I jest to prawdą. A przy tym wszystkim ten 57-letni dzisiaj uczony nie jest wyłącznie gabinetowym intelektualistą, ale uczonym-instytucją biorącym udział w przygotowaniach do misji sond kosmicznych „Viking” i „Voyager”, które pomknęły w kierunku Marsa i Neptuna. Jest też autorem słynnej plakietki - graficznego przesłania do innych cywilizacji, umieszczonej na sondach „Pionier” 10 i 11. Nagrał również zestaw ziemskich dźwięków na płytę, która w statku „Voyager” przekroczyła granice Układu Słonecznego. Być może ta przesyłka w 55 językach zawierająca specyficzny „ciąg ewolucyjny” dźwięków wydawanych przez wulkany, lawiny, fale oraz zwierzęta dotrze w końcu do jakiegoś odbiorcy? Sagan marzy o tym.
O kosmosie zaczął marzyć jeszcze jako kilkuletni chłopiec zaczytujący się kosmicznymi opowieściami Edgara Rice Burroughsa, których bohaterem był John Carter rodem z Wirginii, magicznie przeniesiony w kosmos, gdzie walczył z dziwnymi stworami, zmagał się z groźnymi wojownikami i przeżywał gorące uczucie do kosmicznych księżniczek. Z tej chłopięcej fascynacji kosmosem (a Marsem w szczególności) Sagan już nie był w stanie się otrząsnąć. Stała się nieuleczalna. I chyba dobrze się stało, gdyż świat nauki zyskał nietuzinkowego swego obywatela, a miłośnicy science fiction znakomitego autora, który dał im książkę tak znakomitą jak Kontakt.
Przez krytykę uznana została ta powieść za najbardziej udaną kombinację naukowej wizji i literackiej formy od czasów Herberta George'a Wellsa. Różni się zdecydowanie od większości dokonań, z reguły nad wyraz trywialnej w treści, literatury science fiction. Przyczyna tkwi w znakomitym przygotowaniu autora do tematu, o którym pisze. Historia Projektu Argus - projektu kontaktu z cywilizacją odległą od Ziemi o 26 lat świetlnych - to nie tylko znakomita powieść, ale przy okazji świetne kompedium wiedzy przyrodniczo-filozoficznej. Czytając tę powieść, spróbujmy poczuć się przez chwilę jak słuchacze któregoś z licznych barwnych i fascynujących wykładów prowadzonych przez Sagana w Cornell University, gdzie jest dyrektorem Laboratorium Planetarnego. Spróbujmy dzięki Kontaktowi zajrzeć w, być może, już nie tak wcale odległą przyszłość ludzkości, kiedy nawiążemy kontakt z ET’s, czyli istotami pozaziemskimi. Może to nastąpić każdego dnia... Sagan jest przekonany o tym. Radioteleskopy przecież każdego dnia i nocy nasłuchują głosów Wszechświata...
 
Mariusz Piotrowski
 
 
 
 
 
CZĘŚĆ I
WIADOMOŚĆ
 
 
 
Moje serce drży jak biedny liść.
W snach wirują planety.
Gwiazdy nacierają na okna.
Obracam się we śnie.
Moje łóżko jest ciepłą planetą.
 
MERVIN MERCER
P. S. 153, Fifth Grade, Hartem
New. York City, NY
(1981)
ROZDZIAŁ 1
Liczby transcendentalne
 
 
To było wielkości planety. Nie mogło być tworem sztucznym według ludzkich miar, a przecież było czymś tak dziwnym i skomplikowanym, że ponad wszelką wątpliwość służyć musiało wyższym celom lub ucieleśniać jakąś ideę. Błyszcząc w orbicie polarnej obok wielkiej, białoniebieskiej gwiazdy, przypominało olbrzymi, nierównomierny mnogościan, obłożony milionami miseczkowato zagłębionych muszelek. Każda muszelka celowała w określony punkt nieba tak, że wszystkie konstelacje nieba były pod ich kontrolą. Ta wieloboczna planeta wykonywała swoje funkcje w wieczności. Nadzwyczaj cierpliwa. Mogła czekać wiecznie.
 
 
 
Gdy ją wyciągnęli, wcale nie krzyczała. Jej brewki były zmarszczone, ale zaraz otworzyła oczy szerzej i spojrzała na jaskrawe światła, na postacie obleczone w biel i w zieleń, na kobietę odpoczywającą pod nią, na stole. Jakieś znajome odgłosy rozległy się wokół niej i buzia jej przybrała ów dziwny, typowy dla noworodków wyraz - coś w rodzaju zakłopotania.
 
Gdy miała dwa latka wyciągała rączki nad główkę i przymilnie mówiła: „tata, op”. Znajomi nie ukrywali zdziwienia - dziecko było grzeczne.
- To nie grzeczność - tłumaczył tato. - Darła się ilekroć chciała, żeby ją wziąć na ręce. Więc powiedziałem: Ellie, nie musisz się drzeć. Po prostu powiedz: tata, op. Dzieci wcale nie są głupie, mam rację, Słonku?
Więc - zadowolona siedzi teraz „op” na zawrotnej wysokości, w ramionach ojca jak na grzędzie i szarpie go za przerzedzające się już włosy. Lepiej tak żyć, i bezpieczniej - tu, w górze, niż raczkować poprzez las nóg. Tam ktoś może na ciebie nadepnąć, można się zgubić... mocniej zwarła piąstkę.
Obejrzawszy małpy skręcili za róg i podeszli do wielkiej bestii na wrzecionowatych nogach, której głowa na długiej szyi zaopatrzona była w małe rogi. Wyrosła nad nimi jak wieża.
- Ich szyje - powiedział tato - są za długie i nie mogą wydać z siebie głosu.
Jakże współczuła biednym, skazanym na milczenie istotom, ale odczuwała też radość, że istnieją - zachwyt, że takie cuda się zdarzają.
 
- No dalej, Ellie - łagodnie nagliła ją matka. W znajomym głosie dźwięczały radosne nuty - czytaj.
Siostra mamy nie mogła uwierzyć, że trzyletnie dziecko czyta. Ellie zapamiętuje - twierdziła z przekonaniem - bajki na dobranoc. Ale teraz, w rześki marcowy dzień, idą w dół State Street i zatrzymują się przed sklepem. Na wystawie lśni w słońcu kamień czerwony jak burgundzkie wino.
- Jubiler - Ellie czyta powoli, osobno literując każdą z trzech sylab.
 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Guy Sorman, autor książki Prawdziwi myśliciele naszej epoki tak napisał o uczonym: „Carl Sagan jest przystojny i prowokujący; jego błyskotliwa inteligencja...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.