Mamy zamężną córkę, ona ma dwóch chłopców, oraz żonatego syna, on też ma dwóch chłopców.
Dobrze jest mieć chłopców. Trzeba pogratulować głowie rodziny. A także ponarzekać.
- Wiem, że macie córkę, która przysparza wam wielu kłopotów.
- Ya haram! To straszne, co się nam przydarzyło! Jakie nie­szczęście!
To dla was naprawdÄ™ wielka krzywda.
Tak, to jest krzywda. Allah Kariml Ale Bóg jest wielki.
Chyba ciężko żyć w wiosce z takim dużym problemem...
Tak, dla nas to bardzo ciężkie.
Matka siÄ™ nie odzywa. CiÄ…gle stoi, uroczysta.
No tak, w każdym razie ona i tak wkrótce umrze. Bardzo z nią źle.
Tak. Allah Kar im!
A mój doktor dodaje, bardzo profesjonalnie:
- Tak, jej stan jest bardzo ciężki.
Zrozumiał moje intencje, ten rodzaj przedziwnego targowania się o wyczekiwaną śmierć młodej dziewczyny. Pomaga mi, gestami i mi­miką pokazuje z rozmachem nieuniknioną śmierć Souad, choć prze­cież pragniemy zupełnie czego innego... Przejmuje ode mnie pałecz­kę. W końcu ojciec wyjawia mu przyczynę wszystkich zmartwień:
Mam nadzieję, że będziemy mogli pozostać w wiosce.
Tak, przecież ona wkrótce umrze.
Jeśli Bóg zechce. To nasze przeznaczenie. Nie możemy nic zrobić.
Jednak ani słowem nie wspomina, jak do tego doszło. W pewnym momencie to ja robię następny ruch na szachownicy:- Jednak to dla was chyba duży kłopot, jeśli ona tutaj umrze? Jak zamiar ją pochować? I gdzie?
Zrobimy pogrzeb tutaj, w ogrodzie.
A może, gdybym zabrała ją ze sobą, ona mogłaby umrzeć gdzie indziej i w ten sposób nie mielibyście żadnych kłopotów.
Dla rodziców to nic nie oznacza, że chcę ją zabrać ze sobą, żeby umarła gdzie indziej. Nigdy w życiu nie słyszeli o czymś podobnym. Hassan zdaje sobie z tego sprawę, zaczyna delikatnie nalegać:
Tak, naprawdę byłby to mniejszy kłopot i dla was, i dla całej wioski...
Tak, ale my pochowamy ją tutaj, jeśli Bóg zechce, i powiemy wszystkim, że ją pochowaliśmy, to wszystko.
No nie wiem, proszę się zastanowić. Być może mogę ją zabrać daleko stąd, żeby tam umarła. Mogę to zrobić, jeśli tak będzie dla was lepiej...
To okropne, ale w tej chorobliwej grze mogę liczyć jedynie na śmierć, żeby coś załatwić! Byliby przerażeni, że chcę ocalić Souad, zapewnić jej opiekę lekarską. Proszą, by mogli sami o tym porozma­wiać, w rodzinie. Dobry sposób na danie nam do zrozumienia, że czas się pożegnać. Więc żegnamy się według tutejszego zwyczaju i obie­cujemy, że wrócimy. Co mamy myśleć o dzisiejszej rozmowie? Czy dobrze prowadziliśmy negocjacje? Z jednej strony Souad zniknie, a rodzina odzyska szacunek w wiosce...Bóg jest wielki, jak powiedział ojciec. Trzeba uzbroić się w cierp­liwość.Tymczasem przychodzę codziennie do szpitala, próbując leczyć ją chociaż w minimalnym zakresie. Moja obecność zmusza personel do pewnych działań. Na przykład do dezynfekcji ran. Ale bez lekarstw przeciwbólowych i odpowiednich środków skóra biednej Souad pozo­staje jedną ogromną raną, bolesną nie do zniesienia dla niej i trudną do oglądania dla innych. Czasem marzę, jak w bajkach o dobrych wróż­kach, o szpitalach w moim kraju, we Francji, Nawarze lub gdzie in­dziej, gdzie umieją leczyć tak rozległe i poważne poparzenia z delikat­nością i zajadłością, starając się, by cierpienie nie było tak okrutne...I znów powracamy do negocjacji, jak zwykle we dwoje, mój od­ważny lekarz i ja. Trzeba kuć żelazo póki gorące, zaproponować układ dyplomatycznie i przekonująco:
- Nie byłoby wcale dobrze, gdyby ona umarła na tym terenie. Na­wet w szpitalu, to nie będzie dla was dobrym rozwiązaniem. Ale można ją wywieźć bardzo daleko stąd, do innego kraju. I wtedy koniec sprawy, możecie powiedzieć całej wiosce, że ona umarła. I ona umrze \v tym innym kraju i już nigdy więcej o niej nie usłyszycie.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Macie dużo dzieci? Gdzie one sÄ…?SÄ… w polu...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.