|
Herakles Pontor wzruszył ramionami i z uśmiechem odparł:– Zgoda; zważywszy, że to twoje pieniądze, Diagorasie, sądzę, że masz całkowite...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
.. I w tej samej chwili stado węży zwiniętych u ich stóp uniosło swoje pokryte łuskami głowy, wściekle wysuwając obrzmiałe języki.* * Te ostatnie linijki zapewne zdumieją czytelnika tak samo jak mnie. Powinniśmy raczej wykluczyć możliwość, że to skomplikowana metafora, ale nie możemy też popaść w najjaskrawszy realizm i uznać, że owo „stado węży zwiniętych u stóp” leżało sobie w domu Heraklesa na podłodze, a zatem cała wcześniejsza rozmowa Diagorasa i Tropiciela Tajemnic odbywała się „gdzieś, gdzie roi się od gadów, prześlizgujących się z zimnym spokojem po rękach i nogach bohaterów, gdy ci, na nic nie bacząc, rozmawiają”, jak uważa Montalo; to stanowcza przesada (wyjaśnienie, jakie przytacza ten znamienity znawca literatury greckiej jest absurdalne: „Dlaczego nie miałoby być węży w mieszkaniu, skoro autor tak sobie życzy? – stwierdza. – To autor ma ostatnie słowo w kwestii tego, co się dzieje w świecie jego dzieła, nie my”). Ale czytelnik nie ma się czym przejmować: to ostatnie zdanie o wężach jest czystym wymysłem. Rzecz jasna, wszystkie poprzednie też, chodzi przecież o fikcję literacką, ale, żebym został właściwie zrozumiany, to zdanie to fantazja, której czytelnik nie powinien przyjmować, aczkolwiek pozostałe, tak samo fikcyjne, przyjąć musi, przynajmniej na czas lektury, ażeby cała narracja zyskała jakiś sens. Jedynym celem tego absurdalnego ostatniego zdania jest, w mojej opinii, wzmocnienie eidesis: autor stara się, byśmy wiedzieli, jaki obraz kryje się w tym rozdziale. Ale nawet jeśli tak jest w istocie, ten sposób zawodzi: niech czytelnik nie popełnia błędu i nie myśli o najprostszym! Tego samego ranka, kiedy jeszcze nie doszedłem z tłumaczeniem do tego fragmentu, odkryliśmy nagle z Heleną nie tylko właściwy obraz eidetyczny, ale, jak sądzę, klucz do całej książki. Mieliśmy dość czasu, by to omówić z naszym szefem, Eliosem. – „Chłodna wilgoć”, „obrzmiałe” kształty, „zygzakowate” ruchy, „pełzanie”... Mowa chyba o wężu, prawda? – podsunął Elios. – Pierwszy rozdział – lew. Drugi rozdział – wąż. – A „głowa”? – zaoponowałem. – Dlaczego tyle razy „stado głów”? – Elios wzruszył ramionami, nie znajdując odpowiedzi. Pokazałem mu więc posążek, który przyniosłem z domu: – Sądzimy z Heleną, żeśmy to odkryli. Widzisz? To posąg Hydry, legendarnego potwora za stadem wężowych głów, które, raz ucięte, odrastały. Stąd ta uparcie powtarzająca się „dekapitacja” fig. – Ale to nie wszystko – włączyła się Helena – pokonanie hydry lernejskiej było jedną z prac Heraklesa, bohatera większości greckich mitów... – I co z tego? – zapytał Elios. Odparłem podniecony: – Jaskinia filozofów liczy dwanaście rozdziałów, a wedle przekazów, wszystkich prac Herkulesa, którego imię po grecku brzmi Herakles, było właśnie dwanaście. Zresztą główny bohater nosi takie właśnie imię, Herakles. Teraz: pierwszą pracą Herkulesa (czy Heraklesa) było zabicie lwa nemejskiego... i obraz ukryty w pierwszym rozdziale to właśnie lew. – A w drugim hydra – szybko wywnioskował Elios – rzeczywiście wszystko się zgadza. Przynajmniej na razie. – Na razie? – spytałem zaniepokojony tym ostatnim sformułowaniem. – Co masz na myśli? Elios uśmiechnął się spokojnie. – Zgadzam się z waszymi wnioskami – wyjaśnił – ale książki eidetyczne są zdradliwe: bądźcie świadomi, że mamy tu do czynienia z rzeczami całkowicie wyimaginowanymi, nawet nie ze słowami, tylko... ideami. Z wyizolowanymi obrazami. Skąd możemy być pewni, jaki ostateczny klucz autor ma na myśli? – To bardzo proste – odparłem – wszystko polega na sprawdzeniu naszej teorii. Trzecia praca, wedle większości mitów, to schwytanie dzika erymantejskiego. Jeżeli obraz ukryty w rozdziale trzecim choć trochę przypomina dzika, będzie to jeszcze jeden dowód na poparcie naszej teorii... – I tak do końca – dodała spokojnie Helena. – Mam jeszcze jedną uwagę – Elios podrapał się po łysinie. – Otóż w czasach, gdy powstało to dzieło, prace Herkulesa nie stanowiły żadnej tajemnicy. Po co stosować eidesis do ich ukrywania? Milczeliśmy. – Słuszna uwaga – przyznała wreszcie Helena. – Przypuśćmy jednak, że autor wymyślił eidesis samej eidesis i że pod pracami Herkulesa kryje się kolejny obraz... – I tak bez końca? – przerwał Elios. – Nie zdołalibyśmy wówczas poznać oryginalnego pomysłu. Musimy się gdzieś zatrzymać. Z twojego punktu widzenia, Heleno, jakikolwiek tekst pisany może wywołać u czytelnika obraz, który z kolei wywoła inny, a ten następny. Byłoby to w ogóle nieczytelne! Oboje patrzyli na mnie, czekając, co powiem. Przyznałem, że sam też nie rozumiem. – Edycja oryginału jest dziełem Montala – zacząłem – ale on, co jest niepojęte, niczego nie zauważył. Napisałem do niego. Może jego opinia przyda się nam. – Montalo, mówisz? – Elios uniósł brwi. – No to chyba traciłeś czas na próżno. Nie słyszałeś? Wszędzie o tym mówiono. Montalo zginął w ubiegłym roku. Ty też nic nie słyszałaś, Heleno?
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- — Ma się rozumieć — odparł Poirot...
- — No wiesz pan, takich rzeczy to nam nie mówią, ale — hydraulik uśmiechnął się —
widziałem, jak dokładnie tego dnia z lotniska startuje...
- — Słyszałem o nim wcześniej — odparła Althea szybko...
- – Tak – odparła pani Natalia bez zastanowienia, za to z wyraźnym zainteresowaniem, i zapaliła gaz pod czajnikiem...
- - Posłucham twojej rady, Tom - skinęła głową Saxon uśmiechając się do niego przez łzy, które wycisnęła jej troska okazana przez brata...
- — Nie będziecie mieli z naszą osadą zbyt dużo roboty podczas Opadów — Kalvi uśmiechnął się do smoczych jeźdźców...
- - W świecie snów - uśmiechnął się Springer - jedynym użytecznym treningiem jest zdobywanie doświadczenia...
- Wyczuwając raptem nieruchome spojrzenie Franka, Fee i Meggie obróciły się i uśmiechnęły do niego z tą szczególną czułością, którą kobiety obdarzają...
- - Nie należało tego mówić - uśmiechnął się paskudnie wiedźmin, czując już euforię walki, wywołaną przez eliksir reagujący z adrenaliną...
- Morze twarzy rozjaśniło się uśmiechami, kiedy mnisi usłyszeli pochlebną dla memorabiliów opinię z ust kogoś tak utalentowanego jak thon...
|
|