wzmocnienie eidesis: autor stara się, byśmy wiedzieli, jaki obraz kryje się w
tym rozdziale. Ale nawet jeśli tak jest w istocie, ten sposób zawodzi: niech czytelnik nie
popełnia błędu i nie myśli o najprostszym! Tego samego ranka, kiedy jeszcze nie
doszedłem z tłumaczeniem do tego fragmentu, odkryliśmy nagle z Heleną nie tylko
właściwy obraz eidetyczny, ale, jak sądzę, klucz do całej książki. Mieliśmy dość czasu, by
to omówić z naszym szefem, Eliosem.
– „Chłodna wilgoć”, „obrzmiałe” kształty, „zygzakowate” ruchy, „pełzanie”... Mowa
chyba o wężu, prawda? – podsunął Elios. – Pierwszy rozdział – lew. Drugi rozdział –
wąż.
– A „głowa”? – zaoponowałem. – Dlaczego tyle razy „stado głów”? – Elios wzruszył
ramionami, nie znajdując odpowiedzi.
Pokazałem mu więc posążek, który przyniosłem z domu:
– Sądzimy z Heleną, żeśmy to odkryli. Widzisz? To posąg Hydry, legendarnego
potwora za stadem wężowych głów, które, raz ucięte, odrastały. Stąd ta uparcie
powtarzająca się „dekapitacja” fig.
– Ale to nie wszystko – włączyła się Helena – pokonanie hydry lernejskiej było jedną z
prac Heraklesa, bohatera większości greckich mitów...
– I co z tego? – zapytał Elios.
Odparłem podniecony:
– Jaskinia filozofów liczy dwanaście rozdziałów, a wedle przekazów, wszystkich prac
Herkulesa, którego imię po grecku brzmi Herakles, było właśnie dwanaście. Zresztą
główny bohater nosi takie właśnie imię, Herakles. Teraz: pierwszą pracą Herkulesa (czy
Heraklesa) było zabicie lwa nemejskiego... i obraz ukryty w pierwszym rozdziale to
właśnie lew.
– A w drugim hydra – szybko wywnioskował Elios – rzeczywiście wszystko się
zgadza. Przynajmniej na razie.
– Na razie? – spytałem zaniepokojony tym ostatnim sformułowaniem. – Co masz na
myśli?
Elios uśmiechnął się spokojnie.
– Zgadzam się z waszymi wnioskami – wyjaśnił – ale książki eidetyczne są zdradliwe:
bądźcie świadomi, że mamy tu do czynienia z rzeczami całkowicie wyimaginowanymi,
nawet nie ze słowami, tylko... ideami. Z wyizolowanymi obrazami. Skąd możemy być
pewni, jaki ostateczny klucz autor ma na myśli?
– To bardzo proste – odparłem – wszystko polega na sprawdzeniu naszej teorii.
Trzecia praca, wedle większości mitów, to schwytanie dzika erymantejskiego. Jeżeli
obraz ukryty w rozdziale trzecim choć trochę przypomina dzika, będzie to jeszcze jeden
dowód na poparcie naszej teorii...
– I tak do końca – dodała spokojnie Helena.
– Mam jeszcze jedną uwagę – Elios podrapał się po łysinie. – Otóż w czasach, gdy
powstało to dzieło, prace Herkulesa nie stanowiły żadnej tajemnicy. Po co stosować
eidesis do ich ukrywania?
Milczeliśmy.
– Słuszna uwaga – przyznała wreszcie Helena. – Przypuśćmy jednak, że autor
wymyślił eidesis samej eidesis i że pod pracami Herkulesa kryje się kolejny obraz...
– I tak bez końca? – przerwał Elios. – Nie zdołalibyśmy wówczas poznać oryginalnego
pomysłu. Musimy się gdzieś zatrzymać. Z twojego punktu widzenia, Heleno, jakikolwiek
tekst pisany może wywołać u czytelnika obraz, który z kolei wywoła inny, a ten
następny. Byłoby to w ogóle nieczytelne!
Oboje patrzyli na mnie, czekając, co powiem. Przyznałem, że sam też nie rozumiem.
– Edycja oryginału jest dziełem Montala – zacząłem – ale on, co jest niepojęte, niczego
nie zauważył. Napisałem do niego. Może jego opinia przyda się nam.
– Montalo, mówisz? – Elios uniósł brwi. – No to chyba traciłeś czas na próżno. Nie
słyszałeś? Wszędzie o tym mówiono. Montalo zginął w ubiegłym roku. Ty też nic nie
słyszałaś, Heleno?



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Herakles Pontor wzruszył ramionami i z uśmiechem odparł:– Zgoda; zważywszy, że to twoje pieniądze, Diagorasie, sądzę, że masz całkowite...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.