W jej ponurą, czcigodną szarość wdziera się gromada promiennie strojnych kobiet.
Wszystko jest pełne światła, śmiechu i gwaru rozmów, a niewolnice roznoszą maleńkie ciasteczka na czerwonych talerzykach z laki. Moja matka uprzejmie i godnie przewodzi wszystkiemu. Stare belki pułapu patrzą od stuleci na ten sam obraz - na czarne i ciemne oczy, na tęczowe jedwabie i atłasy, na klejnoty we włosach, z nefrytu, pereł i rubinów, na złoto i turkusy zdobiące smukłe ręce barwy kości słoniowej.
O, mój drogi domu rodzinny, domu ukochany!
Widzę siebie - maleńką, wzruszającą postać, uczepioną ręki brata, na podwórzu obok ogniska, w którym miano palić bóstwa kuchenne. Posmarowano im wargi miodem, aby ze słodkimi słowami wzniosły się do nieba i zapomniały opowiedzieć o tym, jak to dziewki kłócą się niekiedy i wykradają potrawy z półmisków. Myśl o tych posłach w nieznaną dal napełnia nas czcigodnym dreszczem. Nie mówimy nic.
Widzę siebie w dniu Święta Smoka, w najlepszych odświętnych szatach z czerwonego jedwabiu, haftowanego w kwiaty śliwy. Zaledwie mogę doczekać wieczoru, aby iść z bratem nad rzekę i oglądać łódź ze smokiem. Widzę pękaty, tańczący na wietrze lampion lotosowy podczas Święta Lampionów; przynosi mi go stara niania i śmieje się z mojego podniecenia, bo nie mogę spokojnie doczekać chwili, kiedy z nastaniem wieczoru zapalę wewnątrz czerwoną, kopcącą świeczkę.
I widzę, jak u boku matki wchodzę powoli do wielkiej świątyni. Patrzę, jak matka wtyka pałeczki kadzidłane do urny. Nabożnie klękam razem z nią przed bóstwem i jest we mnie zimny lęk.
A teraz pytam ciebie, siostro, jak po tych wszystkich latach, które mnie ukształtowały, mogę być odpowiednią żoną dla człowieka pokroju mojego małżonka?
Wszystkie moje cnoty są zbędne. W cichości postanawiam ubrać się w błękitny kaftan jedwabny z czarnymi guziczkami ozdobionymi srebrem. Wepnę jaśmin we włosy i włożę spiczaste, czarne, atłasowe trzewiczki, haftowane niebieskim jedwabiem. Powitam go, gdy wejdzie. Ale gdy ta chwila przychodzi, wzrok jego ślizga się spiesznie ku innym rzeczom - ku listom na stole, ku książkom. O mnie zapomina.
Serce moje drży i kołata z trwogi. Przypominam sobie pewien dzień przed moim weselem - dzień, w którym matka napisała własnoręcznie i pośpiesznie dwa listy, jeden do ojca, drugi do mojej przyszłej teściowej, i w największym pośpiechu wysłała je przez starego odźwiernego. Tak wzburzonej nie widziałam jej nigdy. Tego samego dnia słyszałam, jak sługi szeptały między sobą, że mój narzeczony chciałby zerwać nasz związek, bo jestem niewykształcona i mam okaleczone stopy.
Wybuchnęłam płaczem, a sługi strach obleciał; przysięgły, że wcale nie mówią o mnie, tylko o grubej drugiej córce pani Tao.
Teraz scena ta staje mi żywo przed oczyma i w stra- szliwym zdenerwowaniu myślę o niej. Może jednak mnie miały na myśli? A służba zawsze kłamie. Zresztą, ja nie jestem niewykształcona. Wszak wyuczono mnie wszystkiego, co dotyczy gospodarstwa i pielęgnowania mej urody.
A co do moich stóp, to chyba nikt nie woli wielkich, ordynarnych nóg, takich jak mają chłopki. Nie, to nie o mnie o mnie mówiły sługi, to nie mogłam byc ja.
III
Kiedy po raz ostatni pożegnałam dom matki i wsiadłam do wielkiej, czerwonej lektyki, w której miano mnie zanieść do domu męża, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mu się nie spodobam. Z radością przypominałam sobie, że jestem drobna i zgrabna i mam owalną twarz, na którą inni chętnie spoglądają. Przynajmniej w tym względzie go nie rozczaruję.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Drugiego dnia po Nowym Roku - to jest bowiem dzieÅ„, w którym wytworne damy odwiedzajÄ… siÄ™ wzajemnie - sala rozbrzmiewa subtelnÄ… wesoÅ‚oÅ›ciÄ…...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.