— Cóż z tego! Jestem pewna, że Jackie zdoÅ‚a i tak usadowić siÄ™ w pobliskiej wiosce, by mi stawać na drodze, ilekroć wyjdÄ™ poza teren ogrodu.
— To prawda — wtrÄ…ciÅ‚ Poirot.
— Poza tym nie wiem, czy Simon bÄ™dzie miaÅ‚ ochotÄ™ na takÄ… ucieczkÄ™?
— A jakie jest jego nastawienie do tej sprawy?
— Jest wÅ›ciekÅ‚y. Po prostu wÅ›ciekÅ‚y.
Poirot kiwał głową w zamyśleniu.
— Zechce wiÄ™c pan Å‚askawie z niÄ… pomówić? Prawda? — pytaÅ‚a Linnet z proÅ›bÄ… w gÅ‚osie.
— OczywiÅ›cie! Jestem jednak zdania, że nie na wiele siÄ™ to zda.
— Jackie jest nieobliczalna — powiedziaÅ‚a gniewnie Linnet. — Trudno przewidzieć, jak postÄ…pi.
— WspomniaÅ‚a pani przed chwilÄ… o jakichÅ› jej pogróżkach. ChciaÅ‚bym wiedzieć, czym pani groziÅ‚a?
— GroziÅ‚a… hm… że zabije nas oboje. Odzywa siÄ™ w niej czasami temperament kobiety PoÅ‚udnia.
— Rozumiem — odrzekÅ‚ z powagÄ… Poirot.
— Może zechce pan jednak zająć siÄ™ mojÄ… sprawÄ…? — spytaÅ‚a bÅ‚agalnie Linnet.
— Nie, madame — odpowiedziaÅ‚ stanowczo. — Nie przyjmÄ™ od pani zlecenia. UczyniÄ™ tylko, co w mej mocy, ale w imiÄ™ powszechnego dobra. I koniec na tym. Sytuacja jest dość trudna i niebezpieczna. DoÅ‚ożę wszelkich staraÅ„, aby jÄ… rozÅ‚adować, ale nic jestem przekonany, czy mi siÄ™ to uda.
— WiÄ™c nie bÄ™dzie pan dla mnie pracowaÅ‚? — rzekÅ‚a z naciskiem Linnet.
— Nie, madame — odpowiedziaÅ‚ jej na to Poirot.
RozdziaÅ‚ V 
Herkules Poirot napotkał Jacqueline de Bellefort siedzącą na skalistym brzegu Nilu. Był w duchu przekonany, że nie poszła jeszcze spać i że ją na pewno spotka gdzieś w hotelowym ogrodzie.
Siedziała wtuliwszy podbródek w dłonie i ani drgnęła, ani się obejrzała na odgłos zbliżających się kroków.
— Panna de Bellefort? — spytaÅ‚ Poirot. — Pozwoli pani, że pomówiÄ™ z niÄ… chwilÄ™.
Jacqueline odwróciła powoli głowę. Cień uśmiechu błąkał się na jej ustach.
— Bardzo proszÄ™— odrzekÅ‚a. Pan Herkules Poirot, jeÅ›li siÄ™ nic mylÄ™? Czy zgadÅ‚am? Linnet Doyle pana wynajęła. ObiecaÅ‚a sowitÄ… zapÅ‚atÄ™, jeÅ›li zaÅ‚atwi pan sprawÄ™ pomyÅ›lnie?
Poirot usiadł na ławeczce obok dziewczyny.
— ZgadÅ‚a pani, ale tylko częściowo — odrzekÅ‚ l uÅ›miechem. — RozmawiaÅ‚em niedawno z paniÄ… Doyle, ale nie przyjÄ…Å‚em od niej żadnego honorarium i mówiÄ…c Å›ciÅ›le, wcale dla niej nie pracujÄ™.
Jacqueline przyglądała mu się badawczo.
— To w jakim celu pan tu przyszedÅ‚? — spytaÅ‚a znienacka.
— Czy pani widziaÅ‚a mnie już kiedykolwiek przedtem? — zagadnÄ…Å‚ jÄ… Poirot zamiast odpowiedzieć.
Jacqueline pokrÄ™ciÅ‚a przeczÄ…co gÅ‚owÄ…. — Zdaje mi siÄ™, że nie.
— Natomiast ja już paniÄ… widziaÅ‚em. Razu pewnego siedziaÅ‚em na wprost pani w restauracji Chez Ma Tante. ByÅ‚a tam pani w towarzystwie Simona Doyle’a.
Dziwny, podobny do maski grymas pojawił się na twarzy dziewczyny.
— PamiÄ™tam ten wieczór — odrzekÅ‚a.
— Od tego czasu wiele siÄ™ zdarzyÅ‚o — zauważyÅ‚ Poirot.
— Ma pan sÅ‚uszność — powiedziaÅ‚a twardym gÅ‚osem, w którym kryÅ‚o siÄ™ gÅ‚Ä™bokie rozgoryczenie.
— Dlatego też proszÄ™ jako przyjaciel: wybaczcie sobie wszystko i pogódźcie siÄ™.
Spojrzała na niego zaskoczona.
— Co takiego?
— Niech pani pogrzebie to, co byÅ‚o, i spojrzy przed siebie w przyszÅ‚ość. Co siÄ™ staÅ‚o, już nie wróci. Gorycz niczego nie rozwiąże.
— To by cudownie odpowiadaÅ‚o naszej drogiej Linnet! — zawoÅ‚aÅ‚a Jacqueline.
Poirot machnął ręką.
— Nie jÄ… mam teraz na myÅ›li. Tylko paniÄ…. Taki bezmiar cierpieÅ„ ma pani za sobÄ…, a w ten sposób jeszcze je pani przedÅ‚uża.
Jacqueline pokręciła głową.
— Myli siÄ™ pan. ZdarzajÄ… siÄ™ chwile, kiedy mi to nawet sprawia ogromnÄ… przyjemność.
— A to jest wÅ‚aÅ›nie najgorsze ze wszystkiego.
— To nie jest gÅ‚upie, co pan mówi — odrzekÅ‚a spoglÄ…dajÄ…c bystro na Poirota. — Nawet wierzÄ™, że kieruje siÄ™ pan życzliwoÅ›ciÄ… — dodaÅ‚a cedzÄ…c sÅ‚owa.
— ProszÄ™ wracać do domu, panienko. Jest pani mÅ‚oda, ma dobrze w gÅ‚owie, a Å›wiat stoi przed paniÄ… otworem.
Jacqueline kręciła przecząco głową.
— Albo pan tego nie rozumie, albo nie chce zrozumieć, że Simon jest dla mnie caÅ‚ym Å›wiatem.
— MiÅ‚ość to jeszcze nie wszystko, moja panno — odparÅ‚ Å‚agodnie Poirot. — Tak nam siÄ™ tylko wydaje, kiedy jesteÅ›my mÅ‚odzi.
Dziewczyna raz jeszcze pokręciła przecząco głową.
— Czy pan tego nie rozumie? Zna pan przecież caÅ‚Ä… sprawÄ™? RozmawiaÅ‚ pan z Linnet. ByÅ‚ pan w restauracji owego wieczoru… Bardzo kochaliÅ›my siÄ™ z Simonem.
— Wiem, że pani go kochaÅ‚a — rzekÅ‚ Poirot i natychmiast ujÄ…Å‚ jÄ… tonem tych słów.
— KochaliÅ›my siÄ™ bardzo. KochaÅ‚am także Linnet. UfaÅ‚am jej. ByÅ‚a mojÄ… najlepszÄ… przyjaciółkÄ…. CaÅ‚e życie mogÅ‚a kupować wszystko, na co miaÅ‚a ochotÄ™. Nigdy sobie niczego nie odmawiaÅ‚a. Kiedy zobaczyÅ‚a Simona, zapragnęła mieć go na wÅ‚asność i dopięła tego.
— A on pozwoliÅ‚ siÄ™ tak… kupić?
Jacqueline pokręciła łagodnie głową.
— Nie caÅ‚kiem. Gdyby tak siÄ™ staÅ‚o, nie byÅ‚oby mnie tutaj. Pan sugeruje, że nie warto zaprzÄ…tać sobie gÅ‚owy Simonem. Istotnie nie byÅ‚by wart tego, gdyby siÄ™ ożeniÅ‚ z Linnet dla pieniÄ™dzy. Ale on jej nie poÅ›lubiÅ‚ dla majÄ…tku. Sprawa jest znacznie bardziej żaÅ‚osna. Istnieje taka rzecz jak urok osobisty. A pieniÄ…dze jeszcze bardziej go podkreÅ›lajÄ…. WÅ‚aÅ›nie taki czar roztaczaÅ‚a wokół Linnet. ByÅ‚a niczym wÅ‚adezyni jakiegoÅ› królestwa, mÅ‚oda księżniczka, wytworna w każdym calu. MiaÅ‚o to jakiÅ› teatralny przepych. Åšwiat jej siÄ™ Å›cieliÅ‚ do nóg, a jeden z najbogatszych i cieszÄ…cych siÄ™ wielkim wziÄ™ciem parów Anglii chciaÅ‚ jÄ… poÅ›lubić.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  — Może jednak uda siÄ™ nam jakoÅ› z tego wybrnąć?— OczywiÅ›cie, może pani wrócić do Anglii i zainstalować siÄ™ we wÅ‚asnym domu...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.