Przestąpił więc próg bramy, skłonił nisko głowę, a następnie przeżegnawszy Annę
Danutę i cały dwór małą złotą puszką, którą trzymał w palcach prawej ręki, rzekł:
– Witaj, miłościwa pani, w ubogich progach zakonnych. Niechaj św. Benedykt z Nursji,
św. Maurus, św. Bonifacy i św. Benedykt z Aniane, a także i Jan z Tolomei – patronowie nasi
w światłości wiekuistej żyjący, obdarzą cię zdrowiem, szczęściem i niechaj błogosławią cię
po siedem razy dziennie, przez wszystek czas żywota twego!
– Chybaby głusi byli, gdyby nie mieli wysłuchać słów tak wielkiego opata – rzekła
uprzejmie księżna – tym bardziej że my tu na mszę przybyli, podczas której ich opiece się
oddamy.
To rzekłszy wyciągnęła ku niemu rękę, którą on przyklęknąwszy dwornie na jedno kolano
ucałował po rycersku, a następnie przeszli razem bramę. Ze mszą czekano już widocznie,
gdyż w tej chwili ozwały się dzwony i dzwonki, trębacze zadęli przy drzwiach kościelnych na
cześć księżny w donośne trąby, inni uderzyli w ogromne kotły, wykute z miedzi czerwonej i
obciągnięte skórą, dającą huczny rozgłos. Na księżnę, która nie urodziła się w kraju chrześci-
jańskim, każdy kościół silne dotychczas czynił wrażenie, ów zaś, tyniecki, sprawiał tym
większe, że pod względem wspaniałości mało innych mogło się z nim porównać. Mrok na-
pełniał głębię świątyni, tylko przy wielkim ołtarzu drgały pasemka świateł rozmaitych, po-
mieszane z blaskiem świec rozjaśniających złocenia i rzeźby. Zakonnik przybrany w ornat
wyszedł ze mszą, skłonił się księżnie – i rozpoczął ofiarę. Wnet wzniosły się dymy wonne a
obfite, które przesłoniwszy księdza i ołtarz szły w spokojnych kłębach ku górze powiększając
tajemniczą uroczystość kościoła. Anna Danuta pochyliła w tył głowę i rozłożywszy ręce na
wysokości twarzy, poczęła się modlić żarliwie. Lecz gdy ozwały się rzadkie jeszcze wówczas
po kościołach organy i poczęły to potrząsać całą nawą grzmotem wspaniałym, to wypełniać ją
anielskimi głosami, to zasypywać jakoby pieśnią słowiczą, wówczas oczy księżny wzniosły
się do góry, na twarzy jej obok pobożności i lęku odmalowała się rozkosz bez granic – i pa-
trzącemu na nią zdawać się mogło, że to jakowaś Błogosławiona, która w cudownym widze-
niu ogląda niebo otwarte.
Tak to modliła się urodzona w pogaństwie córka Kiejstuta, która choć w życiu codziennym
równie jak i wszyscy ludzie tych czasów po przyjacielsku i poufale wspominała imię Boże,
jednakże w domu Pana z dziecinną bojaźnią i pokorą wznosiła oczy ku tajemniczej i niezmie-
rzonej potędze.
A tak samo pobożnie, choć z mniejszym lękiem, modlił się cały dwór. Zbyszko klęczał
przed stallami wśród Mazurów, bo tylko dwórki weszły z księżną za stalle, i polecał się opie-
ce boskiej. Chwilami spoglądał na Danusię, która siedziała z przymkniętymi oczyma koło
księżny – i myślał, że warto było wprawdzie zostać rycerzem takiej dzieweczki, ale że też nie
lada rzecz jej obiecał. Więc teraz, gdy piwo i wino, które w gospodzie wypił, wywietrzało mu
z głowy, zatroskał się niemało, jakim sposobem ją wypełni. Wojny nie było. Wśród nadgra-
nicznego mętu łatwo było wprawdzie natknąć się na jakiego zbrojnego Niemca i albo jemu
kości pokołatać, albo samemu głową nałożyć. Tak to on i mówił Maćkowi. „Jeno – myślał –
nie byle Niemiec nosi pawi lub strusi czub na hełmie.” Z gości krzyżackich chyba jacy gra-
fowie, a z samych Krzyżaków chyba komtur – i to nie każdy. Jeśli wojny nie będzie, to lata
mogą upłynąć, nim on swoje trzy grzebienie dostanie, bo i to jeszcze przyszło mu do głowy,
że nie będąc dotąd pasowany może tylko niepasowanych na pojedynkę w bój wyzywać. Spo-
dziewał się wprawdzie, że pas rycerski otrzyma z rąk królewskich w czasie gonitw, które za-
powiadano na chrzciny, bo na to dawno zarobił, ale potem co? Pojedzie do Juranda ze Spy-
21
chowa, będzie mu pomagał, natłucze knechtów, ile się da – i na tym koniec. Knechci krzyżac-
cy to nie rycerze z pawimi piórami na głowach.
Więc w tym utrapieniu i niepewności, widząc, że bez szczególnej łaski Bożej niewiele
wskórać potrafi, począł się modlić:
„Daj, Jezu, wojnę z Krzyżaki i z Niemcami, którzy są nieprzyjaciółmi Królestwa tego i



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  z tego samego rodu książąt mazowieckich, z którego pochodzili królowie Władysław i Kazi- mierz, a po kądzieli i obecnie panująca królowa, władczyni...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.