Szybko cofnął rękę i spojrzał na nią zdziwiony. Plecy Pedi wydawały się... garbate. Gdyby była człowiekiem i gdyby dotknął ją 122
z przodu zamiast z tyłu, pomyślałby, że przypadkiem położył dłoń na jej piersi. Ale wypukłość była twarda jak duże zrogowacenie. Albo guz.
Cokolwiek to było, Pedi odsunęła się pospiesznie. Po chwili odzyskała swoją zwykłą pewność siebie.
– My też byliśmy pewni, że Najwyższy Kapłan nie pozwoli nas zaatakować w swojej obecności, Wasza Wysokość –
powiedziała. – Moje obowiązki wobec mojego benan są jasne. To ja muszę się upewnić, że w następnym pomieszczeniu nic nam nie grozi, a nie marines.
– A ja muszę sprawdzić, że nic nie grozi tobie, Roger. – Cord wciąż niepokojąco rzęził, i książę pokręcił głową.
– Musisz odpoczywać, stary przyjacielu – powiedział. – Nie możesz mnie strzec, kiedy jesteś słaby jak niemowlę basik.
– Mimo wszystko to mój obowiązek. – Cord bezskutecznie próbował ukryć, jak ciężko wspiera się na swojej włóczni.
Roger zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na swojego asi. Jego twarz, mimo że obca, była już znajoma.
– Cord, potrzebuję bardziej twojej rady niż piklowania. I potrzebuję cię zdrowego. Uszanuj moją opinię: musisz odpoczywać i odzyskać siły. Nie lubię o tym wspominać, ale nie jesteś już najmłodszy i potrzebujesz więcej czasu, żeby wrócić do zdrowia.
To była paskudna rana, więc teraz odpoczywaj. Wracaj do Mudh Hemh. Weź kąpiel błotną, wyśpij się. Mam marines, którzy będą mnie pilnować, i sam wrócę do Mudh Hemh, kiedy tylko dokończymy negocjacje.
Cord patrzył na niego niewzruszenie przez długą chwilę, potem wykonał gest rezygnacji.
– Masz rację. W tym stanie nie mogę pełnić moich obowiązków tak, jak powinienem. Pójdę już.
– Dobrze! – Roger klepnął go w ramię. – Zdrowiej, nabieraj sił. Niedługo będziesz ich potrzebował.


* * *

– Dzień dobry. Nazywam się plutonowy Adib Julian i przeprowadzę pierwszą odprawę w sprawie taktyki pozbycia się Krathian – powiedział Julian, rozglądając się po sali. Znajdowała się blisko środka cytadeli Shinów i była dość duża, by pomieścić wszystkich dowódców księcia oraz shińskich wodzów.
Ci drudzy stanowili bardzo mieszaną grupę. Niektórzy pochodzili z klanów, które od dawna utrzymywały kontakty z Krathianami, i byli stosunkowo „cywilizowani”. Przyszli na naradę w polerowanych zbrojach i wydawali się słuchać z zainteresowaniem. Zaciekawił ich zwłaszcza hologram struktury sił, który włączył plutonowy. Wielu innych wodzów najwyraźniej pochodziło jednak z „zabitych dechami dziur”. Wyróżniali się lżejszymi i gorzej utrzymanymi zbrojami, a odstępy, w jakich Gastan poustawiał niektóre grupy – i niektóre klany wewnątrz każdej z nich – sugerowały, że niektórzy chętniej rzuciliby się na siebie nawzajem niż na Krathian.
– Krótka analiza stosunku sił Krathian i sojuszu Shinowie/marines wskazuje, że bezpośrednie natarcie prawdopodobnie byłoby nieskuteczne – ciągnął Julian, włączając stosowną animację. – Niemożność użycia przez ludzi broni plazmowej w połączeniu z brakiem pancerzy wspomaganych oznacza, że każdy atak, nawet przy wsparciu ludzi, Diaspran i Vashinów, zostanie połknięty nawet bez jednego beknięcia.
Krótka holograficzna animacja zakończyła się widokiem rozwłóczonych po polu bitwy trupów „dobrych” żołnierzy i łopoczącą nad Nopet Nujam flagą Krathian.
– Istnieją jednak pewne alternatywy – ciągnął, włączając kolejną animację. – Krathianie mają bardzo ograniczone doświadczenie z szarżą civan i nie mają żadnego odpowiednika ściany pik.
W kolejnej animacji oddział civan szybko przeorał flankę sił Krathian, zmuszając resztę do zmiany frontu. „Kamera”
odjechała w tył, ukazując na zboczach nad obozowiskiem niewyraźnie zarysowany niebieski oddział pikinierów i oszczepników, wspieranych przez konwencjonalne siły Shinów.
– Jeśli ten atak będzie jednoczesny z atakiem zamaskowanych pancerzy na obóz, zapanuje chaos wystarczający, by przeprowadzić wypad, wsparty przez diasprańską piechotę i marines, zdobyć umocnienia oblężnicze i zniszczyć palisady oraz większość bombard, zanim zdołają ich użyć.
Niebieski oddział na zboczu zaatakował teraz, wyrzynając zaskoczonych Krathian. Animacja zakończyła się widokiem drewnianych palisad, obozowiska i stanowisk bombard, jak buzują wesoło płomieniami, śląc w niebo słupy czarnego dymu.
– A co potem? – spytał jeden z barbarzyńskich wodzów, podnosząc wzrok znad wzoru, który rył sztyletem w blacie stołu. –
Myślicie, że zawrócą i uciekną po tej jednej klęsce? Musimy zdobyć Thirlot! Jak zawsze odetniemy ich wtedy od jedzenia i drogi ucieczki. Poza tym tam są spore łupy!
– Thirlot jest dobrze bronione – stwierdził jeden z wodzów z nizin, wypinając pierś okrytą wypolerowanym pancerzem. –
Zostawili tam dużą część swoich sił, idąc tutaj, a drugą w Queicuf. Jeśli uważasz, że twoja brudna banda może zdobyć Thirlot, życzę szczęścia.
– Brudna?! Ja ci dam brudną!
– Dość! – warknął Gastan, a jego strażnicy huknęli w podłogę drzewcami ceremonialnych włóczni. – Shem Cothal, Shem Sul.
Atak na Thirlot był już rozważany i został odrzucony. Plutonowy Julian?
– Moglibyśmy zająć Thirlot – powiedział marine, patrząc na wodza w napierśniku. Jego toots wyświetlił mu przed oczami jego imię: Shem Sul. – Na pewno wdarlibyśmy się do miasta i pomogli wam zniszczyć siły, które według szpiegów Gastana tam stacjonują. Nasza ciężka broń sforsowałaby bramy, nasze pancerze wybiłyby otwory w murach, a Shinowie i marines mogliby wedrzeć się do miasta i hulać w nim niemal bezkarnie.
Wpatrywał się w barbarzyńcę tak długo, aż ten przytaknął.
– Ale za to nie moglibyśmy utrzymać miasta – powiedział Julian, odwracając się teraz do drugiego wodza, Shem Cothala. –



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  – Jestem pewien, że wszyscy tu jesteśmy przyjaciółmi, Pedi – powiedział książę, kładąc rękę na jej plecach, kiedy go mijała...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.