Powiedzieli mi, że jadę do amerykańskiego szpitala, który właśnie założono w Mediolanie. Miało tu przybyć kilka amerykańskich jednostek sanitarnych i ten szpital przeznaczony był dla nich i dla wszystkich Amerykanów służących we Włoszech. W Czerwonym Krzyżu było ich wielu. Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Niemcom, ale nie Austrii.
WÅ‚osi byli przekonani, że Ameryka wypowie wojnÄ™ także i Austrii, i ogromnie siÄ™ przejmowali każdym przyjeżdżajÄ…cym Amerykaninem, nawet jeżeli byÅ‚ z Czerwonego Krzyża. Zapytali mnie, czy uważam, że prezydent Wilson wypowie wojnÄ™ Austrii, a ja odparÅ‚em, że to już tylko kwestia dni. Nie wiedziaÅ‚em, co mamy przeciwko Austrii, ale wydawaÅ‚o mi siÄ™ logiczne, że skoro wypowiedzieliÅ›my wojnÄ™ Niemcom, musimy wypowiedzieć i jej. Pytali, czy wypowiemy wojnÄ™ Turcji. OdrzekÅ‚em, że to wÄ…tpliwe. PowiedziaÅ‚em, że Turcja jest naszym narodowym drobiem*, ale ten dowcip byÅ‚ tak ciężki do przetÅ‚umaczenia, a oni tak zaskoczeni i podejrzliwi, że powiedziaÅ‚em im, iż prawdopodobnie wypowiemy wojnÄ™ i Turcji. A BuÅ‚garii? WypiliÅ›my już kilka szklaneczek wódki, wiÄ™c odparÅ‚em, że tak, jak Boga kocham, BuÅ‚garii też i Japonii także. Na to oni, że Japonia jest przecież sojuszniczkÄ… Anglii. Nie można ufać tym cholernym Anglikom. PowiedziaÅ‚em, że JapoÅ„czycy chcÄ… Hawajów. A gdzie sÄ… Hawaje? Na Oceanie Spokojnym. Dlaczego JapoÅ„czycy ich chcÄ…? – WÅ‚aÅ›ciwie nie chcÄ… – odpowiedziaÅ‚em. – To tylko takie gadanie. JapoÅ„czycy to wspaniaÅ‚e maÅ‚e ludziki, rozmiÅ‚owane w taÅ„cu i lekkim winie. – Tak jak Francuzi – powiedziaÅ‚ major. – Francuzom odbierzemy NiceÄ™ i SabaudiÄ™. – Rinaldi dodaÅ‚, że odbierzemy także KorsykÄ™ i caÅ‚e adriatyckie wybrzeże. Major oÅ›wiadczyÅ‚, że Italia powróci do Å›wietnoÅ›ci Rzymu. Na to ja, że Rzymu nie lubiÄ™. Bo tam gorÄ…co i peÅ‚no pcheÅ‚. – Nie lubi pan Rzymu? – Owszem, kocham Rzym. Rzym to matka narodów. Nigdy nie zapomnÄ™ Romulusa ssÄ…cego Tyber. – Co takiego? – Nic. Jedźmy wszyscy do Rzymu. Jedźmy dziÅ› jeszcze do Rzymu i wiÄ™cej nie wracajmy. – Rzym to przepiÄ™kne miasto – oÅ›wiadczyÅ‚ major. – Ojciec i matka narodów – odpowiedziaÅ‚em. – Rzym po wÅ‚osku jest rodzaju żeÅ„skiego, wiÄ™c nie może być ojcem – stwierdziÅ‚ na to Rinaldi. – W takim razie kto jest ojcem, Duch ÅšwiÄ™ty? – Niech pan nie bluźni. – Ja nie bluźniÄ™, tylko proszÄ™ o informacjÄ™. – Pijany jesteÅ›, dziecinko. – A kto mnie upiÅ‚? – Ja pana upiÅ‚em – odparÅ‚ major. – UpiÅ‚em pana, bo pana kocham i dlatego że Ameryka weszÅ‚a do wojny. – Po rÄ™kojeść – odpowiedziaÅ‚em. – Rano odjeżdżasz, dziecinko – rzekÅ‚ Rinaldi. – Do Rzymu – odparÅ‚em. – Nie, do Mediolanu. – Do Mediolanu – powiedziaÅ‚ major. – Do “Crystal Palace", do “Covy", do “Campari", do Biffiego, do galleria. Ty szczęściarzu. – PowiedziaÅ‚em, że do “Gran Italii", gdzie pożyczÄ™ forsy od George'a. – Do “La Scali" – dodaÅ‚ Rinaldi. – BÄ™dzie pan chodziÅ‚ do “La Scali". – Co wieczór – powiedziaÅ‚em. – Nie bÄ™dzie pan mógÅ‚ sobie pozwolić na to, żeby chodzić co wieczór – rzekÅ‚ major. – Bilety sÄ… bardzo drogie. – WystawiÄ™ weksel na okaziciela, na mojego dziadka – powiedziaÅ‚em. – Co takiego? –Weksel na okaziciela. Dziadek musi zapÅ‚acić, bo inaczej wsadzÄ… mnie do wiÄ™zienia. W banku zaÅ‚atwia to niejaki pan Cunningham. Ja w ogóle żyjÄ™ z weksli na okaziciela. Czyż dziadek może wsadzić do wiÄ™zienia wnuka–patriotÄ™, który ginie po to, żeby Italia żyÅ‚a? – Niech żyje amerykaÅ„ski Garibaldi! – zawoÅ‚aÅ‚ Rinaldi. – Viva weksle na okaziciela – odpowiedziaÅ‚em. – Musimy ciszej gadać – powiedziaÅ‚ major. – Już kilka razy proszono, żebyÅ›my byli ciszej. – NaprawdÄ™ pan jutro jedzie, Federico? – MówiÄ™ wam, że jedzie do amerykaÅ„skiego szpitala – odrzekÅ‚ Rinaldi. – Do piÄ™knych pielÄ™gniarek. Nie takich z brodami jak ci sanitariusze ze szpitala polowego. – Tak, tak. – powiedziaÅ‚ major. – Wiem, że jedzie do amerykaÅ„skiego szpitala. – Mnie ich brody nie przeszkadzajÄ… – oÅ›wiadczyÅ‚em. – Jak ktoÅ› chce zapuÅ›cić sobie brodÄ™, to niech zapuszcza. Dlaczego pan nie zapuÅ›ci brody, signor maggiore? – Bo nie zmieÅ›ciÅ‚aby siÄ™ w masce gazowej. – Owszem, zmieÅ›ciÅ‚aby siÄ™. W masce gazowej zmieÅ›ci siÄ™ wszystko. Ja już nawet rzygaÅ‚em do maski gazowej. – Nie mów tak gÅ‚oÅ›no, dziecinko – poprosiÅ‚ Rinaldi. – Wszyscy wiemy, że pan byÅ‚ na froncie. Ach, ty kochana dziecinko, co ja bÄ™dÄ™ robiÅ‚ bez ciebie? – Trzeba iść – powiedziaÅ‚ major. – Zaczyna siÄ™ sentymentalnie. Mam dla pana niespodziankÄ™. TÄ™ paÅ„skÄ… AngielkÄ™. Wie pan? TÄ™, do której pan co wieczór chodziÅ‚ do tego ich szpitala. Ona też jedzie do Mediolanu. Ma pracować z tÄ… drugÄ… w amerykaÅ„skim szpitalu. Nie dostali jeszcze pielÄ™gniarek z Ameryki. RozmawiaÅ‚em dzisiaj z szefem ich riparto*. Tu, na froncie, byÅ‚o za dużo kobiet. Część teraz odsyÅ‚ajÄ…. Co pan na to? – W porzÄ…dku. – Tak? Jedzie pan sobie do wielkiego miasta i bÄ™dzie pan miaÅ‚ swojÄ… AngielkÄ™ na pieszczotki. Dlaczego ja nie jestem ranny? – Może pan jeszcze bÄ™dzie – powiedziaÅ‚em. – Trzeba iść – rzekÅ‚ major. – Pijemy tu, haÅ‚asujemy i przeszkadzamy Federikowi. – Nie idźcie. – Już musimy. Do widzenia. – Wszystkiego dobrego. – Najlepszego. – Ciao. – Ciao. – Ciao. – Wracaj niedÅ‚ugo, dziecinko. – Rinaldi ucaÅ‚owaÅ‚ mnie. – Pachnie pan lizolem. Do widzenia, dziecinko. – Do widzenia. Wszystkiego dobrego.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Ostatniego wieczora przed moim odjazdem ze szpitala polowego przyszedÅ‚ do mnie Rinaldi z majorem z naszej mesy...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.