Fizycy doszli jednak do wniosku, że to nie będzie skutecz-ne, ponieważ bardzo silne pole wytwarza w metalu prądy wirowe, rozgrzewające
hełm do wysokiej temperatury. Gdy zacznie parzyć, nie będzie innej rady jak tylko zerwać go z głowy z wiadomym skutkiem.
Była już noc. Horpach w jednym kącie sali rozmawiał z Laudą i lekarzami;
osobno skupili się cybernetycy.
74
— To jednak niezwykłe, że istoty o wyższej inteligencji, owe makroautomaty, nie odniosły zwycięstwa — powiedział któryś. — Byłby to wyjątek potwierdzają-
cy regułę, że ewolucja idzie w kierunku komplikacji, doskonalenia homeostazy. . .
sprawy informacji, jej wykorzystania. . .
— Te automaty nie miały szans właśnie dlatego, że były już na samym począt-
ku tak wysoko rozwinięte i skomplikowane — odparł Saurahan. — Zrozum, były
wysoko wyspecjalizowane dla celów współpracy z ich konstruktorami, Lyranami,
a kiedy zabrakło Lyran, zostały jakby okaleczone, pozbawione dowództwa. Na-
tomiast te formy, z których powstały dzisiejsze „muszki” (nie twierdzę wcale, że one już wtedy istniały, uważam to nawet za wykluczone, musiały powstać daleko później), te formy były względnie prymitywne i przez to miały przed sobą wiele dróg rozwoju.
— Może był to czynnik nawet donioślejszy dorzucił doktor Sax, który do nich
podszedł — mamy do czynienia z mechanizmami, a mechanizmy nigdy nie wy-
kazują takich tendencji samonaprawczych jak żywe zwierzę, żywa tkanka, która
sama się odtwarza po skaleczeniu. Makroautomat, jeśli nawet mógłby naprawić
inny, potrzebuje do tego narzędzi, całego parku maszynowego. Wystarczyło za-
tem odciąć je od takich narzędzi, aby oślepić. Stały się wtedy prawie bezbronnym łupem lotnych stworów, które były daleko mniej podatne na uszkodzenia. . .
— To niesłychanie ciekawe — powiedział nagle Saurahan. — Z tego wynika,
że automaty trzeba budować zupełnie inaczej, niż to robimy, aby były naprawdę uniwersalne: należy wychodzić z małych cegiełek elementarnych, z pseudokomó-
rek, które mogą się nawzajem zastępować.
— To nie jest takie nowe — uśmiechnął się Sax bo właśnie ewolucja żywych
form postępuje w ten sposób, i nieprzypadkowo. . . Dlatego i to, że „chmura” skła-da się z takich elementów wymiennych, na pewno nie jest przypadkiem. . . To
jest sprawa materiału: uszkodzony makroautomat wymaga części, które wytwo-
rzyć może tylko wysoko rozwinięty przemysł, natomiast układ złożony z paru
kryształków czy termistorów albo innych prostych ogniwek, taki układ może ulec zniszczeniu i to nie przynosi żadnej szkody, bo zastąpi go natychmiast jeden z miliarda podobnych.
Widząc, że niewiele może po nich oczekiwać, Horpach opuścił zebranych,
którzy prawie tego nie zauważyli, pogrążeni w dyskusji. Udał się do sterowni, by powiadomić ekipę Rohana o hipotezie „martwej ewolucji”. Było już ciemno, kiedy „Niezwyciężony” nawiązał łączność z superkopterem znajdującym się
w kraterze. Do mikrofonu zgłosił się Gaarb.
— Mam tu tylko siedmiu ludzi — powiedział — z tego dwu lekarzy przy tych
nieszczęśliwcach. Reszta w tej chwili śpi, oprócz telegrafisty, który siedzi tu ze mną. Tak. . . mamy pełną osłonę siłową. Ale Rohan jeszcze nie wrócił.
— Jeszcze nie wrócił?! A kiedy wyjechał?
75
— Około szóstej po południu. Zabrał sześć maszyn i całą resztę ludzi. . . umó-
wiliśmy się, że wróci po zachodzie. Słońce zaszło przed dziesięcioma minutami.
— Ma pan z nim łączność radiową?
— Utraciłem ją przed godziną. Gaarb? Czemu nie zawiadomił mnie pan na-
tychmiast?!
— Bo Rohan zapewniał, że łączność na jakiś czas ustanie, ponieważ zapusz-
czają się w jeden z tych głębokich wąwozów, wie pan. Ich stoki porośnięte są tym metalowym świństwem, które daje takie odbicia, że praktycznie nie ma mowy
o złapaniu sygnału. . .
— Proszę zawiadomić mnie natychmiast, kiedy Rohan wróci. . . będzie za to



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  ekranować ludzi, nakładając im hełmy metalowe, które uniemożliwiają działanie magnetycznego pola...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.