W wielkich miastach cierpi
się męki Tantala, które wzbudzają apetyt, a czasami nawet nadzieję. Przedmieścia pełne są hałasu i
namiętności: zawsze można kogoś spotkać, z kimś się pobić, sprowokować jakiś dramat, opowiadać o
różnych wydarzeniach. Nawet najbiedniejsi żyją tam bardziej intensywnie i bardziej "po ludzku" niż
mieszkańcy na pól wymarłych miasteczek. Peryferie żyją chwilą obecną, ponieważ jedynie centrum
miasta ma swoją historię. Można tu spotkać gorące uczucia, miłość intensywną i pikantną, którą nazywa
się również "nienawiścią" i która wiąże bardzo ściśle tych, którzy się kochają, ziejąc nienawiścią do
innych.
Obserwatorzy pochodzący z bogatych dzielnic, posiadający dyplomy doskonałych szkól, nie potrafią
zrozumieć, dlaczego mieszkańcy ubogich dzielnic z trudem je opuszczają: po prostu nie potrafią żyć gdzie
indziej! Dramat może tu zdarzyć się w każdej chwili, pobudzając wyobraźnię, zabawa jest darmowa,
ludzie ocierają się często o śmierć, jak w bachanaliach. Miłość i nienawiść są tu rzeczą codzienną,
stwarzając wrażenie życia bardzo intensywnego, o ileż ciekawszego od psychicznego zastoju małych
miasteczek czy pozłacanego blichtru bogatych dzielnic.
Jednakże, tak jak w przypadku każdego klanu, nadmiar uczuciowy prowadzi do nieszczęścia. Ci, którzy
nie potrafią zintegrować się z grupą, ponieważ wolą spokój małych miasteczek lub ciszę bogatych dzielnic
i nie życzą sobie tej archaicznej regresji lub nie udaje im się w niej żyć, cierpią jeszcze bardziej.
Schizofrenicy, którym z trudem przychodzi powiedzenie "dzień dobry", przeganiani są z miejsc, gdzie
odbywa się współzawodnictwo społeczne, a jednocześnie pociąga ich ta prymitywna socjalizacja. Kiedy
się jednak w niej znajdą, nie potrafią dostosować się do jej gwałtownych obyczajów. To właśnie oni
stanowią najbardziej odrytualizowaną populację ulic: 30 procent wśród bezdomnych w Paryżu, 40 procent
w Wenecji (z której wywodzi się zwyczaj usuwania z domu chorych
144
umysłowo), 80 procent w Nowym Jorku47, gdzie takie nadużywanie "leczenia eksternistycznego" przynosi
znaczne oszczędności.
Kiedy kultura nie przenika już świata międzyludzkiego, zwyczaje panujące w klanie zachowują odrobinę
archaicznej uczuciowości. Ci, co się kochają, jednoczą się wówczas we wspólnym poczuciu nienawiści,
aż do momentu całkowitej derytualizacji. kiedy zasada "każdy dla siebie" unicestwia to, co zostało jeszcze
ze społeczeństwa.
Pierwszy opis społeczeństwa pozbawionego zwyczajów dotyczył Ików48, którzy, przesiedleni w piękne
okolice i utrzymywani przez rząd. mieli wszystko, żeby być szczęśliwi. Żyjąc jednak bez planów na
przyszłość i bez przeszłości, tracili powiązania społeczne i w ciągu kilku miesięcy ich wzajemne stosunki
przekształciły się w gwałtowne spory i bójki. Brutalna destrukcja ich stylu życia stawiała ich w zerowym
punkcie człowieczeństwa49. W momencie, gdy ich społeczność uległa derytualizacji, zaczęły się bijatyki,
kradzieże żywności, gwałty, porzucanie dzieci i morderstwa. Przy tego typu derytualizacji przynależność
do klanu przynosi pewną ulgę. Wśród bezdomnych uliczników ceremoniały związane z przyjęciem do
bandy nabierają formy: są to archaiczne zwyczaje, wiążące grupę poprzez przemoc narzuconą innym, na
przykład w postaci bijatyk czy grupowych kradzieży. W Kambodży wśród przesiedlonej ludności pojawia
się neo-rytualizacja; można zaobserwować nastolatków skupiających się w bandy w celu sprawowania
władzy i narzucania jej brutalnie siłą jednostkom wyizolowanym. Można jednak zaobserwować również
ceremoniały wynikające ze współżycia, polegające na wymianie uczuciowej pozwalającej uspokoić się czy
zasnąć.
Kiedy grupa się powiększa, wiele jednostek przestaje przestrzegać elementarnych zwyczajów, ponieważ
w dużej masie rozpływają się informacje sensoryczne i zmniejsza się jednocząca siła.
47 L. Marceli, N. Cohen, D. Nardacci.J. Brittain, TheNew York City Initiatwe for the Homeless Mentally Ul,
"AmericanJournal of Psychiatry", CXLVII, nr 11 (1990).
48 C. Tumbull, Un Peuple defauws, Le Seuil, 1972.
49 G. Mendel, Quandplus rien newde soi, Robert Laffont, 1972.
10. Antomia uczuć
145
Można wówczas zauważyć wyłanianie się podgrup, które nie porzucając zwyczajów wspólnych z grupą
wyjściową, wprowadząjąjednak nowe, własne. W miasteczkach posiadających własną historię każdy
kontakt dwóch osób zaznaczony jest uśmiechem, wymianą spojrzeń lub istotnym zwrotem typu: Jak się
masz?". Te drobne gesty tworzą zrytualizowaną całość sensoryczną. Takie zachowanie byłoby
absurdalne w wielkim domu towarowym. Nie można witać się ze wszystkimi mieszkańcami wielkiego
miasta. Lepiej więc nie zwracać na innych uwagi: można ich postrzegać, nie dokonując żadnej wzajemnej
wymiany. Zbyt wielka liczba osób powoduje, że inni sąjakby przezroczyści - tak więc w przypadku silnej
emocji nie ma niczego, co mogłoby pohamować przemoc.
W końcu dziewiętnastego wieku, w epoce, gdy społeczeństwa zachodnie nie miały jeszcze nowoczesnych
struktur, Durkheim zaproponował koncepcję anomii, która miała oznaczać, że grupy ludzkie nie
przybierają już form naturalnych czy prawnych. Czyżby powrót tego pojęcia w końcu dwudziestego wieku
oznaczał, że de-strukturyzacja prawie wszystkich społeczeństw ma przynieść ze sobą nowy porządek
świata? Problem w tym, że anomia, odrytualizo-wując grupy społeczne, rozkłada je i pozwala na
stosowanie wszelkiej przemocy. Tak jak gdyby wielkie grupy nie potrafiły osiągnąć ewolucji kulturowej w
inny sposób niż przez zastosowanie przemocy, podczas gdy małe grupy, zachowujące jeszcze swe
zwyczaje, doprowadzają do zmian mentalności i struktur społecznych w wyniku dyskusji. Dyskusje
doprowadziły do tego, że masturbacja przestała być uważana za czyn karygodny, homoseksualiści są łat-
wiej akceptowani w pewnych środowiskach, zaś feministki poprawiły warunki życia kobiet, nie zabijając
ani jednego mężczyzny i nie podkładając bomb. Dyskusja przyjmuje jednak różne formy zależnie od ilości
uczestników. W małżeństwie lub w środowisku domowym trudno jest kierować emocjami wywołanymi
dyskusją, ponieważ bliskość uczuciowa nie pozwala, żeby przekształciły się one w zwyczaj. Dlatego też
czasami zwykle wtrącenie się osoby trzeciej pozwala podjąć na nowo dyskusję, rytualizując wymianę
myśli. Dyskusja nie jest również możliwa w dużej masie, ponieważ wymiana
myśli między tłumem a mówcą jest niemożliwa na poziomie intelektu. Przywódca nie jest w stanie
wymienić poglądów z każdą osobą wchodzącą w skład tłumu. Może jednak zaistnieć inna wymiana
między przywódcą a tłumem jako całością, wymagająca odindywidualizowania uczestników wiecu: Uznam



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  143Jest rzeczą ciekawą, że stres jest mniej odczuwany w dużych miastach, w których można zawsze znaleźćjakąś działalność uspokajającą czy rozrywkę lub nawiązać...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.