|
Michaił podniósł się z ziemi...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
Nie mógł pozwolić, żeby wrócili do swojego obozu. Nie mógł. Nie wolno mu było do tego dopuścić. Pomyślał o kościach wyrywanych z Ogrodu jak kruche korzenie, o rozłupanej na kawałki głowie Renati, o tym, co ci ludzie zrobią z Aleksą i Petyrem, kiedy już wrócą z karabinami i materiałami wybuchowymi. Michaił cicho warknął, czując narastającą w nim wściekłość. Żołnierze przedzierali się przez las niemal biegiem. Z pyskiem poplamionym krwią królika Michaił rzucił się za nimi jak czarna strzała. Biegł cicho, z wdziękiem mordercy. Mimo to, kiedy był już blisko żołnierzy i wybierał właściwy moment do skoku, ciągle pamiętał o jednym: łzy wilka nie różnią się od łez człowieka. Wyskoczył do przodu, odbijając się od ziemi pracującymi jak stalowe sprężyny tylnymi łapami, i wylądował na plecach palącego papierosa żołnierza, zanim ten cokolwiek zdążył zauważyć. Obalił go na pokrywające ziemię suche liście i zacisnął zęby na jego karku. Szarpnął nim gwałtownie w lewo i prawo, usłyszał odgłos pękających kości. Żołnierz rzucił się, ale były to tylko śmiertelne konwulsje nerwów i mięśni. Michaił złamał mu kark do końca i żołnierz zginął, zanim zdążył wydać głos. Wilk usłyszał jęk przerażenia. Podniósł głowę i swymi błyszczącymi zielonymi oczami zobaczył unoszącego broń Stiepana. Palec żołnierza zaciskał się na spuście. Ułamek sekundy przedtem pocisk opuścił lufę karabinu, Michaił uskoczył na bok w zarośla i ołowiana kula uderzyła w poszycie, wzbijając resztki liści i ziemi. Rozległ się drugi strzał i kula przeleciała nad ramieniem Michaiła, trafiając w pień dębu. Wilk rzucił się w lewo i w prawo i zarył gwałtownie łapami w warstwę suchych liści. Żołnierz uciekał, wołając o pomoc, a Michaił rzucił się za nim jak bezgłośny anioł śmierci. Żołnierz potknął się o własne nogi, poderwał się i biegł dalej. - Pomocy, pomocy! - zawołał i obrócił się, oddając strzał w kierunku istoty, która - jak sądził - biegnie za nim. Michaił jednak zataczał łuk, żeby odciąć go od obozu. Żołnierz nadal biegł i krzyczał, kiedy wilk wyskoczył za nim z zarośli. Już sprężał się do skoku, lecz nagle zauważył, że nie musi już tracić swej energii. Ziemia otworzyła się pod stopami żołnierza, a on sam wpadł w dół, przebijając maskującą okrywę z ziemi i liści. Krzyk żołnierza zakończył się charkotem. Michaił stanął ostrożnie na krawędzi dołu i spojrzał na dno. Ciało żołnierza drgało przebite siedmioma czy ośmioma palami. Podniecony intensywnym zapachem krwi i własną wściekłością, Michaił zaczął kręcić się w kółko za własnym ogonem, kłapiąc zębami. Po chwili usłyszał krzyki nadbiegających kolejnych żołnierzy. Obrócił się i popędził do miejsca, gdzie leżało ciało pierwszego żołnierza. Chwycił je zębami za szyję i zaczął ciągnąć w zarośla. Ciało było ciężkie i tkanka rozrywała mu się w zębach. Kątem oka zobaczył biały błysk: to Wiktor podbiegł do niego i zaczął pomagać mu wciągać ciało w ciemny kąt pod gęstą kępą sosen. Kłapnął zębami w kierunku Michaiła, dając mu znak, żeby się wycofać. Ten zawahał się, ale Wiktor uderzył go ciałem w bok, więc usłuchał. Stary wilk przypadł do ziemi, nasłuchując odgłosów żołnierzy. Było ich ośmiu. Czterech z nich wydobywało z dołu ciało martwego kolegi, a czterech pozostałych zaczęło przepatrywać las, trzymając gotowe do strzału karabiny. Potwory nadeszły. Wiktor zawsze wiedział, że któregoś dnia to nastąpi. Potwory nadeszły i było wiadomo, że nie zrezygnują, zanim nie zdobędą krwawego łupu. Wiktor podniósł się i jak duch pobiegł do Białego Pałacu, z nozdrzami pełnymi nienawistnego odoru. 5 Czyjaś ręka potrząsnęła Michaiła za ramię, wyrywając go z niespokojnego snu po zaledwie dwóch godzinach. Czyjś palec zamknął mu usta. - Cicho - powiedział Wiktor, kucając przy nim. - Słuchaj. - Obejrzał się na Aleksę, która też już się obudziła i teraz przytuliła do siebie Petyra, a potem znowu spojrzała na Michaiła. - Co to? Co się dzieje? - Franko wstał, podpierając się kijem. - Żołnierze nadchodzą - odpowiedział Wiktor. Twarz Franka zbielała. - Widziałem ich z wieży. Piętnastu albo szesnastu, może więcej. - Zobaczył ich w niebieskawej poświacie przed wschodem słońca, jak przemykali się od drzewa do drzewa, myśląc, że są niewidoczni. Usłyszał pisk kół: ciągnęli ze sobą ciężki karabin maszynowy. - I co zrobimy? - W głosie Franka słychać było panikę. - Musimy się wynosić, kiedy jeszcze można! Wiktor popatrzył na płonące ognisko i powoli skinął głową. - Dobrze - powiedział. - Pójdziemy. - Pójdziemy? - zapytał Michaił. - Dokąd? To jest nasz dom! - Zapomnij o tym! - rzekł Franko. - Nie będziemy mieli żadnych szans, jeżeli nas tutaj złapią. - On ma rację - zgodził się Wiktor. - Ukryjemy się w lesie. Może będziemy mogli wrócić, kiedy żołnierze się wyniosą. - Słychać było w jego głosie, że wcale w to nie wierzy. Gdyby żołnierze znaleźli ich schronienie, to mogliby sami się tam wprowadzić, żeby się ukryć przed pierwszymi śnieżycami. Wiktor podniósł się. - Nie możemy tu już zostać.
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- czubki jej palców, po tym jak wyraziła — bardzo elokwentnie — swoje życzenie, by
wieże stały się najcenniejszymi klejnotami jej ziemi...
- biskupa – nie ma łóżek w chatach, a nowonarodzone dzieci kładzie się w jamach wygrzebanychw ziemi a więc miast zacząć życie od kolebki, zaczynają je od...
- wielkiego odmętu obrazów wirujących przed nim codziennie, wybrał tylko nieliczne wyjątki, który
nie sprzeniewierzył się ani razu podniosłemu tonowi...
- Wyjaśniono jej, że zwykle grzebano ludzi w poświęconej ziemi, choć miejsca pochówku zmieniano, gdy liczba mogił była odpowiednio duża...
- Ale podniósł się ze strony przeciwnej Jan d’Anneaux i rzekł, że stanowisko Hubertyna wydaje mu się sprzeczne z prawym rozumem i właściwą interpretacją Pisma...
- Zdawało się, że połowa Armii zbiegła się przy zachodniej bramie, gdzie grupę uciekinierów przygnieciono ogniem do ziemi...
- Sorilea gwałtownie podniosła głowę i zacisnęła wargi, ale nadal nic nie mówiła...
- Podniósł rękę i zaczekał, aż wszystkie ikony na HUDzie rozbłysną zielenią...
- Kriestianin w XVI wieku nie byB przywizany ani do ziemi, ani do obszcziny, ani nawet do stanu chBopskiego
- Podniosła wzrok, gdy stanął przed nią, zaskoczona i trochę przestraszona...
|
|