- Nie można zaprzeczyć - odezwał się Łukasz ze smutkiem - że zło bardziej bezpośrednio przemawia do umysłu ludzkiego niż dobro. Piotra i Pawła słuchają małe grupki na bocznych uliczkach. Ten człowiek, Szymon, jest Samarytaninem, ale ponieważ ma reputację człowieka złego, wszyscy chcą go oglądać.
Zaaferowany Beni Plotkarz, krążąc tu i tam, wyrósł nagle przy nich, żeby powiedzieć:
- Oni wszyscy obawiają się diabłów, których ze sobą sprowadza. Ten szeleszczący odgłos, jaki słyszycie, to drżenie tysiąca niemytych skór w odzieniach rojących się od pcheł. Ale nic nie zatrzymałoby ich w domu.
W chwilę potem mag pojawił się na platformie. Szmer głosów ucichł. Wszyscy zamarli w bezruchu. Zły Samarytanin rozglądał się przez chwilę dookoła, a potem wzniósł w powietrze jedną rękę.
- Ja, Szymon z Gitty, zwany przez ludzi Magiem, pozdrawiam was, obywatele Jerozolimy. - Głos jego bez trudu docierał do najdalszych krańców placu. - Przyszliście, aby zobaczyć na własne oczy wyczyny, jakich dokonywałem w całym kraju, i o których wiele słyszeliście. Będziecie sobie zadawali pytanie, kiedy już skończę: czy były to cuda, czy tylko magiczne sztuczki? Sami musicie sobie odpowiedzieć.
Był już w podeszłym wieku, ale mimo lat trzymał się prosto, a nawet w swej trupiej postaci zachował coś z młodzieńczego ducha i elastyczności. Wszystko w nim było niezwykłe. Odznaczał się ciekawą brzydotą, jego nos był tak bulwiasty na końcu, iż nozdrza zdawały się być schowane jak u wielbłąda, a jego skóra nie była ciemna, lecz raczej szara, jak gdyby lata ślęczenia nad dziwnymi księgami i przeszukiwanie grobów o północy nadało jej nienaturalny odcień. Oczy natomiast były bardzo ożywione.
Miał na sobie białą tunikę ze skrzyżowanymi pasami o innej barwie. Ubiór ten wydawał się nadmiernie wypchany jak na porę roku. Mogło tak być, gdyż sztukmistrz musi nosić instrumenty swego kunsztu ukryte przy sobie. Brakowało jednak wysokiego cylindrycznego kapelusza zakończonego szpicem, jaki nosili ludzie uprawiający ten zawód. Nad korpusem, szczelnie okutanym szatą, wznosiła się głowa tak łysa, jak jajo mitycznego ptaka z bajek wschodnich.
Trzymał różdżkę niezwykle długą i nadmiernie rzeźbioną. Położył ją na stole stojącym pośrodku platformy, a na nią zarzucił długą purpurową tkaninę, wyciągniętą niedbale z obszernego rękawa. Materiał wił się i drżał. Kiedy go ściągnął, na stole leżała nie różdżka, lecz wąż koloru miedzi, który uniósł głowę i zasyczał. Materiał został rozłożony na nowo i ułożył się w puste fałdy. Kiedy go ściągnięto po raz drugi, wąż znikł, a na stole nie leżało nic prócz różdżki.
- Zwyczajna sztuczka - powiedział Szymon Mag, a jego wargi skrzywiły się w brzydkim uśmiechu. - Nie wątpię, że widzieliście to wiele razy. Każdy sztukmistrz żyjący w zalanej słońcem wiosce nad Morzem Czerwonym potrafi tak żonglować wężem i różdżką. Daję to na początku, żebyście mogli lepiej ocenić ciąg dalszy. Pokażę wam rzeczy dziwne, które bynajmniej nie są sprawą zręczności ręki czy też rekwizytów iluzjonisty. - Zatrzymał się i obrzucił zebranych bystrym spojrzeniem. - Słuchajcie mnie, mężowie Jeruzalem! Istnieje magia ducha, która jest mi znana i z której teraz zrobię użytek.
Na Łukaszu nie zrobiła wielkiego wrażenia cała ta zarozumiała gadanina.
- Dałbyś wiarę, mój synu - wyszeptał - że ludzie są na tyle łatwowierni, aby uwierzyć, iż ten człowiek jest Mesjaszem? Ale to prawda. W Samarii zrodził się kult i wiara, że on działa z Boską pomocą. To się szerzy dość szeroko. Wielu Greków się przyłączyło, a nawet garstka Żydów. Obawiam się, że zezwolono na ten pokaz w nadziei podania w wątpliwość cudów Jezusa. Arcykapłan jest gotów zadawać się z Samarytaninem, tak mu zależy na tym, aby nas zniszczyć.
Szymon znów podniósł ramię do góry.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Kiedy Łukasz i Bazyli dotarli na miejsce, musieli stanąć tak daleko w tyle, że nie widzieli platformy, na której miał wystąpić kuteański mag...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.