),które m. in. w postaci zjazdów monarchów trwa³o kilkadziesi¹t lat.
ferencji pokojowej,16 mia³a byæ prób¹ jakby demokratyzacji ¿ycia miê-dzynarodowego. Wspomnia³em ju¿ z góry niektóre urz¹dzenia maj¹ce tê„demokratyzacjê" zredukowaæ do formy pozornej. By³o poza tym jednakw tej dziedzinie jeszcze parê istotnych plusów i minusów.
Plusem by³ b¹dŸ co b¹dŸ fakt, ¿e przynajmniej raz do roku na Zgroma-dzeniu Ligi wszyscy jej cz³onkowie mieli prawo pogl¹dy swoje wyg³aszaæcoram publico,11 a inni, chcieli czy nie chcieli, musieli ich wys³uchaæ. Cowiêcej, by³ szereg decyzji uzale¿nionych od uchwa³ tego¿ Zgromadzenia,chocia¿ stosowanie wiêkszoœci g³osów w przewa¿nej iloœci wypadków zmniej-sza³o oczywiœcie indywidualn¹ wartoœæ g³osu poszczególnego przedsta-wiciela. Poza tym reprezentanci wszystkich bez wyj¹tku krajów, nale¿¹-cych do Ligi, zasiadali, je¿eli nie stale, to przynajmniej od czasu do czasu,w Radzie Ligi Narodów,18 gdzie w wielu sprawach przys³ugiwa³o im ultra-demokratyczne prawo weta bez wymagania statutowo jednomyœlnoœciuchwa³.
By³o to zawsze coœ - tego negowaæ nie mo¿na. Ale to coœ by³o te¿ rze-czywiœcie i w drodze ró¿nych przepisów i zwyczajów bardzo ograniczone.
Przede wszystkim, a to mo¿e najg³ówniejsze, Rada Ligi w wielu spra-wach traktowanych wedle procedury Paktu z zebrania naradzaj¹cego siêstawa³a siê trybuna³em. I taki biedny pan, który nie reprezentowa³ wiel-kiego mocarstwa, pozornie zapraszany do sto³u obrad, siadywa³ w³aœci-wie „na cenzurowanym". Nawet z niezbyt maleñk¹ Polsk¹ usi³owano torobiæ ca³ymi latami i trzeba by³o dopiero œrodków dosyæ brutalnych, ¿ebyten z³y obyczaj zmieniæ.
W cudzych sprawach mo¿na by³o gadaæ a gadaæ, wtr¹caæ siê do nieswoich rzeczy i g³osowaæ wed³ug swego widzimisiê, natomiast obronas³usznych suwerennych interesów w³asnych pañstwa odbywa³a siê w wa-runkach zgo³a upokarzaj¹cych. Jeœli siê np. przedstawicielowi Paragwajupodoba³o, to przedstawiciel Polski mia³ siê szczegó³owo i pokornie t³u-maczyæ, dajmy na to, dlaczego naczelnik poczty w Katowicach zwolni³listonosza na emeryturê, albo dlaczego polski minister przemys³u i han-dlu w polskim porcie Gdyni prze³adowuje na polski statek tyle a tyleton cementu, a nie mniej albo wiêcej.
Takich przyk³adów by³o bardzo wiele. W rezultacie dla cz³owieka ma-j¹cego poczucie odpowiedzialnoœci powstawa³o istotnie poczucie g³êbo-kiego niesmaku.
Po prostu dawano mu zbyt wiele g³osu w s p r a-
16 Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Francja, W³ochy.
17 - publicznie (³ac.)
18 G³ówny wraz ze Zgromadzeniem organ Ligi Narodów sk³adaj¹cy siê z 4-5 cz³onkówsta³ych (mocarstwa) i takiej samej lub wiêkszej liczby niesta³ych. Polska uzyska³a w latachtrzydziestych tzw. miejsce pó³sta³e, tj. dokonywano jej reelekcji bez przerwy.
 
wach cudzych - a zbyt ma³o powa¿nie chciano trak-towaæ jego g³os w najistotniejszych sprawach w³a-snego kraju.
Dowodem tego, ¿e ta ocena sytuacji nie jest przesadna, jest fakt wytwo-rzenia siê na gruncie ligowym niezdrowego typu polityków szukaj¹cychosobistej kariery europejskiej czy œwiatowej, mimo ¿e pañstwa, które re-prezentowali, nie mia³y ¿adnego wp³ywu lub prawie ¿adnego na istotnybieg wypadków œwiatowych i europejskich. Taki pan, bardzo dogodnydla zakulisowych intryg genewskich, wystêpowa³ zawsze oczywiœcie w imiêwznios³ych pryncypiów ¿ycia miêdzynarodowego. Dobrze, jeœli przynaj-mniej jego kraj coœ na tym przypadkiem zarobi³, ale czêsto obywa³o siêi bez tego. Wystarcza³a aureola „wielkiego mê¿a stanu", ¿eby utrzymaæjego pozycjê polityczn¹ we w³asnym kraju.19 Naturalnie, tego rodzaju po-litycy rekrutowali siê spomiêdzy przedstawicieli pañstw ma³ych, a wy-s³ugiwali siê, komu siê tylko da³o. Zjawisko tego rodzaju by³o z pewno-œci¹ jednym z powa¿nych czynników podwa¿aj¹cych na gruncie zebrañgenewskich powagê mniejszych pañstw - wbrew wszelkim pozorom. Towi¹¿e siê zreszt¹ z zagadnieniem konduity mniejszych pañstw jako bar-dzo istotnego elementu wspó³pracy miêdzynarodowej. Bêdzie ono poru-szone jeszcze w rozdziale charakteryzuj¹cym w ogóle partnerów ¿yciamiêdzynarodowego w dobie przedwojennej, wojennej i w przewidywa-niach na po wojnie.20
Wszystkie powy¿sze uwagi odnosz¹ siê zarówno do samej Ligi Naro-dów, do Miêdzynarodowego Biura Pracy i do innych emanacyj instytu-cji genewskiej, a wiêc przede wszystkim do konferencji rozbrojeniowej.21Ta nieszczêsna konferencja - to jakby dowód parali¿u wszelkiego instyn-ktu politycznego w ówczesnej Europie. ¯eby siê zbieraæ czêsto i przewlekledeliberowaæ latami tylko po to, ¿eby dostarczyæ politycznej legalizacjidla dozbrojenia Niemiec 22 - to wygl¹da doprawdy paradoksalnie.
Istnia³ oczywiœcie swego rodzaju przymus do zwo³ania tej konferen-cji przez redakcjê artyku³ów traktatu, zapowiadaj¹cych w konsekwencjiograniczenia zbrojeñ niemieckich, powszechne ograniczenia w tej dziedzi-
19 Aluzja do czeskiego polityka E. Benesza.
20 Zapowiedzianego tu rozdzia³u Beck najprawdopodobniej nie napisa³.
21 Konferencja ta obradowa³a w latach 1932-1937; wycofanie siê Niemiec i Japonii je-sieni¹ 1933 r. przes¹dzi³o o jej fiasku. Zwo³anie konferencji poprzedzi³ etap przygotowañci¹gn¹cy siê od 1925 r.
22 Dyplomacja niemiecka, jako dyplomacja pañstwa rozbrojonego, bardzo silnie pod-kreœla³a koniecznoœæ przyjêcia zasady równoœci. W efekcie tych zabiegów 11 XII 1932 r.zosta³a podpisana deklaracja piêciu mocarstw, w której stwierdzono: „Jedn¹ z zasad, którewinny kierowaæ konferencj¹ w sprawie redukcji i ograniczenia zbrojeñ, powinno byæ przy-znanie Niemcom [...] równoœci praw w systemie zapewniaj¹cym bezpieczeñstwo wszystkimpañstwom." Por.: „Przegl¹d Polityczny" 1933, t. 18, z. l, s. 12.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Miejmy nadziejê, ¿e w przysz³oÅ“ci obraduj¹cy ludzie bêd¹ patrzyli so-bie w oczy!By³oby nieÅ“cis³oÅ“ci¹ historyczn¹ pomin¹æ milczeniem fakt, ¿e...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.