|
Zdaniem Plumbera, decyzja sądu była słuszna...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
Pierwsza poprawka gwarantowała wolność prasy, a racją dla niej było to, iż w Ameryce media były pierwszym, a czasami jedynym obrońcą wolności. Ludzie bardzo często kłamali, zwłaszcza ludzie sprawujący władzę, i zadaniem dziennikarzy było ustalanie faktów, aby ludzie na ich podstawie mogli formować swoje opinie. Wszelako z pozwoleniem myśliwskim wydanym przez Sąd Najwyższy łączyło się pewne niebezpieczeństwo. Media bez trudu mogły niszczyć ludzi. Mogły przeciwstawić się każdemu bezprawnemu działaniu, dziennikarze jednak cieszyli się taką ochroną jak ongiś królowie i w istocie ich profesja stanęła ponad prawem. Co więcej, sama bardzo wiele w tym kierunku robiła. Przyznanie się do błędu nie tylko stanowiło faux pas, za które nie należało oczekiwać nagrody, ale osłabiało też zaufanie opinii publicznej do konkretnej gazety czy stacji telewizyjnej. Dziennikarze nigdy przeto nie przyznawali się do błędu, jeśli nie musieli, a jeśli musieli, sprostowania nigdy nie uzyskiwały takiej rangi jak pierwotne, nieprawdziwe stwierdzenie. Nie robiono nic ponad to, czego żądał nakaz prawa, a adwokaci wiedzieli już, jak je minimalizować. Od czasu do czasu zdarzały się wyjątki, ale wszyscy wiedzieli, że są to właśnie wyjątki. Plumber zdawał sobie sprawę z faktu, jak zmienia się jego profesja. Zbyt wiele było arogancji i zbyt rzadko ktokolwiek uświadamiał sobie, że społeczeństwo przestało ufać dziennikarzom, co dla Plumbera było niezwykle bolesne. Sam uważał siebie za osobę godną zaufania. Myślał o sobie jako o potomku Eda Murraya, którego głosowi każdy Amerykanin nauczył się ufać. I tak właśnie powinno być, aczkolwiek nie było, profesji bowiem nie można kontrolować od zewnątrz, zatem nie mogła liczyć na odzyskanie zaufania społecznego, zanim nie zacznie sama kontrolować siebie od wewnątrz. Reporterzy obwiniali przedstawicieli wszystkich innych zawodów — lekarzy, prawników, polityków — o to, że nie spełniają wymogów zawodowej odpowiedzialności, których nie pozwoliliby narzucić sobie przez kogoś innego, a które zdecydowanie zbyt rzadko sami na siebie nakładali. „Postępuj tak, jak mówię, a nie tak, jak robię”, było radą niezbyt stosowną dla sześciolatka, chociaż jakże często stosowaną przez dorosłych. Plumber zastanawiał się nad swoim położeniem. W każdej chwili mógł odejść na emeryturę. Uniwersytet Columbia nie jeden raz występował z sugestią, aby przyjął etat wykładowcy dziennikarstwa i etyki, gdyż uznawany był za głos rozsądku, prawości i szlachetności. Teraz jednak odezwały się idee wpajane przez dawno zmarłych rodziców i zapomnianych nauczycieli. Musiał być wierny czemuś. A jeśli miała to być wierność wobec zawodu, to musiał być wierny jego podstawowym zasadzie: mówić prawdę, a wybór zostawiać innym. Sięgnął po słuchawkę. — Holtzman — odezwał się głos po drugiej stronie, w Georgetown. — Plumber. Sprawdziłem to i owo. Wszystko wskazuje na to, że miałeś rację. — I co dalej, John? — Wszystko muszę załatwić sam, ale tobie daję wyłączne prawo publikacji. — Dzięki. To bardzo szlachetny postępek. — Nadal nie bardzo przepadam za Ryanem jako prezydentem — ciągnął Plumber. Co było zresztą korzystne, nikt bowiem nie mógł mu zarzucić, że wspiera swojego faworyta. — Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Właśnie dlatego o wszystkim ci powiedziałem. Kiedy? — Jutro wieczorem, na żywo. — Może byśmy usiedli wcześniej i ustalili kilka kwestii? Dla „Post” będzie to znakomity kawałek. Co powiesz na podział wierszówki? — Być może jutro wieczorem będę się rozglądał za nowym zajęciem — mruknął Plumber. — Dobra, spotkajmy się. * * * — Jak to rozumieć? — spytał Jack. — Nie mają nic przeciwko naszym poczynaniom. Zupełnie jakby wręcz pragnęli tam naszego lotniskowca. Poprosili, żebym pośredniczył w kontaktach z Tajpej... — Dosłownie? — prezydent nie mógł ukryć zdziwienia. Oficjalne pośrednictwo nosiłoby znamiona uznania Republiki Chińskiej. Amerykański sekretarz stanu będzie kursował w obie strony, co w przypadku tej rangi dyplomaty oznaczać musiało kontakty między stolicami suwerennych państw. W przypadku kontaktów niższej rangi, korzystano ze specjalnych wysłanników, którzy mogli dysponować tymi samymi kompetencjami, ale których status był nieporównanie niższy.
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- Łuszczewska Jadwiga - Pamiętnik Deotymy, Deotyma5to take winnimy kobiecie bya ni Nina uszczewska...
- Teodora miała ładną twarz i wdzięczną postać, choć była niewysoka i nieco blada, tak iż cera jej sprawiała wrażenie żółtawej; spojrzenie zaś miała...
- Lecz skoro już raz wytrącił się z równowagi pragnień i czynów, w jakiej dotychczas pozostawał, nie mógł jej przywrócić, nazbyt wielka była inercja jego...
- ktry decydowa o takiej mona by powiedzie pannegatywnej postawie,bya obawa przed silnymi, przykrymi przeyciami, wywoanymi sam mylo istnieniu...
- A jaki los spotkał jego sokoła, który w tak dziwny sposób w chwili śmierci zamienił się w szaropiórego ptaka? I kim była Ninutra?Nawet bezgłośne...
- się ukazała, nie była jedną z wielu na niebie, lecz stanowiła moc Bożą
wyobrażoną w postaci gwiazdy zwiastującej narodziny naszego wspólnego
Pana...
- przeciw katarom bya w istocie atakiem na kraj w wikszoci katolicki,ktremu za zbrodni przypisano tolerancj wobec herezji, gronej dlakocioa rzymskiego...
- — To nie była wina Diany — rzekła Ania ze skruchą...
- cały czas rejsu robił wszystko, aby at-mosfera na jachcie była miła i nie byłozdarzyło mi się być na naszych pol-stało zrobione dobrze, co źle, a...
- Wyjaśniono jej, że zwykle grzebano ludzi w poświęconej ziemi, choć miejsca pochówku zmieniano, gdy liczba mogił była odpowiednio duża...
|
|