W pewnej instytucji jakiś młody urzędnik zapytał go z kpiącą naiwną miną:
– Ileż też sobie szanowny pan liczy wiosen?
Pan Jacek utkwił w nim swoje głębokie jasne oczy i odrzekł ze słodkim uśmiechem:
– Liczę sobie rok cytadeli w dziesiątym pawilonie, trzydzieści zim syberyjskich na zesła-
niu i trzy lata ciężkiej pracy w Chinach dla zarobku, by móc wrócić do kraju, czyli razem du-
żo więcej niż całe życie twoje, młodzieńcze.
W biurze zaległa cisza. Kilku urzędników podniosło głowy i spojrzało ciekawie na nie-
zwykłego interesanta. Młody zaś urzędnik ściskał zęby i spytał głośno:
– Czy pan łaskawy wie, z kim mówi?
Krew uderzyła do głowy pana Jacka.
– Owszem, panie, a przede wszystkim wiem, że jesteś pan źle wychowany. To mi już wystarcza.
Rzekłszy to wyszedł z biura.
W oznaczonym terminie pan Jacek został wezwany przez Mgławicza własnoręcznym jego
listem. Stawił się natychmiast, widząc, że innego wyboru nie ma. Mgławicz oznajmił mu na
wstępie, że mianuje go osobistym swoim sekretarzem. Mimo zadowolenia, pan Jacek zdziwił
się trochę i zaniepokoił czy odpowie zadaniu, czy wydoła pracy. Ale Mgławicz zapewnił go,
że wierzy w jego zdolności i żeby nie był przeładowany pracą daje mu do pomocy podsekre-
tarza, ten zaś będzie miał również specjalnego urzędnika. Pan Jacek zaprotestował gorąco.
Oświadczył, że mając wiele zamiłowania do pracy będzie polegał wyłącznie na własnych
siłach i dołoży wszelkich starań, aby pomocnicy okazali się zbyteczni.
Mgławicz uśmiechnął się jakoś dziwnie i powiedział:
– Pozwoli pan jednak, że na razie pozostanie tak, jak już postanowiłem; o redukcji pomó-
wimy później...
43
Po zapoznaniu się z personelem Mgławicza i wejściu w tryb pracy, pan Jacek doszedł w
ciągu kilku dni do wniosku, że powierzone mu czynności nie są tak wielkie i uciążliwe, ażeby
miały je wykonywać trzy osoby. Przy sposobności więc zwrócił się do Mgławicza:
– Ekscelencjo, doświadczenie kilku dni przekonało mnie, że personel sekretariatu jest zbyt
liczny...
– Jak to? Trzy osoby łącznie z panem.
– Właśnie trzy osoby pobiera pensję, podczas gdy pracę może wykonać jedna osoba, a
najwyżej dwie. Dlatego proponuję zredukowanie tej liczby.
– Czy pan ma co do zarzucenia tym dwu pracownikom?
– Tylko to, że z braku zajęcia są figurantami i że młody jeszcze skarb państwa nie stać na
opłacenie próżniactwa.
Mgławicz żachnął się.
– Ach, o to tylko chodzi!
A po krótkim namyśle rzekł:
– Oni jednak zostaną, bo nominacja nastąpiła.
– W takim razie – odparł pan Jacek – proszę mnie przenieść do niższej kategorii. Ja po-
trzebuję mało. W ten sposób kredyt przyznany na sekretariat będzie wyrównany.
Mgławicz uśmiechnął się.
– Dziwny, doprawdy dziwny z pana człowiek. Gdyby nie wiek pański to sądziłbym, że
mam do czynienia...
Pan Jacek przerwał mu z surowym wyrazem twarzy:
– Pana to dziwi, a mnie martwi. Bo u nas w Polsce powstało za wiele zbytecznych stano-
wisk i posad, za wiele różnych biur i komisji, które posiadając liczny personel obciążają bu-
dżet państwa. Ma się wrażenie, że nie pracownicy są dla urzędów, lecz urzędy powstają ad
hoc dla falangi karierowiczów i próżniaków. Widzę to wszędzie i zgrozą mnie przejmuje
myśl, że zbyt szeroko, zbyt po pańsku zaczynamy budować zmartwychwstałą ojczyznę, nie
licząc się ze środkami materialnymi. Trwonimy grosz skarbowy, podczas gdy na żaden zby-
tek nie stać nas. Rozwielmożniony nepotyzm, protekcja...
Mgławicz zmrużył oczy i spojrzał przenikliwie na pana Jacka.
– Surowy z pana sędzia, chociaż trzeba przyznać, że poznał pan nasze stosunki wybornie.
Jeśli zaś chodzi o protekcję...
– To i ja z niej skorzystałem – podchwycił pan Jacek z goryczą w głosie. – Ale u nas na
każdym kroku protekcja działa, kto jej nie ma, ten ginie.
– Tak, panie, protekcja to wszechwładna siła, nie wolno jej urągać, jeśli się jeszcze nie
zginęło. Pan jest trochę Katon, a tu u nas życie w pełni: wolność słowa, czynu, woli... Żyjemy
nareszcie swobodnie, a przed nami pełnia potęgi i bujnego rozkwitu Polski.
– Czy pan wierzy w pełnię potęgi i rozkwitu Polski już dziś?...
– Najzupełniej, panie łaskawy.
– Daj Boże, by tak było, bo ja dotąd widzę tylko płytkie brzegi i mieliznę. A wolność sło-
wa? Większa istnieje wolność złych czynów i złej woli. Mówiono mi wczoraj o pewnym pi-
śmie codziennym, że za umieszczenie artykułu, krytykującego obecną politykę gospodarczą i
społeczną rządu, redakcja zapłaciła ogromną karę pieniężną. Więc widzę, że prawda została



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  chanie trudno ze względu na jego wiek podeszły i brak „prezentacji”, a zwłaszcza ze względu na brak odpowiednich referencji...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.