|
— Nie jest Å‚adny — powiedziaÅ‚ Gillbret — ale czy to ważne? ZgaÅ› Å›wiatÅ‚o...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
Nie, nie! Å»adnych kontaktów ani przeÅ‚Ä…czników. Po prostu życz sobie, żeby Å›wiatÅ‚o zgasÅ‚o. Mocno! PomyÅ›l, że pragniesz tego. I Å›wiatÅ‚a Å›ciemniaÅ‚y, z wyjÄ…tkiem delikatnego, perÅ‚owego blasku sufitu, który uczyniÅ‚ z ich twarzy dwie majaczÄ…ce w ciemnoÅ›ci plamy. Gillbret zaÅ›miaÅ‚ siÄ™, sÅ‚yszÄ…c peÅ‚en zdumienia okrzyk Birona. — Jedna ze sztuczek mojego wizisonora. Tak jak osobista kapsuÅ‚a, tak i on poÅ‚Ä…czony jest z umysÅ‚em. Rozumiesz, o co mi chodzi? — Szczerze mówiÄ…c, ani trochÄ™. — Dobrze, spójrz na to od innej strony. Pole elektryczne twoich komórek mózgowych wywoÅ‚uje wzbudzenia w tym instrumencie. Matematycznie jest to bajecznie proste, ale o ile wiem, nikomu jeszcze nie udaÅ‚o siÄ™ umieÅ›cić wszystkich niezbÄ™dnych elementów w pudeÅ‚ku takich rozmiarów. Zwykle potrzebny jest olbrzymi generator. To dziaÅ‚a też inaczej. MogÄ™ w tym miejscu zamknąć obwody i przesÅ‚ać wiadomość bezpoÅ›rednio do twojego mózgu, tak że bÄ™dziesz widziaÅ‚ i sÅ‚yszaÅ‚ bez poÅ›rednictwa oczu i uszu. Patrz! Z poczÄ…tku nie byÅ‚o nic do oglÄ…dania. I nagle w kÄ…ciku oka Biron zauważyÅ‚ jakieÅ› plamy. Stopniowo punkciki zaczęły zmieniać siÄ™ w bladÄ… niebieskofioÅ‚etowÄ… kulÄ™, jakby zawieszonÄ… w powietrzu. Kiedy siÄ™ cofnÄ…Å‚, kula podążyÅ‚a za nim, nie znikajÄ…c, nawet gdy zamknÄ…Å‚ oczy. Zjawisku towarzyszyÅ‚ czysty dźwiÄ™k. który stanowiÅ‚ jego część, wiÄ™cej — byÅ‚ nim samym. Wizja rosÅ‚a i stawaÅ‚a siÄ™ coraz wyraźniejsza. Biron uÅ›wiadomiÅ‚ sobie z niepokojem, że wszystko to dzieje siÄ™ w jego gÅ‚owie. Nie byÅ‚ to prawdziwy kolor, ale raczej barwny dźwiÄ™k, czysta myÅ›l; wyraźnie obecna, lecz niewyczuwalna. Obraz wirowaÅ‚ i jaÅ›niaÅ‚ opalizujÄ…cymi blaskami, podczas gdy efekt muzyczny rósÅ‚, aż otuliÅ‚ Birona jakby jedwabnym pÅ‚aszczem. Wreszcie eksplodowaÅ‚, tak że barwne plamy uderzaÅ‚y o niego, wybuchajÄ…c pÅ‚omieniem, który nie parzyÅ‚. Przy cichym dźwiÄ™ku delikatnego westchnienia znów rosÅ‚y i pÄ™cherzyki mokrej zieleni. Biron odepchnÄ…Å‚ je i zaskoczony zauważyÅ‚, że nie widzi ani nie czuje swoich rÄ…k. MaleÅ„kie baÅ„ki wypeÅ‚niaÅ‚y jego umysÅ‚, tÅ‚umiÄ…c wszystkie inne wrażenia. KrzyknÄ…Å‚ bezgÅ‚oÅ›nie i zjawy zniknęły. W oÅ›wietlonym pokoju znów staÅ‚ przed nim Gillbret i Å›miaÅ‚ siÄ™. Biron poczuÅ‚ ostry zawrót gÅ‚owy i drżącÄ… rÄ™kÄ… otarÅ‚ zroszone potem czoÅ‚o. UsiadÅ‚ gwaÅ‚townie. — Co siÄ™ staÅ‚o? — spytaÅ‚ gÅ‚osem tak ostrym, na jaki go byÅ‚o stać. — Nie mam pojÄ™cia. ByÅ‚em poza tym — odpowiedziaÅ‚ Gillbret. — Nie rozumiesz? To byÅ‚o coÅ›, z czym twój mózg zetknÄ…Å‚ siÄ™ po raz pierwszy. OdbieraÅ‚ bodźce bez poÅ›rednictwa zmysłów i nie potrafiÅ‚ zinterpretować tego zjawiska. Tak dÅ‚ugo, jak byÅ‚em skupiony na odbiorze, umysÅ‚ mógÅ‚ przeÅ‚ożyć dostarczane mu dane tylko na stare, dobrze znane mu do tej pory wrażenia. StaraÅ‚ siÄ™ przetÅ‚umaczyć je jednoczeÅ›nie na odrÄ™bne doznania wzrokowe, sÅ‚uchowe i dotykowe. A czy czuÅ‚eÅ› jakiÅ› zapach? Czasami wydaje mi siÄ™, że odbieram jakÄ…Å› woÅ„. Przypuszczam, że psy reagowaÅ‚yby przede wszystkim wÄ™chem. KiedyÅ› bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ przeprowadzić parÄ™ eksperymentów na zwierzÄ™tach. A teraz — jeÅ›li caÅ‚kowicie zignorujesz to, co przekazuje ci mózg, zjawisko szybko zanika. Tak wÅ‚aÅ›nie postÄ™pujÄ™, gdy chcÄ™ zaobserwować efekty wizisonoru na innych. To Å‚atwe. PoÅ‚ożyÅ‚ na instrumencie drobnÄ…, poznaczonÄ… żyÅ‚ami dÅ‚oÅ„ i pogÅ‚adziÅ‚ przyciski. — Czasami myÅ›lÄ™, że gdyby można byÅ‚o naprawdÄ™ przebadać to urzÄ…dzenie, powstaÅ‚aby nowa dziedzina sztuki, symfonie, kompozycje myÅ›lowe. W ten sposób zwykÅ‚e Å›wiatÅ‚o i dźwiÄ™k musiaÅ‚yby ustÄ…pić miejsca innym, peÅ‚niejszym doznaniom. Obawiam siÄ™ jednak, że dla mnie to zbyt trudne zadanie. — ChciaÅ‚bym o coÅ› zapytać — wtrÄ…ciÅ‚ ostro Biron. — Ależ proszÄ™. — Czemu nie wykorzystasz swoich uzdolnieÅ„ do czegoÅ› poważnego zamiast… — Marnować je na bezwartoÅ›ciowe zabawki? Nie wiem. A może moje sztuczki sÄ… jednak coÅ› warte? To niezgodne z prawem, chyba wiesz… — Co? — Wizisonor. I urzÄ…dzenia podsÅ‚uchowe. Gdyby Tyrannejczycy dowiedzieli siÄ™ o nich, mogÅ‚oby to oznaczać dla mnie wyrok Å›mierci. — Chyba żartujesz. — Wcale nie. Od razu widać, że wychowaÅ‚eÅ› siÄ™ na dworze wÅ›ród hodowców bydÅ‚a. MÅ‚odzi ludzie nie pamiÄ™tajÄ… już, ja bywaÅ‚o dawniej. — Nagle Gillbret przekrzywiÅ‚ gÅ‚owÄ™ i spojrzaÅ‚ na Birona mrużąc oczy. — Czy jesteÅ› wrogiem Tyrannejczyków i ich okupacji? Możesz mówić szczerze. Ja nie ukrywam, że ich nienawidzÄ™. Podobnie jak twój ojciec. — I ja — stwierdziÅ‚ spokojnie Biron. — Dlaczego?
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- jej nos można zwiastować!
– Szkoda wielka – rzekÅ‚em – że tego wÅ‚aÅ›nie nie raczyÅ‚eÅ› nam byÅ‚ powiedzieć – –
–...
- – Cóż, skoro wiesz, kim jestem, powinieneÅ› też wiedzieć, że nie jestem za dobry w negocjacjach – powiedziaÅ‚ spokojnie Roger i poczuÅ‚...
- – Szczerze mówiÄ…c – powiedziaÅ‚, prostujÄ…c ramiona – jeżeli nam brakuje pół plutonu, podejrzewam, że w innych oddziaÅ‚ach puÅ‚ku jest tak...
- - Wiedziałam, że nie jestem tą jedyną, której nie można się oprzeć - powiedziała Joanna, potrząc na portret Bobbie w wykonaniu Dce*a Mazzarda, który Bobbie...
- - Nie znoszę, jak ktoś siada w moim fotelu - powiedział Han, kiedy Leia weszła do kabiny i usiadła w fotelu drugiego pilota...
- – Jestem pewien, że wszyscy tu jesteÅ›my przyjaciółmi, Pedi – powiedziaÅ‚ książę, kÅ‚adÄ…c rÄ™kÄ™ na jej plecach, kiedy go mijaÅ‚a...
- - Cóż, nie o to nam chodziło, kiedy odsłoniliśmy przed tobą nasz sekret, młody cudzoziemcze - powiedział Shin'a'in czystym, lekko szorstkim tenorem, który...
- - Powiedział, że jest ci potrzebne? Ha, ha!- Co cię tak rozbawiło?- Przepraszam...
- – Już ich nie widać – powiedziaÅ‚ znajomy gÅ‚os, nieco przytÅ‚umiony, jakby mówiÄ…cy miaÅ‚ peÅ‚ne usta...
- który decydowa³ o takiej — mo¿na by powiedzieæ — pannegatywnej postawie,by³a obawa przed silnymi, przykrymi prze¿yciami, wywo³anymi sam¹ myœl¹o istnieniu...
|
|