|
murem, poza który nie mam już wstępu, i jedynie dla pozoru pozostaje jeszczemoim ojcem, jak dla pozoru bierze te kropelki, chodzi do lekarza, patrzy w tookno przed...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
I wkrótce nadarzyła się ku temu okazja. 67 Prowadziłem go znów do lekarza i kiedyśmy się wspinali schodami na wzgórze, już po paru stopniach, jak zwykle, zaczął nadstawać i z coraz większym trudem wciągając powietrze, powiedział, a właściwie wyszeptał: - Odpocznijmy trochę. Wsparł się całym sobą o poręcz i ciężko pracował piersiami, a ja spoglądałem to w górę, to w dół schodów, czy ktoś nie nadchodzi. Czułem się bowiem w obowiązku stać na straży tego jego odpoczywania, jakby robił właśnie coś, z czego wstydliwości nie zdawał sobie sprawy. A zwłaszcza w popłoch wprawiała mnie sama myśl, że może ktoś nie z Rybitw, komu droga przypadkiem wypadła po tych schodach, natknie się na nas, a zobaczywszy ojca wspartego bezwładnie o poręcz i łapiącego z trudem powietrze, zacznie wypytywać, czy coś się stało, nastręczać się z pomocą, w najlepszym razie obłoży nas współczującym spojrzeniem. I może żeby zagłuszyć ten popłoch w sobie, zacząłem bezwiednie nucić pod nosem tę piosenkę, a w pewnej chwili prawie samo mi się wyrwało: „za tawariszcza Stalina". - Nie śpiewaj mi tego - powiedział głosem wyciszonym przez zmęczenie. - Prosiłem cię. W pierwszym odruchu chciałem mu się odwzajemnić i powiedzieć: - To chodźmy już, bo kiedy zajdziemy? Ale jakoś mnie ta jego zmęczona prośba rozbroiła i zamilkłem. A on może z wdzięczności, że go tak łatwo usłuchałem, zaczął mi opowiadać o bitwie pod Kannami, bo zawsze mi opowiadał o jakiś bitwach, gdyśmy wspinając się po tych schodach w drodze do lekarza, przystawali na odpoczynek. Podejrzewałem z początku, że te bitwy to tylko sposób na przedłużanie tego odpoczywania, jako że nie dawałem mu zbyt długo odpoczywać i gdy tylko oddech zaczynał mu się uspokajać, ponaglałem, to chodźmy już, bo kiedy zajdziemy? 68 Inna sprawa, że stawałem się zazwyczaj nieznośny, opryskliwy, ilekroć wypadało mi zaprowadzić go do lekarza, a nieraz nawet chciało mi się ze złości płakać, nie mówiąc już, że zawsze towarzyszyło mi to dojmujące poczucie zawstydzenia, gdy tak noga za nogą wspinaliśmy się po schodach. Co prawda, gdyby nie te moje ponaglenia, bylibyśmy u lekarza najwcześniej na południe, chociaż wychodziliśmy z domu zwykle z rana. Ale może wiedział, że już mu lekarz nie pomoże i traktował te wizyty jako możliwość przejścia się ze mną, w ramach ojcowskich powinności, zamiast spaceru czy do kina, na karuzelę, na strzelnicę, na lody, więc tym bardziej przedłużał te odpoczywania, co parę schodków prosząc: - Odpocznijmy trochę. I widocznie uznał, że ten czas odpoczywania najlepiej będzie wypełniać bitwami, bo wiedział, że o bitwach lubię słuchać. No, i te bitwy najskuteczniej gasiły we mnie złość. Toteż już za progiem, ledwo wyszliśmy z naszej sutereny, nie rozejrzawszy się choćby za pogodą, jakkolwiek już na parę dni przedtem zwykł się martwić, czy pogoda aby nam dopisze, pytał mi się: - O czym to ja ci ostatni raz opowiadałem? Chyba o bitwie nad Marną, tak? To może dzisiaj opowiem ci... - I już tymi pierwszymi słowami zarzucał sieć na miotającą się złość we mnie, a ja zamiast mu odburknąć, jak to zwykle, odpowiadałem łagodnie: - Jaką chcesz. Żeby tylko było, kto zwyciężył. I tak zaczynał się początek każdej bitwy. Już od pierwszych jego o niej słów przenosiłem się z tych schodów, z tego wzgórza, z jego choroby, tych gasnących oczu, bladości, braku powietrza, bezsiły w szczęk broni, wybuchy, tętent koni, jęki, okrzyki, rozkazy. I nie zdarzyło się, abym kiedykolwiek ponaglił go, to chodźmy już, bo kiedy zajdziemy? I nie ze względu na niego, lecz takim ponagleniem, 69 wydawało mi się, bitwa mogłaby się poczuć dotknięta w swojej wielkości i dumie, że jakiś tam szczeniak, prowadzący kiedyś tam ojca do lekarza w jakimś tam mieście, poważył się przerwać o niej opowieść. I nawet kto wie, czy obrażone wojska nie zaczęłyby zwijać szyków, dochodząc do wniosku, że nie ma się dla kogo
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- 3
QUICKPANEL CE CONTROL/VIEW
Panele operatorskie Quickpanel CE Control/View programuje się za pomocą modułu View
Standard Edition, ktĂłry jest...
- „Smutne położenie komorników w Wielkopolsce, przewyższa jeszcze położenie komornic...
- Biegał tedy Szymon z kąta w kąt, zupełnie nie zajmująco, od czasu do czasu tylko dla pewnej rozmaitości kopnął po drodze krzesło albo stół, który przerażony,...
- Tymczasem, jeszcze pod panowaniem tureckim, w Iraku miały miejsce powstania i walki niepodległościowe miejscowej ludności, kierowane przez przywódców plemiennych...
- Celem sporządzania zapisu procesu jest przedstawienie takiego raportu z wywiadu, który by ilustrował jego dynamikę oraz związane z wywiadem myśli, emocje i odczucia...
- Kasyx zwinął swe pole siłowe i cała czwórka zlustrowała zasiane trupami pole, dobijając gdzieniegdzie poruszające się jeszcze zwłoki...
- stworzył dla mnie fałszywą tożsamość komputerowca z Korelii i posadził mnie na jed-
- No cóż, mówię jako człowiek, który musi komuś dać w dziób...
- Na szczęście — przypomina nam Bateson — jest jeszcze trzeci układ, w którym rozgrywać się może współoddziaływanie pomiędzy obiema grupami: układ...
- Calvin Hali, który zebrał relacje wielu tysięcy snów, powiada nam, że
około dwie trzecie wszystkich snów są czarno-białe...
- - Wiedziałam, że nie jestem tą jedyną, której nie można się oprzeć - powiedziała Joanna, potrząc na portret Bobbie w wykonaniu Dce*a Mazzarda, który Bobbie...
|
|