Dobrzy chłopcy, tak załatwić tych sukinsynów.
— Jasne. Tylko najgorsza Å›winia zabija chore dziecko. Skurwysyny — warknÄ…Å‚ Popow.
— No wÅ‚aÅ›nie. Szkoda, że nigdy ich naprawdÄ™ nie widziaÅ‚em. CieÅ›la, z którym pracujÄ™,
George Wilton, był parę razy świadkiem, jak ćwiczyli strzelanie. Twierdzi, że to coś jak z filmu.
Czysta magia.
— ByÅ‚ pan żoÅ‚nierzem?
— Dawno temu, PuÅ‚k Królowej, dosÅ‚użyÅ‚em siÄ™ kaprala. DziÄ™ki temu dostaÅ‚em tÄ™ pracÄ™.
— PopijajÄ…c piwo mężczyzna wpatrywaÅ‚ siÄ™ w telewizor, w którym na odmianÄ™ pokazywano
krykiet, grÄ™ o zasadach najzupeÅ‚niej dla Rosjanina niepojÄ™tych. — A pan?
— MyÅ›laÅ‚em o tym, ale w koÅ„cu daÅ‚em spokój.
— NiezÅ‚e życie, szczerze mówiÄ…c, przynajmniej przez parÄ™ lat. — Hydraulik siÄ™gnÄ…Å‚ po
garść barowych orzeszków.
Popow dopił piwo i zapłacił. Wieczór okazał się bardzo, bardzo owocny. A więc żona
Clarka jest pielęgniarką w miejscowym szpitalu? Trzeba będzie to sprawdzić.

* * *
— Tak, Patsy. Owszem — powiedziaÅ‚ do żony Chavez, kilka godzin później czytajÄ…c
sobie spokojnie poranną gazetę. Informacje prasowe o Parku Światowym nadal znajdowały się na pierwszej stronie gazet, choć już w jej dolnej połowie. Chavez stwierdził z ulgą, że żaden dziennikarz nie połapał się jeszcze w istnieniu Tęczy. Wszyscy kupili historię o doskonale wyćwiczonej grupie do akcji specjalnych hiszpańskiej Guardia Civil.
— Ding, ja... No wiesz, ja...
— Tak, kochanie, wiem. JesteÅ› lekarzem, zawodowo ratujesz życie. PamiÄ™taj, ja też to
robię i też zawodowo. Mieli tam mniej więcej trzydzieścioro dzieciaków. Jedno zamordowali.
Nie powiedziaÅ‚em ci o tym, ale byÅ‚em mniej niż trzydzieÅ›ci metrów od mordercy. WidziaÅ‚em, jak umiera ta maÅ‚a dziewczynka, Pats. Nigdy nie widziaÅ‚em niczego tak strasznego i nic nie mogÅ‚em zrobić. — Jego gÅ‚os byÅ‚ Å›miertelnie poważny. WiedziaÅ‚, że ta scena bÄ™dzie mu siÄ™ Å›niÅ‚a jeszcze przez kilka tygodni.
— Tak? — Å»ona spojrzaÅ‚a mu w oczy. — Dlaczego?
— Nie byÅ‚o... To znaczy nie mogliÅ›my nic zrobić, w Å›rodku budynku reszta bandy
celowaÅ‚a w dzieciaki, dopiero przyjechaliÅ›my, nie byliÅ›my gotowi dorwać sukinsynów, a oni chcieli pokazać wszystkim, jak poważnie to traktujÄ…... Chyba wÅ‚aÅ›nie w ten sposób ludzie tacy jak oni okazujÄ… siÅ‚Ä™ charakteru. Zabili zakÅ‚adnika, żebyÅ›my widzieli, jacy sÄ… twardzi. — Ding odÅ‚ożyÅ‚ gazetÄ™, rozważajÄ…c treść swych słów. JeÅ›li sÅ‚użyÅ‚eÅ› w Armii i skrzywdziÅ‚eÅ› niewinnego, ludzie przeklinali ciÄ™ jako mordercÄ™ i nie mogÅ‚eÅ› liczyć na wybaczenie, okazywaÅ‚eÅ› siÄ™ niegodny munduru. A ci terroryÅ›ci rozkoszowali siÄ™ najwyraźniej krzywdzeniem niewinnych. Co to, do cholery, za ludzie? Chavez przeczytaÅ‚ wszystkie książki Paula Bellowa, ale jakoÅ› ich treść nie przemówiÅ‚a mu do przekonania. Choć byÅ‚ inteligentnym czÅ‚owiekiem, tej intelektualnej bariery nie potrafiÅ‚ przekroczyć. Cóż, być może jedyne co potrzebowaÅ‚ wiedzieć o tych ludziach, to jak ich trafiać? Z jego punktu widzenia byÅ‚ to jedyny stuprocentowo skuteczny argument.
— Co to za ludzie? — spytaÅ‚a Pat.
— Kochanie, doprawdy nie wiem. Doktor Bellow twierdzi, że tak mocno wierzÄ… w idee,
że godzą się na utratę człowieczeństwa, ale do mnie to po prostu nie dociera. Wiem, że nie potrafiłbym tak postąpić. Jasne, zabijałem ludzi, ale nigdy dla przyjemności i nigdy dla jakichś abstrakcyjnych celów. Musi być jakiś poważny powód, coś dobrego dla społeczeństwa, albo dlatego, że ktoś złamał prawo. Nie jest to ładne, nie jest przyjemne, ale przynajmniej jest ważne i dlatego to robimy. Twój ojciec jest taki sam.
— Ty naprawdÄ™ lubisz tatÄ™ — zauważyÅ‚a lekarz medycyny Patsy Chavez.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  — No wiesz pan, takich rzeczy to nam nie mówiÄ…, ale — hydraulik uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ — widziaÅ‚em, jak dokÅ‚adnie tego dnia z lotniska startuje...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.