Ludzie lubiÄ… czytać o bÅ‚Ä™dach lekarzy.
– Ale kto im to podrzuciÅ‚? – PopatrzyÅ‚a po twarzach i napotkaÅ‚a wzrok Careya. Carey odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™.
– MogÅ‚a ich zawiadomić rodzina Slotkina – spekulowaÅ‚ Beckett. – Może przygotowujÄ… grunt pod przyszÅ‚y proces. NaprawdÄ™ nie wiem, jakim cudem dziennikarze zawsze coÅ› zwÄ™szÄ….
– Fuszerki rzucajÄ… siÄ™ w oczy – powiedziaÅ‚ Carey spokojnie, acz jadowicie.
– Nie wszystkie. Swoje znakomicie pan ukrywa – wypaliÅ‚a Toby.
– Jeszcze raz proszÄ™ paÅ„stwa o spokój – przerwaÅ‚ im Corcoran. – JeÅ›li pacjent znajdzie siÄ™ caÅ‚y i zdrowy, nic nam nie grozi. Ale od chwili znikniÄ™cia pana Slotkina minęły już dwa dni i z tego, co wiem, od tamtej pory nikt go nie widziaÅ‚. Pozostaje nam tylko żywić nadziejÄ™, że siÄ™ odnajdzie.
– Rano dzwonili do nas ci z prasy – powiedziaÅ‚a Maudeen. – I to dwukrotnie.
– Mam nadziejÄ™, że nikt z nimi nie rozmawiaÅ‚?
– Nie. PielÄ™gniarka odÅ‚ożyÅ‚a sÅ‚uchawkÄ™. Paul wybuchnÄ…Å‚ gorzkim Å›miechem.
– Oto sposób na prasÄ™!
– Jeżeli pan Slotkin siÄ™ znajdzie – mówiÅ‚ dalej Corcoran – niewykluczone, że wyjdziemy z tego obronnÄ… rÄ™kÄ…. Niestety, pacjenci z Alzheimerem potrafiÄ… przewÄ™drować dziesiÄ…tki kilometrów...
– Pan Slotkin nie cierpi na chorobÄ™ Alzheimera – przerwaÅ‚a mu Toby. – Nie ma co do tego żadnej pewnoÅ›ci.
– TwierdziÅ‚a pani, że byÅ‚ zdezorientowany i rozkojarzony.
– Tak, ale nie wiem, z jakiego powodu. W trakcie badania nie znalazÅ‚am nic konkretnego. Krew miaÅ‚ dobrÄ…. Niestety, nie zdążyliÅ›my go stomografować. Å»aÅ‚ujÄ™, że nie mogÄ™ przedstawić paÅ„stwu peÅ‚nej diagnozy, gdyż nie byÅ‚am w stanie dokoÅ„czyć badania. – ZamilkÅ‚a. – Ale tak, w pewnej chwili pomyÅ›laÅ‚am, czy on nie ma udaru...
– ZauważyÅ‚a pani coÅ›?
– Tak, widziaÅ‚am, jak drgaÅ‚a mu noga. Ale nie umiem powiedzieć, czy byÅ‚y to skurcze mimowolne, czy nie.
– O Boże... – Paul odchyliÅ‚ siÄ™ ciężko na krzeÅ›le. – Miejmy nadziejÄ™, że pan Slotkin nie wÄ™druje autostradÄ… ani w pobliżu jakiegoÅ› jeziora lub rzeki. MógÅ‚by mieć kÅ‚opoty.
Corcoran kiwnął głową.
– My też.
Po naradzie Paul zaprosiÅ‚ Toby do szpitalnego barku. ByÅ‚a trzecia po poÅ‚udniu, samoobsÅ‚ugowy bar zamkniÄ™to przed godzinÄ…, tak że pozostaÅ‚y im tylko automaty z krakersami, chipsami i nie koÅ„czÄ…cym siÄ™ zapasem kawy kwaÅ›nej jak akumulatorowy elektrolit. Sala byÅ‚a pusta i mogli usiąść gdziekolwiek by zechcieli, Paul jednak zaprowadziÅ‚ jÄ… do stolika w kÄ…cie. Jak najdalej od drzwi, jak najdalej od ciekawskich uszu.
UsiadÅ‚, patrzÄ…c w bok.
– Nie jest mi Å‚atwo – zagaiÅ‚.
WypiÅ‚a Å‚yk kawy i w skupieniu odstawiÅ‚a filiżankÄ™. Paul wpatrzyÅ‚ siÄ™ w blat. W neutralne miejsce. UnikaÅ‚ jej wzroku, co byÅ‚o zupeÅ‚nie do niego niepodobne. Pracowali razem od lat i zawiÄ…zaÅ‚a siÄ™ miÄ™dzy nimi otwarta, bezpoÅ›rednia przyjaźń. Jak to z przyjaźniÄ… miÄ™dzy kobietÄ… a mężczyznÄ… bywa, miaÅ‚a ona swoje drobne nieszczeroÅ›ci. Toby nigdy by siÄ™ nie przyznaÅ‚a, że Paul szalenie siÄ™ jej podoba. Niczemu by to nie sÅ‚użyÅ‚o, poza tym za bardzo lubiÅ‚a jego żonÄ™, Elizabeth. Ale pod każdym innym wzglÄ™dem mogli być ze sobÄ… absolutnie szczerzy. Toteż bolaÅ‚o jÄ…, że Paul gapi siÄ™ teraz w stół – zwÄ…tpiÅ‚a, czy może ufać mu jak dawniej.
– CieszÄ™ siÄ™, że tam byÅ‚aÅ› – powiedziaÅ‚. – ChciaÅ‚em, żebyÅ› zobaczyÅ‚a, z kim muszÄ™ walczyć.
– Mówisz o Careyu?
– Nie tylko. Toby, zaproszono mnie na posiedzenie zarzÄ…du szpitala w przyszÅ‚y czwartek. Wiem, że ta sprawa znowu wypÅ‚ynie. Carey ma w zarzÄ…dzie przyjaciół. I Å‚aknie krwi.
– Poluje na mnie od miesiÄ™cy, od Å›mierci maÅ‚ego Freitasa.
– No i wreszcie znalazÅ‚ na ciebie haka. Sprawa Slotkina trafiÅ‚a do gazet. Carey siÄ™ na ciebie poskarży, a zarzÄ…d chÄ™tnie go wysÅ‚ucha.
– Uważasz, że ma podstawy siÄ™ na mnie skarżyć?
– Toby, gdybym tak uważaÅ‚, już dawno byÅ› u mnie nie pracowaÅ‚a. Nie żartujÄ™.
Toby westchnęła.
– SÄ™k w tym, że tÄ™ sprawÄ™ naprawdÄ™ zawaliÅ‚am. Nie mam pojÄ™cia, jak Slotkin mógÅ‚ uciec, skoro pasy byÅ‚y zapiÄ™te. Co znaczy, że chyba ich nie zapięłam. NaprawdÄ™ nie pamiÄ™tam... – Oczy piekÅ‚y jÄ… z niewyspania, w Å¼oÅ‚Ä…dku bulgotaÅ‚a kawa. TracÄ™ pamięć, pomyÅ›laÅ‚a. Czy to pierwsze symptomy Alzheimera? Czy to poczÄ…tek koÅ„ca? – CiÄ…gle myÅ›lÄ™ o swojej matce. I o tym, jak bym siÄ™ czuÅ‚a, gdyby to ona bÅ‚Ä…kaÅ‚a siÄ™ po ulicach. Jak wÅ›ciekaÅ‚abym siÄ™ na ludzi, którzy jej nie upilnowali. Nie zachowaÅ‚am ostrożnoÅ›ci i naraziÅ‚am na niebezpieczeÅ„stwo bezbronnego staruszka. Jego rodzina ma peÅ‚ne prawo oskarżyć mnie o zaniedbanie obowiÄ…zków. Czekam, aż to zrobiÄ….
Paul ciągle milczał, więc podniosła wzrok.
– Chyba najwyższy czas ci o tym powiedzieć – rzekÅ‚ cicho.
– O czym?
– DziÅ› rano adwokaci rodziny Slotkina zażądali kopii rejestru pacjentów izby przyjęć.
Toby nie odpowiedziaÅ‚a. Bulgotanie w Å¼oÅ‚Ä…dku ustÄ…piÅ‚o miejsca mdÅ‚oÅ›ciom.
– Co jeszcze nie znaczy, że ciÄ™ oskarżą – dodaÅ‚ Paul. – Jedno jest pewne: Slotkinowie nie potrzebujÄ… pieniÄ™dzy. A okolicznoÅ›ci zaginiÄ™cia Harry’ego mogÄ… okazać siÄ™ dla nich zbyt krÄ™pujÄ…ce, żeby je upubliczniać. Ojciec wÄ™drujÄ…cy nago po parku...
– JeÅ›li Harry nie żyje, oskarżą. – UkryÅ‚a twarz w dÅ‚oniach. – O Boże. To już drugie oskarżenie w ciÄ…gu trzech lat.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  – Dlaczego siÄ™ tym interesujÄ…? To takie ciekawe?– Dla nich to mniej wiÄ™cej to samo co chirurg, który amputuje zdrowÄ… nogÄ™...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.