|
- Jack, Jack - mruknął do siebie...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
- Weź się w garść. Dźwignął się na łokciach i zamrugał, oślepiony jaskrawym słońcem, po czym ściągnął telefon ze stolika na poduszkę. Usłyszał zaspany głos Rebecki. - Zbudziłem cię? - Tak. - Tu inspek... To ja, Jack, Rebecco. - Poznałam - odparła obojętnie. - Przepraszam za wczorajszy wieczór. - Nic się nie stało. - Zastanawiałem się... - Tak? - Może dzisiaj... Na drinka. Albo na kolację. - Nie. - Milczała przez chwilę. - Lepiej nie. Odłożyła słuchawkę. No to teraz masz nauczkę, Jack, pomyślał, wstając z łóżka. W korytarzu Shrivemoor natknął się na uśmiechniętego Maddoxa w koszuli z krótkimi rękawami, niosącego kubeczek kawy. - Jack? Co się stało? Znów wstałeś lewą nogą? - Niezupełnie. - Kiepsko wyglądasz. - Dzięki. - Jak korki na mieście? - Da się przeżyć. Czemu pytasz? Steve wyjął z kieszeni kluczyki od służbowego auta i zamachał nimi w powietrzu. - Bo będziesz musiał zawrócić i jechać z powrotem. - O co chodzi? - Chyba mamy Peace Jackson. Jakaś kobieta kwadrans temu znalazła zwłoki zapakowane w biały pokrowiec meblowy. Royal Hill, łącząca Greenwich z Lewisham, prowadzi zakosami pod górę, jakby zamierzała się wspiąć na sam szczyt Blackheath, ale w pewnym miejscu zmienia zdanie, pół kilometra od wzgórza skręca w lewo i spada z powrotem na spotkanie z South Street. Zanim dojechali i znaleźli miejsce do zaparkowania, zebrał się już spory tłum gapiów. Na wyższych piętrach ludzie stali w oknach z rękoma skrzyżowanymi na piersi bądź wyglądali spod odchylonych zasłon. Przy służbowym fordzie transicie z biura koronera czekało dwóch zwalistych osiłków w czarnych bluzach mundurowych i czarnych krawatach. Umundurowany policjant ogradzał niewielki frontowy ogródek przed domem. Na wąskiej betonowej ścieżce stał duży nieoznakowany pojemnik na śmieci z otwartą pokrywą. Przy furtce inspektor Basset rozmawiał półgłosem z Fiona Quinn. Kiedy zauważył Maddoxa wpisującego się do rejestru sierżanta pilnującego terenu, ruszył w jego kierunku, wyciągając rękę. - Inspektor Basset? - Maddox uścisnął mu dłoń. - Co tu macie? - Wygląda na kolejną ofiarę Hartevelda, nadinspektorze. Kobieta, naga, częściowo owinięta folią do żywności i białym płóciennym pokrowcem. Fiona przyglądała się dokładniej i jest pewna, że nie wzywaliśmy was bez powodu. Podobno dziewczyna ma szwy na piersiach i otwartą klatkę piersiową. Nie widać jej twarzy, bo wetknięto ją głową w dół, ale na pewno jest czarna, typu afro - karaibskiego, jeśli to cokolwiek wyjaśnia. - Owszem. Poszukujemy właśnie takiej ofiary. - Poza tym leży z kolanami podciągniętymi pod brodę, a to oznacza, że ustąpiło już stężenie pośmiertne. - Wspaniale. - Maddox zmarszczył nos i popatrzył w niebo. - Kiedy znów będziemy mieli do czynienia ze świeżymi, niecuchnącymi zwłokami? - Wziął od Logana maseczkę chirurgiczną i plastikowe rękawiczki, po czym rzucił przez ramię: - Jack, może byś porozmawiał z tą kobietą, która znalazła zwłoki? Ja i Logan damy sobie tu radę. Caffery zastał gospodynię piętrowego jednorodzinnego domku z dużym tarasem siedzącą w kuchni, w towarzystwie umundurowanej policjantki. Obie w milczeniu spoglądały na elektryczną kuchenkę. Kiedy wszedł, zaskoczone aż podskoczyły na miejscach. - Przepraszam, drzwi były otwarte. Posterunkowa zmarszczyła brwi. - Kim pan jest? Jack sięgnął do kieszeni po odznakę. - Inspektor Caffery ze specjalnej grupy dochodzeniowej. Zaczerwieniła się. - Proszę wybaczyć. - Ruchem głowy wskazała czajnik na kuchence. - Razem z panią Velinor chciałyśmy zaparzyć herbatę. Napije się pan z nami? - Dziękuję. Gospodyni uśmiechnęła się do niego wstydliwie. Była atrakcyjna, o śniadej cerze i klasycznych, bliskowschodnich rysach, z ciemnymi włosami zebranymi wstążką z tyłu głowy. Miała na sobie elegancką, idealnie dopasowaną garsonkę. Na stole stała jej aktówka, obok leżał stosik pism: trzy numery „Management Today”, kilka broszur z wynikami sondaży Saville'a i Holdswortha oraz złożony na pół ostatni „Guardian”, z którego okładki twarz Hartevelda patrzyła w sufit. Na sznurze za oknem suszyły się trzy pomarańczowożółte ręczniki kąpielowe, prawie całkowicie przesłaniając widok. - Jeśli chce pan zadać mi kilka pytań - powiedziała - to proszę zaczekać, aż napiję się gorącej herbaty. Niestety, nie czuję się najlepiej. - Nie ma pośpiechu. Pomógł przenosić naczynia, mleko i cukier na stolik, po czym usiadł przy oknie. Pani Velinor upiła kilka łyczków gorącej herbaty i stopniowo odzyskała kolory. Rozchmurzyła się też nieco. - No, już mi lepiej. Wyjął notatnik. - Proszę mi wszystko opowiedzieć, powoli, bez pośpiechu. Wychodziła pani do pracy i zabrała śmieci, żeby je wrzucić do pojemnika? Pokiwała głową i odstawiła filiżankę na spodek.
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- [nieszczęście], kiedy nie tylko na to nie patrzę, com kochał bardziej niż samego siebie a równo z duszą moją, ale i słyszeć ledwie mi się kiedy
dostaje, a...
- pewności siebie?
– Stąd, moja matko, że kocham cię nad życie i chcę cię natchnąć ufnością w przyszłość i
wiarą we mnie –...
- 1rozwścieczonych jeleni, co chwiejnym krokiem szły wzajem na siebie, nachylając czoła rogate, obryzgane posoką, jakoby czarną na tle miesięcznego blasku...
- — Nie o to chodzi — powtórzył d'Averc, jakby sam do siebie...
- Na zakoczenie warto zauway, e przedstawione tutaj oddzielnie prace badawcze i zastosowania praktyczne psychologii zdrowia w istocie nie s od siebie cile...
- Kloszardka pozdejmowała z siebie kolejne nakłady „France-Soir”, którymi była nakryta, i chwilę drapała się w głowę...
- historii w kinie jest jedyną okazją przeżycia miłości - nie każde dla siebie, ale razem, jakowidzowie przyglądający się „miłości" innych ludzi...
- Gdy jesteśmy w kościele, nie bądźmy, o najmilsi, niemymi, módlmy się za siebie, za tych, co się polecili naszym modlitwom...
- należy sobie wyobrazić konkretne zdarzenia i układy, których życzy się dla samego siebie i bliskich)...
- Odsunęli się od siebie, kiedy ich czarnobrody gospodarz, wyraźnie podniecony, ponownie wpadł do pokoju...
|
|