- Zaatakowałeś kalekę!
Obrabowałeś kalekę!
- Zaskarż mnie - odparł Jason i odwrócił się do kobiety. Żebrak odjechał w głąb
zaułka klekocząc swoim wózkiem.
- Mówisz... po angielsku. - Dziwka wlepiała w niego oczy.

- Podobnie jak ty - odrzekł Bourne.
- Mówisz także po chińsku, ale nie jesteś Chińczykiem.
- Może w duchu. Szukałem cię.
- To ty jesteś tym człowiekiem?
- Ja.
- ZabiorÄ™ ciÄ™ do taipana.
- Nie. Powiedz mi tylko, która to klatka schodowa i które piętro.
- Nie takie dostałam instrukcje.
- Są już nowe instrukcje. Wydał je taipan. Czyżbyś je kwestionowała?
- Musi je dostarczyć jego zarządca.
- Mały Zhongguo ren w ciemnym garniturze?
- On nam mówi, co mamy robić. I płaci nam w imieniu taipana.
- Komu jeszcze płaci?
- Sam go zapytaj.
- Taipan chce to wiedzieć. - Bourne sięgnął do kieszeni i wyciągnął plik złożonych
banknotów. - Kazał mi cię dodatkowo wynagrodzić, jeśli mi pomożesz. Podejrzewa, że jego
zarzÄ…dca go oszukuje.
Kobieta cofnęła się do ściany, patrząc na przemian na pieniądze i na twarz Bourne'a.
- Jeśli kłamiesz...
- Dlaczego miałbym kłamać? Taipan chce mnie widzieć, wiesz o tym. Miałaś mnie do
niego zaprowadzić. To on kazał mi się tak ubrać, tak zachowywać, znaleźć ciebie i
obserwować pilnie jego ludzi. Skąd bym wiedział, że tu czekasz, jeśli nie od niego?
- Od kogoś z bazaru. Miałeś się tam z kimś spotkać.
- Nie byłem tam. Przyszedłem prosto tutaj. - Jason wyjął z pliku kilka banknotów. -
Oboje pracujemy dla taipana. Masz. On chce, żebyś to wzięła i poszła stąd, ale nie pokazuj się
na ulicy. - WyciÄ…gnÄ…Å‚ pieniÄ…dze.
- Taipan jest bardzo hojny - odparła dziwka sięgając po banknoty.
- Która to klatka schodowa? - zapytał Bourne cofając rękę z pieniędzmi. - Które
piętro? Taipan wcześniej tego nie wiedział.
- Tam - odrzekła kobieta wskazując odległą ścianę. - Trzecia klatka, drugie piętro.
Teraz pieniÄ…dze.
- Komu jeszcze zapłacił zarządca? Szybko.
- Na targowisku jest jeszcze ta dziwka z wężem, stary złodziej, co sprzedaje fałszywe
złote łańcuszki z północy, facet przy garach, ten co pichci brudną rybę i mięso.


- To wszyscy?
- Umówiliśmy się. To wszyscy.
- Taipan miał rację, oszukano go. Odwdzięczy ci się. - Bourne rozwinął kolejny
banknot. - Ale i ja chcę być uczciwy. Ilu jeszcze ludzi pracuje dla zarządcy oprócz tego faceta
z radiotelefonem?
- Jest ich trzech, każdy ma radio - powiedziała dziwka nie odrywając oczu od
pieniędzy i wyciągając po nie rękę.
- Masz, weź to i zjeżdżaj. Tędy. Nie wychodź na ulicę. Kobieta złapała banknoty i
stukając obcasami pobiegła w głąb zaułka. Jej postać rozpłynęła się w półmroku. Bourne
patrzył za nią, dopóki nie zniknęła, a potem odwrócił się i szybko ruszył w stronę wyjścia, ku
schodkom. Przybrawszy znowu zgarbioną sylwetkę wyszedł na ulicę. Trzech goryli i
zarządca. Wiedział, co ma robić, i musiał się z tym szybko uwinąć. Była 9.36. Żona za
taipana.
Dostrzegł pierwszego członka ochrony, który wypytywał podniesionym tonem
sprzedawcę ryb, dźgając go przy tym palcem w pierś. Zgiełk był tak wielki, że Jason nie
słyszał ani słowa. Przekupień wytrwale potrząsał głową. Bourne wybrał potężnego, stojącego
nie opodal, nie spodziewającego się niczego mężczyznę, po czym ruszył do przodu
popychając go na członka obstawy, a kiedy ten uskoczył, podstawił mu nogę. W krótkiej
bijatyce, jaka się wywiązała, Jason odciągnął oszołomionego ochroniarza na bok i wbił mu
pięść w gardło. Tamten runął na ziemię. Bourne obrócił go i trzasnął prawą dłonią w kark, tuż
nad kręgiem szyjnym. Powlókł nieprzytomnego mężczyznę po chodniku, przepraszając po
chińsku tłoczących się ludzi za swego pijanego przyjaciela. Zostawił go przy opuszczonym
straganie rozbijając przedtem na kawałki jego radio.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  - SÄ… jeszcze jakieÅ› prawa - zaskrzeczaÅ‚ poszkodowany...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.