— Też tak uważam — przytaknął Han — Chyba już za chwilę rozpocznie on swój popis
kaskaderski. — Z namysłem potarł dłonią szczękę, krytycznie przyglądając się ciężkiemu
transportowcowi. — Fadoopo, czy mogłabyś na parę minut pożyczyć mi swoją łajbę?
— Nie ma problemu. Mam jednak na pokładzie ładunek, kilka metrów sześciennych
wzbogaconego nawozu sztucznego — odparła Fadoopa przypalając nieodłączne
cygaro.
— W porządku. Rozgrzej silniki. Zaraz wracam.
Zachwyciwszy publiczność akrobacjami na powietrznych sankach, odrzutowcu i
repulsorowym pikowaniem, Grigmin przystąpił do kulminacyjnego punktu swojego
programu — popisu pilotażu kaskaderskiego na przestarzałym myśliwcu klasy X-222.
Nastąpiła cała seria finezyjnych pętli, korkociągów, beczek i innych podręcznikowych
akrobacji, których efekt zwiększały wypuszczane co chwila kłęby różnokolorowego
dymu.
Grigmin skierował maszynę do końcowego nalotu, wykonując przed podejściem do
lądowania jeszcze jedną efektowną figurę akrobatyczną. Nie zdawał sobie sprawy, że
od pewnego czasu jego śladem podąża drugi statek — ciężki transportowiec Fadoopy
z Hanem Solo za sterami. Chcąc pokazać, co sądzi o umiejętnościach Grigmina,
Han wykonywał teraz na ciężkim, mało zwrotnym transportowcu identyczne figury
akrobatyczne. W jego rękach niezdarny frachtowiec zamienił się jakby w zwinnego,
pełnego gracji ptaka.
Porośnięci zielonym futrem Saheelindeelińczycy aż zaniemówili z wrażenia, wskazując
palcami na drugi statek, całkowicie ignorując lądującego Grigmina. Byli pewni, że
transportowiec lada chwila runie na ziemię. Han jednak bez trudu wyprowadził maszynę
z korkociągu, tak jakby siedział za sterami imperialnego myśliwca.
6
Han Solo i utracona fortuna
Pełne zachwytu piski i okrzyki rozległy się teraz dookoła. Tubylcy dosłownie szaleli
z entuzjazmu widząc, że zwariowany pilot po mistrzowsku panuje nad maszyną.
Wymachiwali rękami, klaskali, klepali się dłońmi po brzuchach, prezentując całą gamę
gestów charakterystycznych dla swej rasy.
Grigmin, który nie zauważony przez nikogo zdążył już wylądować, wyskoczył z maszyny
i zerwawszy z głowy hełm i okulary z narastającą furią przypatrywał się „Podniebnej
Barce”. Han wyprowadził właśnie maszynę z trzeciego korkociągu i skierował ją ku
lądowisku.
Stało się jednak coś nieprzewidzianego. Tylko jedno koło wysunęło się z podwozia! Twarz
Grigmina rozjaśniła się uśmiechem na myśl o niechybnej kraksie, lecz niespodziewanie,
wskutek wstrząsu wywołanego zetknięciem się jednego koła z podłożem, dźwignia
odblokowała się, zwalniając drugie koło. Po chwili frachtowiec kołował na stanowisko
położone naprzeciwko trybuny honorowej.
Tłum wypełniający lądowisko rozstępował się przed sunącą powoli „Podniebną Barką”.
Zaślepiony nienawiścią Grigmin nie zorientował się w porę, że transportowiec zdąża
wprost w kierunku jego cennego myśliwca.
Potem było już za późno na jakąkolwiek interwencję! Jedynym, co mógł zrobić, było
uskoczenie z drogi i ratowanie własnego życia. Zdołał jeszcze dostrzec ironiczny uśmiech
Hana.
Nadwozie transportowca było jednak tak wysoko, że myśliwiec bez trudu zmieścił się
pod spodem. Wtedy Han otworzył ładownię. Lawina wzbogaconego nawozu runęła
prosto na pozostawiony z otwartą sterownią myśliwiec.
Publiczność dosłownie oszalała z radości. Rozchyliwszy osłonę sterowni frachtowca,
uradowany Han kłaniał się na lewo i prawo, obserwując kątem oka, jak falujący tłum
spycha Grigmina coraz dalej i dalej.
Z trybuny honorowej rozległ się wzmocniony głośnikami głos matriarchy:
— Pierwsza nagroda i puchar dla „Podniebnej Barki” za najlepszy pokaz konkursu
„Żyzność Gleby, Wyzwanie Niebu” — władczyni uniosła oburącz puchar, zaś zgromadzeni
na trybunie doradcy i oficjele z entuzjazmem tupali nogami w deski prowizorycznej
trybuny.
ROZDZIAŁ II
„Tysiącletni Sokół” stał na jedynym lądowisku kosmicznym planety Brigia. Z zewnątrz
statek sprawiał wrażenie starego, wielokrotnie remontowanego i niewiele wartego
frachtowca, jednak oko uważnego obserwatora mogło dostrzec elementy, które przeczyły
tej powierzchownej opinii — zwiększone dysze paliwowe, ciężkie, wielokalibrowe lufy
dział pokładowych i najnowocześniejszy system sensorowo-radarowy.
— To już ostatnia taśma — oznajmił Han. Sprawdził na podręcznym czytniku, jak
zaawansowane były prace rozładunkowe. Bollux, robot pomocniczy, postępował za nim
krok w krok, zręcznie posługując się ręcznym wózkiem repulsorowym. Zielone światełka
kontrolki automatu wyglądały niesamowicie w poświacie radiatorów, umieszczonych w
różnych punktach na całym statku. We wszystkich przewodnikach Brigia wymieniana
była jako planeta, na której obowiązują zalecenia sanitarne pierwszego stopnia. Systemy
klimatyzacyjne statku wraz z powietrzem wprowadzały do wnętrza aerozolowe środki
odkażające. Kuracja odpornościowa, jakiej wcześniej poddali się Han i Chewbacca,
chroniła ich skutecznie przed lokalnymi chorobami zakaźnymi, mimo to wspólnicy
marzyli o jak najszybszym opuszczeniu planety.
7
Han Solo i utracona fortuna
Han obserwował, jak Bollux zbliża się do napędzanej parą ciężarówki, zaparkowanej
w pobliżu statku. W świetle portowych reflektorów bez trudu dostrzegał robotników
brigiańskich, ładujących na ciężarówkę dostarczone przez „Sokoła” skrzynie i pojemniki.
Pracownicy filii uniwersytetu rozmawiali z ożywieniem, zachwycając się zwłaszcza
nowoczesną aparaturą nadawczą i biblioteką wideokasetową.
Han zwrócił się w kierunku towarzyszącego mu Hissala, teraz już dziekana tej placówki.
— Jedyną rzeczą, która pozostaje jeszcze na pokładzie, jest twoja kopiarka —
stwierdził.
— Och tak, to nasza najcenniejsza zdobycz — odparł Hissal. — I do tego najdroższa.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  — W takim razie — rzekła Fadoopa, radośnie poklepując się po brzuchu — pozostaje wam już tylko złożyć wymówienia temu głupcowi...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.