|
gloria victis-orzeszkowa
opieką? Prawda, że słońce nasze spłynęło już ku zachodowi, lecz mogą być jeszcze cudne
ciche godziny o pogodnych zorzach...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
Więc około trzech miesięcy temu, w
czasie ostatniej bytności mojej w Dworkach ponowiłem wobec panny Róży gorącą prośbę
moją.
Oczy pani Januarowej stawały się prawie obłąkanymi. Więc to, co wymyśliła jako zło-
śliwą i nieprawdopodobną drwinę, było tak ściśle prawdziwym! .
− Tym razem spotkałem się znowu z czym innym. Panna Róża powiedziała mi, że jeżeli
dotąd pamięcią i sercem pozostała wierną swemu... świętemu, to już rozstawać się z nim
dla tej odrobiny czasu, który pozostał jej na ziemi, wprost nie warto. Powiedziała, iż tak
długo już żyje ze swoją samotnością i ze swoim smutkiem, że stały się one drugą jej istotą,
nawyknieniem, treścią życia, których wyrzucić z siebie i zastąpić czymś wcale przeciw-
nym niepodobna. Powiedziała, że według stów jednej z ulubionych swych książek, tak już
dawno „żyje w cieniu śmierci”, myśląc często nie tylko o tamtej, ale i o swojej, jako o
wolnym wzlocie czegoś w niej niewiadomego, w coś poza nią, niewiadomego, co wielkie
jest i niezmierzone, a upragnione już przez to, że musi być czymś wcale innym niż wszyst-
ko, co jest tu. A z tego cienia, kto długi moment w nim przebędzie, niepodobna już wyjść
na pełne światło i z takich myśli, kto długo z nimi przestawał, niepodobna wejść w krąg
szczerych uciech... To mi powiedziała i... zawołana przez lokaja odeszła, aby podwieczor-
kiem państwa zarządzić...
202
Tu załamał się jakoś głos pana Seweryna: umilkł, a z tego milczenia korzystając, od
dawna już wzburzony i silnie na twarzy zaczerwieniony nasz kochany tłuściuchny pan Ja-
nuary przypodniósł się na krześle, ręce gościa w swoje pochwycił i wstrząsając nimi, pra-
wie chlipiąc od płaczu, mówić zaczął:
− Ja pana dobrodzieja bardzo, bardzo za kuzynkę moją przepraszam... Zacności kobieta,
że tak o nieboszczyku Bronku pamięta, ale takiego jak pan człowieka obrażać, takie szczę-
ście odrzucać − jakże można! jakże można! Niech pan dobrodziej wierzy, że ja o niczym
nie wiedziałem, bo gdybym był wiedział... przecież spokrewnienie się z panem dobro-
dziejem byłoby dla mnie zaszczytem, przyjemnością... Teraz, dowiedziawszy się, kuzynce
mojej uczynię gorzką, gorzką wymówkę, a pana dobrodzieja raz jeszcze przepraszam za
nią, bardzo, bardzo prze...
Wtem: „Zagrzmiało, runęło w Betlejem ziemi!” Pani Januarowa, nie czekając końca
przemówienia mężowskiego, wstała od stołu, ale w taki sposób, że krzesło posunęło się za
nią z grzmotem i z wielkim stukiem na ziemię upadło. Po czym ona sama dziwnie jakoś
krzyknęła i wybuchnęła wielkim jakimś śmiechem. Pokazało się, że globus hisiericus, któ-
ry od początku tej rozmowy ciągle ją dławił, zupełnie teraz do gardła wlazł, i dostała
pierwszego w życiu napadu spazmów. Więc Idalcia, pan Faustyn i inni, pod ramiona ją
schwyciwszy, do dalszych pokoi uprowadzili, pan January około posyłania po lekarzy się
zakrzątnął, pan Dorsza odjechał, a w jadalnej sali tylko Zygmuś i Marynia pod oknem sie-
dząc coś do siebie szeptali i ja przy stole wciąż na jednym krześle jak skała tkwiłem. Od
tego, com słyszał, w głowie mi się przewracało, i nie tylko w głowie. Z zadumy wyrwać
się nie mogłem.
Nagle Zygmuś zerwał się od okna i pędem strzały z pokoju wyleciał. Marynia także
spojrzawszy przez okno zerwała się i jak błękitny ptak szybko wyfrunęła. Myślę sobie: co
oni takiego na dziedzińcu zobaczyli? Czego tak polecieli? Wstałem też, do okna podsze-
dłem i − co państwo myślą, że zobaczyłem? Oba te dzieciaki leciały na spotkanie panny
Róży, która właśnie w bramę dziedzińca wchodziła. Niosła z lasu więź liliowych dzwon-
ków i świecących jak słońce żółtych arnik. Lecz kwiaty te wysypały się jej do stóp, gdy ten
pustak Zygmuś porwał jej ręce i nisko schylony tak całować je zaczął, jakby w te pocałun-
ki całą duszę swoją wlewał. A Marynia ze swej strony oba ramiona zarzuciła jej na szyję, i
błękitną bluzką jak promiennym obłokiem do jej szarej, smutnej sukni przylgnęła.
203
Document Outline
ELIZA ORZESZKOWA - GLORIA VICTIS
ONI
I
II
III
OFICER
I
II
III
IV
V
VI
HEKUBA
I
II
III
IV
V
VI
BÓG WIE KTO
GLORIA VICTIS
DZIWNA HISTORIA
ŚMIERĆ DOMU
PANNA RÓŻA
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- Smutne pooenie komornikw w Wielkopolsce, przewysza jeszcze pooenie komornic...
- murem, poza ktry nie mam ju wstpu, i jedynie dla pozoru pozostaje jeszczemoim ojcem, jak dla pozoru bierze te kropelki, chodzi do lekarza, patrzy w tookno przed...
- Tymczasem, jeszcze pod panowaniem tureckim, w Iraku miay miejsce powstania i walki niepodlegociowe miejscowej ludnoci, kierowane przez przywdcw plemiennych...
- Kasyx zwinął swe pole siłowe i cała czwórka zlustrowała zasiane trupami pole, dobijając gdzieniegdzie poruszające się jeszcze zwłoki...
- Na szczęście — przypomina nam Bateson — jest jeszcze trzeci układ, w którym rozgrywać się może współoddziaływanie pomiędzy obiema grupami: układ...
- — Powróć tu jeszcze! — powtórzyła Messua...
- – Jeszcze jedno – mówi Marshall...
- — Daleko jeszcze do Hanscom Field? — zawołał Spencer, przekrzykując skowyt silników odrzutowych...
- czcych postawy Sobieskiego wobec Wgrw, krl, mimo echtnie dokonaby jeszcze wielu czynw wojennych i przychylisi do yczenia Lotaryczyka, by podbi...
- Pan Mantalini raz jeszcze jęknął za kapeluszem małżonki i wsadziwszy suwerena w jedno oko mrugnął do pana Ralfa drugim, kiedy zaś zręcznie wykonał ową...
|
|