|
Zatrzymał się i wystawił twarz do wiatru, z przymkniętymi oczyma łowiąc zapach dzikiego maku mieszający się z wonią zgnilizny dolatującą od rzeki...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości. |
W tej części ogrodzenia znajdowała się tylko jedna większa dziura, za to od strony drogi siatka była poodrywana w wielu miejscach. W powszechnym przekonaniu Ptasznik musiał parkować na drodze, taszczyć swój ciężar około pięciuset metrów przez brudny teren, a potem jeszcze wracać do auta po łopatę, żeby wykopać prowizoryczny grób. Według Caffery'ego nie istniał żaden powód, dla którego zabójca wcześniej odwiedzałby ten plac czy choćby oglądał go z daleka. Ludzie pracujący w szpitalu Świętego Dunstana musieli przejeżdżać w pobliżu, udając się do Kent lub Essex czy nawet do Blackheath. Spojrzał na walający się w błocie kawałek fluorescencyjnej taśmy, którą sierżant Quinn oznaczała znaleziska. Schylił się, podniósł ją i obejrzał dokładnie, obracając w palcach. Wszystkie puste butelki i stare puszki, obsypane proszkiem do zbierania odcisków palców, leżały teraz w magazynie dowodów rzeczowych w Shrivemoor. Były bardzo różne, po Heinekenie, Tennancie, Red Stripie... Rum „Wray and Nephew” - Gemini - narkotyki. Coś w tym połączeniu mogło być ważne. Narkotyki i ślady po sznurze na rękach i nogach Spacek. Tylko Spacek walczyła o życie. To również było istotne. Dwie mewy nadleciały w kierunku Jacka od strony rzeki. Myśli w jego głowie przelatywały jak chmury po niebie. Cztery z pięciu zamordowanych były narkomankami. Tylko Spacek nie brała. Rzucił skrawek taśmy na ziemię i zawrócił na pięcie. I tylko Spacek musiała zostać skrępowana. Narkotyki... Nagle domyślił się prawdy. Zadarł wysoko głowę i zaczerpnął głęboko powietrza, zdziwiony, że serce mu tak mocno wali. Morderca musiał skrępować Spacek, ponieważ tylko ona nie chciała biernie siedzieć w bezruchu. Nie brała narkotyków, więc nie dała się namówić na zastrzyk w kark. Wcale nie musiał stosować środków odurzających, by zapewnić sobie bierność ofiar. Nie musiał ich zastraszać. Prawda była o wiele prostsza i znacznie bardziej tragiczna. Dziewczyny z własnej woli godziły się na zastrzyk, same pochylały głowy, może nawet odsuwały włosy, podnosiły je z karku, aby umożliwić mu dostęp do tego wrażliwego splotu kręgów, wiązadeł i płynów ustrojowych, który dzień po dniu, sekunda po sekundzie pełnił funkcję centrum zarządzania układu nerwowego - do pnia mózgu. Wmawiał im, że właśnie tego pragną, mocnego kopa, żeby od razu znaleźć się na dużym haju: „To najkrótsza droga do układu krążenia”. Na pewno aż się paliły, żeby spróbować mocnych wrażeń. Robiła na nich wrażenie jego wiedza medyczna, pewność siebie, fachowe słownictwo. W tej sytuacji było całkiem prawdopodobne, że ofiary, których zdolność logicznego rozumowania przytłumiła przez lata używana heroina, obdarzały mordercę zaufaniem. - Hej, ty! Caffery stanął i odwrócił się. Idący za nim mężczyzna był wysoki, potężnie zbudowany, w prążkowanym garniturze, granatowej koszuli i błękitnym krawacie. Poły rozpiętej marynarki odsłaniały szelki kabury podramiennej. Przerzedzone włosy miał gładko zaczesane do tyłu na podobieństwo Diamonda. Na szyi nosił złoty łańcuszek, a na ręku złoty zegarek. - Nie wiesz, że to teren zamknięty? Nie zatrzymał cię policjant przy drodze? Mam już dość włóczęgów kręcących się po całym placu. Jack bez słowa wyjął odznakę i tamten zatrzymał się dwa metry przed nim. - Nic z tego, koleś. Przykro mi. Nie dam się nabrać na machanie identyfikatorem przed oczami. Pokaż no. - Pokiwał palcem. - To pewnie podrobiona legitymacja prasowa, co nie? Caffery podszedł do niego i podetknął mu odznakę. - Teraz dobrze? Tamten nerwowo potarł palcem czubek nosa i wepchnął ręce do kieszeni spodni. - Ach, tak... Proszę nie mieć mi za złe. Wczoraj mieliśmy tu prawdziwy nalot ciekawskich. - To pan jest North, właściciel tego placu? - Zgadza się. - Nie mieliśmy okazji rozmawiać, ale widziałem pana wcześniej, tamtej nocy. - Jack schował odznakę do kieszeni marynarki. - Chciałem się jeszcze raz rozejrzeć. - Myśli pan, że morderca tu wróci, żeby przewąchać, co w trawie piszczy? Mówi się, że psy zawsze przychodzą w to miejsce, gdzie narzygały. - Zakołysał się na piętach i popatrzył w niebo. - No więc kiedy mogę liczyć, że wyniesiecie się z mojego terenu? - Jak tylko będzie gotowe oskarżenie. - Rozmawiałem dziś po południu z waszym przełożonym. Słyszałem, że macie już kogoś na oku. To prawda? - Nie mogę o tym mówić. - To jakiś czarny szczeniak, zgadza się? - Skąd pan to wie? North przestąpił z nogi na nogę i znów potarł czubek nosa. - Słyszałem dziś rano, że wszystkie patrole w dzielnicy dostały rozkaz schwytania go. Może to jeszcze nie deszcz, ale już mżawka, no nie? - Zadzwonił monetami w kieszeni i spojrzał w niebo, gdzie znów zbierały się ciemne chmury. - Może powinienem złożyć wniosek o rekompensatę za stracony czas? Co?
- Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.
- Cesarz natomiast już przedtem wyobrażał sobie własne cierpienie, patrząc na mękę innego, przeżywał w sobie pełnię męki wuja, wymachiwał rękami czy...
- Perrin objął głowę ramionami, dopadł do kamiennej balustrady i skulił się tam, a wiatr szarpał nim i wydymał jego ubranie, wiatr gorący jak ogień...
- - Sssmoki, tak mówisz? A czemu miałoby cię to interesować? Widzę tutaj tylko jednego sssmoka, a nie jessst nim z pewnością ludzki czarodziej Krasssus...
- ^' 26 ^' ^' 27 ^rpłyn, który madame Gaillard co rano serwowała swoim wychowankom, nazywano po prostu mlekiem, gdy tymczasem wedle odczucia Grenouille'a płyn...
- W tym czasie rychło jakoś po Wielkiejnocy, wzięty od króla Smoleńsk1 częścią drabinami nasi opanowali mury nade dniem, a część instrumentem na kształt...
- Kiedy Loial wraz z pozostałymi podjechał bliżej, Faile natychmiast zeskoczyła ze swej karej klaczy i nie spuszczając wzroku z jego twarzy, podeszła prosto do...
- i seminariach o holokauście, zbieracz funduszy na waszyngtońskie Muzeum Holokaustu — szybko stał się chłopcem z Plakatu „przedsiębiorstwa...
- — Tu-huuuu! Lordzie Regencie! — zahuczał puchacz, zbliżając haczykowaty dziób do jego ucha...
- Odziany w kolczugę cherecki wojownik, w sposób ostentacyjny zajęty zwijaniem liny, porzucił nagle swe zajęcie i pchnął sztyletem w odsłonięte plecy...
- Na peronie było już tłoczno; Miko zgubił ich na chwilę z pola widzenia, lecz gdy odnalazł tor, z którego odchodził pociąg do Lubotynia, wyłuskał ich...
|
|