O zła Persefono, Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?
TREN VI

Ucieszna moja śpiewaczko! Safo słowieńska!
Na którą nie tylko moja cząstka ziemieńska, Ale i lutnia dziedzicznym prawem spaść miała!
Tęś nadzieję już po sobie okazowała,
Nowe piosnki sobie tworząc, nie zamykając Ustek nigdy, ale cały dzień prześpiewając, Jako więc lichy słowiczek w krzaku zielonym Całą noc prześpiewa gardłkiem swym ucieszonym.
Prędkoś mi nazbyt umilkła! Nagle cię sroga Śmierć spłoszyła, moja wdzięczna szczebiotko droga!
Nie nasyciłaś mych uszu swymi piosnkami, I tę trochę teraz płacę sowicie łzami.
A tyś ani umierając śpiewać przestała, Lecz matkę, ucałowawszy, takeś żegnała
„Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca zasiędę; Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz jechać, Domu rodziców swych miłych wiecznie zaniechać.”
To i czego żal ojcowski nie da serdeczny Przypominać więcej, był jej głos ostateczny.
A matce, słysząc żegnanie tak żałościwe, Dobre serce, że od żalu zostało żywe.
5
TREN VII

Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory Mojej namilszej cory!
Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie, Żalu mi przydajecie?
Już ona członeczków swych wami nie odzieje -
Nie masz, nie masz nadzieje!
Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany...
Już letniczek pisany
I uploteczki wniwecz, i paski złocone, Matczyne dary płone.
Nie do takiej łożnice, moja dziewko droga, Miała cię mać uboga
Doprowadzić! Nie takąć dać obiecowala Wyprawę, jakąć dała
Giezłeczkoć tylko dała a lichą tkaneczkę; Ojciec ziemie brełeczkę
W główki włożył. - Niestetyż, i posag, i ona W jednej skrzynce zamkniona!
TREN VIII

Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim!
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.
Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała, Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.
Nie dopuściłaś nigdy matce się frasować Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować, To tego, to owego wdzięcznie obłapiając I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu, Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu.
Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje, A serce swej pociechy darmo upatruje.
TREN IX
Kupić by cię, Mądrości, za drogie pieniądze!
Która, jesli prawdziwie mienią, wszytki żądze, Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić, A człowieka tylko nie w anioła odmienić, Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje, Złym przygodom nie podległ, strachom nie hołduje.
Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za fraszkę sobie, 6
Jednaką myśl tak w szczęściu, jako i w żałobie Zawżdy niesiesz. Ty śmierci namniej się nie boisz, Bezpieczna, nieodmienna, niepożyta stoisz.
Ty bogactwa nie złotem, nie skarby wielkimi, Ale dosytem mierzysz i przyrodzonymi
Potrzebami. Ty okiem swym nieuchronionym Nędznika upatrujesz pod dachem złoconym, A uboższym nie zajźrzysz szczęśliwego mienia, Kto by jedno chciał słuchać twego upomnienia.
Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje Na tym strawił, żebych był ujźrzał progi twoje!
Terazem nagle z stopniów ostatnich zrzucony I między insze, jeden z wiela, policzony.
TREN X
Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała?
W którą stronę, w którąś się krainę udała?
Czyś ty nad wszytki nieba wysoko wniesiona I tam w liczbę aniołków małych policzona?
Czyliś do raju wzięta? Czyliś na szczęśliwe Wyspy zaprowadzona? Czy cię przez teskliwe Charon jeziora wiezie i napawa zdrojem Niepomnym, że ty nie wiesz nic o płaczu mojem?
Czy, człowieka zrzuciwszy i myśli dziewicze, Wzięłaś na się postawę i piórka słowicze?
Czyli się w czyścu czyścisz, jesli z strony ciała Jakakolwiek zmazeczka na tobie została?
Czyś po śmierci tam poszła, kędyś pierwej była, Niżeś się na mą ciężką żałość urodziła?
Gdzieśkolwiek jest, jesliś jest, lituj mej żałości, A nie możesz li w onej dawnej swej całości, Pociesz mię, jako możesz, a staw' się przede mną Lubo snem, lubo cieniem, lub marą nikczemną!
TREN XI

Fraszka cnota ! - powiedział Brutus porażony...



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Przed oczyma rodziców swoich rostąc, mało Od ziemie się co wznióswszy, duchem zaraźliwym Srogiej Śmierci otchniona, rodzicom troskliwym U nóg martwa upadła...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.