Już w 1978 roku w swej homilii na zakończenie konklawe Jan Paweł II w tym duchu objaśnił swój własny urząd, broniąc go w tonie deontologicznym od wszelkich zarówno rzeczywistych, jak i domniemanych zarzutów: "Właśnie nas, powołanych na najwyższy urząd w Kościele, stanowisko to zobowiązuje do bycia przykładnym wzorem stanowczości i inicjatywy. Musimy ze wszystkich sił przejawiać tę wierność, co da się przeprowadzić jedynie, gdy zachowamy nienaruszony skarb wiary, wypełniając szczególnie te z przykazań Chrystusa, z którymi dał klucze do królestwa niebieskiego Szymonowi jako ustalonej przez siebie opoce Kościoła (por. Mat. 16, 18). To jemu nakazał umacniać braci (por. Łk. 22, 32) i na dowód swojej miłości paść baranki i owce swojego stada (por. Jan 21, 15 i nast.)."
Wobec tak zawziętego wskazywania na pozycję Piotra i jego następców jako strażników nienaruszonego dobra wiary, posiadaczy kluczy do królestwa niebieskiego i najwyższych pasterzy trzody Chrystusowej nic dziwnego, że Papież dość rzadko cytuje te inne miejsca z Ewangelii, kreślące odmienny obraz. Jeżeli Papież w praktyce nigdy nie wspomina o odprawie, jaką dostał Piotr jako Szatan, który "jest zgorszeniem, bo nie myśli o tym, co Boskie, lecz o tym, co ludzkie" (Mat. 16, 23), można to jeszcze zrozumieć: takie cytaty zabrzmiałyby tu nieprzyjemnie. Toteż nowa książka Papieża, pełna aprobaty dla samego siebie, przezornie ich nie zawiera.
Tym energiczniej powinien rzekomy następca Piotra rozprawiać się z relacją z tejże Ewangelii (Mat. 14, 22-31), kiedy mówi o swym urzędzie. Otóż Jezus i Piotr są tutaj wręcz przykładnie zestawieni ze sobą. Nic nie przeszkadza w uznaniu tego tekstu nie tylko za doraźne i wobec tego przestarzałe wskazanie dla Kościoła, lecz także za obowiązujące ponadczasowo. Opowiada się tam, że Jezus pozostał sam, aby się modlić, natomiast łódź z uczniami wypłynęła na morze i wpadła w tarapaty, bo zerwał się przeciwny wiatr. Okraszona cudami opowieść mówi zaraz po tym coś wręcz sensacyjnego: wczesnym rankiem Jezus "przyszedł do nich, idąc po morzu. Uczniowie zaś, widząc go idącego po morzu, zatrwożyli się i krzyknęli ze strachu mówiąc, że to widmo. Ale Jezus zaraz do nich powiedział: «Bądźcie spokojni. To ja. Nie lękajcie się.» A Piotr odpowiadając mu rzekł: «Panie, jeśli to rzeczywiście ty, każ mi przyjść do siebie po wodzie." A Jezus rzekł:
«Przyjdź!» I Piotr, wysiadłszy z łodzi, poszedł do Jezusa. Ale gdy poczuł mocny wiatr, znowu się przeląkł i zaczął tonąć, i zawołał: «Panie, ratuj mnie!» A Jezus natychmiast wyciągnął rękę, chwycił go i powiedział mu: «Człowieku małej wiary! Dlaczego zwątpiłeś?» Po czym weszli obaj do łodzi, a wicher ustał."
Może to nie fair w stosunku do jednego lub drugiego, przypominać ten zapomniany fragment Ewangelii, dla którego w książce zabrakło miejsca. Lecz i ta opowieść należy do całej prawdy o Piotrze. Tym bardziej z ulgą czytamy, gdy obecny następca tego apostoła nie poprzestał (PPN 27) na cytowaniu wyłącznie mocnych i ciągle z pozycji Watykanu interpretowanych słów o Piotrze i jego urzędzie (Mat. 16, 16-18). Kto tak lubi mówić o nadziei, jak Wojtyła, mógłby się raz przynajmniej odważyć na to, aby ufając Panu wyjść z zagrożonej łodzi, wyrzec się bezpieczeństwa i prawdy swej instytucji. Znaczyłoby to: jako równy między równymi, wraz ze wszystkimi pozostałymi ludźmi - i nie asekurując się Boską gwarancją - wystawić się na zawieruchę świata. Jednakże trwoga Piotrowa pozostaje większa od tej nadziei. W dodatku wypowiedzi Papieża zdradzają tylko pozorną siłę. Trzyma się on bezpieczeństwa oraz jego składowych i na tym opiera swą ufność, że może wytyczać drogę światu. Z tego nie wynika jeszcze ani cień wątpliwości ani słabości, choć tak wielu wciąż odnosi wrażenie, że instytucja rzymska niewzruszenie interpretuje samą siebie w zwykły sposób: czyli w poczuciu, że posiada całkowitą prawdę, ważną także poza własnym systemem myślenia, chociaż nigdy nie zadała sobie fatygi, aby to udowodnić.
Tak czy owak reszta ludzi i wspólnot kościelnych wobec domniemanej pewności papieskiej nie ma żadnych szans. Dopóki Jan Paweł II będzie przypisywać całą prawdę wyłącznie sobie, inni skazani są na drugorzędność. Oto kilka przykładów: "Przy wszystkich punktach zbieżnych Chrystus nie jest podobny ani do Mahometa, ani do Sokratesa, ani do Buddy. Jest całkowicie oryginalny i niepowtarzalny" (PPN 52). I dalej: "Osobna sprawa to odradzanie się starych poglądów gnostycznych w postaci tak zwanego New Agę. Nie można się łudzić, że prowadzi on do odnowy religii" (PPN 80). I dalej: "Dla każdego, kto znając Stary i Nowy Testament, czyta z kolei Koran, staje się rzeczą jasną, że dokonał się w nim jakiś proces redukcji Bożego Objawienia... Całe to bogactwo samoobjawienia się Boga... zostało w jakiś sposób w islamie odsunięte na bok... Nie ma całego dramatu odkupienia" (PPN 82 i nast.).



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Ci dwaj lub trzej, o których mówił Jezus, więc nieliczni, którzy będąc razem tworzą wspólnotę miłości, podporządkowani są systemowi władzy kościelnej,...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.