- No dobrze, odgryzłaś się. A teraz weź pastylkę nasenną, tę od
Pascala. Powiedział, że odprężysz się po niej.
Liza skrzywiła się.
- Zawsze ma kieszenie wypchane lekami, mógłby być
aptekarzem. - Posłusznie otworzyła usta, popiła tabletkę wodą.
RS
- Zejdę na dół, zajmę się gośćmi, a ty spróbuj odpocząć.
- Dziękuję, Eleanor. Tak długo byłam sama. Zapomniałam już,
co to znaczy mieć przy sobie przyjaciółkę.
- Mam nadzieję, że nie popełniam błędu, obiecując ci pomoc.
Pomyszkowałem sobie po domu Lizy. Bardzo miły. Na parterze
galeria, na pierwszym piętrze pracownia, na samej górze mieszkanie i
jeszcze jedna, mała pracownia. Jestem poważnie zaniepokojony.
Cały świat tkwi w przekonaniu, że Liza maluje akwarele i że w
tych akwarelach pokazuje klimat (oraz tak zwanego ducha) Nowego
Orleanu: rozmyty kolor, kruche piękno starych kamienic, delikatne
światło, wierność i dbałość o szczegóły. Tymczasem odkryłem
23

zupełnie inną Lizę, inną, mroczną stronę tej skomplikowanej kobiety.
Bardzo mroczną.
W małej pracowni znalazłem ukryte rysunki piórkiem.
Wszystkie przedstawiały tego samego mężczyznę. To na pewno ten
zaginiony Duke Massone. Zniknął pięć lat temu, ale Liza nie może o
nim zapomnieć. Sto portretów, na każdym ta sama twarz.
Jedno dobre, że teraz wiem dokładnie, jak facet wygląda. Wrył
misie w pamięć.
Całkiem przystojny. Można powiedzieć, że bardzo przystojny.
Martwi mnie tylko, że Liza wystawia mu kapliczkę. W pracowni na
drugim piętrze nie ma nic, poza jego portretami. Wystarczająco
dobrze znam się na psychice ludzi, żeby wiedzieć, że taka obsesja to
choroba.
Byłem razem z Lizą na ulicy. Nie widziałem nikogo, dookoła
RS
kompletna pustka, żywego ducha, najmniejszego śladu, żadnego
zapachu.
Eleanor wielkodusznie zaproponowała moją pomoc. Pierwszy
raz w mojej karierze będę superdetektywem, chociaż nie wiem czy ja,
kot, nadaję się na psa policyjnego. Wiem, że jestem bystry, zdolny,
mam niesamowitą intuicję, ale Lizie bardziej chyba potrzebny byłby
lekarz niż węszący po kątach kot. Postaram się, w razie gdyby ktoś ją
odwiedził, będę miał oczy i uszy szeroko otwarte. Jeśli to prawda, że
ten cały Duke jest w Nowym Orleanie, przy-szpilę go. Powinien
odpowiedzieć na kilka pytań.
24

Znalazłem też na wpół skończony obraz - nie akwarelę i nie rysunek piórkiem - zupełnie inny od wszystkiego, co Liza robi.
Widnieje na nim dziwna scena, trochę jak ze snu.
Przedstawia włamanie, widziane oczami osoby przyglądającej
się z boku. Złodziej kradnie obraz. Żywe kolory, niezwykły nastrój.
Jeśli tak ma zamiar teraz malować, może uwolni się wreszcie od
ponurych wspomnień. Ale z drugiej strony, skoro widzi tego Duke'a
na każdym kroku, za każdym krzakiem, nie jest chyba jeszcze gotowa,
by zerwać z przeszłością.
Aha, tabletka nasenna zaczyna działać. Jest naprawdę piękna,
teraz, z włosami rozrzuconymi na poduszce i zamkniętymi oczami,
wygląda jak mała dziewczynka.
Dlaczego Massone, jeśli żyje, porzucił taką wspaniałą kobietę?
Oto jest pytanie zmuszające do zastanowienia. Czyżby był
RS
kryminalistą i miał coś na sumieniu? Wpadł w tarapaty? Ktoś go
zabił?
Pięć lat minęło i żadnej odpowiedzi. Bardzo dziwne. Ale po tej
cholernej planecie plącze się tyle człekokształtnych, że nie sposób za
każdym trafić.
Powęszę jeszcze trochę, a panna Renoir niech sobie tymczasem
śpi spokojnie.
Po południu zrobiło się ciepło. Mike zdjął marynarkę i przerzucił
ją przez ramię. Dzielnica Francuska kipiała życiem, przez ulice
przelewały się tłumy spragnionych wrażeń turystów, w zatłoczonych
restauracjach trudno byłoby znaleźć wolny stolik.
25

Ostatniej nocy spał niespokojnie, ciągle powracało wspomnienie twarzy Lizy, nie mógł zapomnieć jej miny, kiedy zobaczyła go za
oknem. Bał się, przede wszystkim się bał, ale pod strachem kryły się
jeszcze inne odczucia. Dawno zapomniane, teraz powracały z
zaskakującą siłą.
Była piękna, nic dziwnego, że mogła budzić pożądanie. Nie, nie
budziła pożądania, elektryzowała. Coś musiało ich łączyć w
przeszłości, był tego pewien. Co? Tego nie wiedział.
Korciło go, żeby przejść jeszcze raz koło jej galerii, ale
powstrzymał się. Dość już napędził jej strachu. Kto wie, czy nie
wynajęła kogoś, żeby go śledził.
Przez kilka tygodni chodził za nią jak cień, nie robił nic innego.
Poznał jej rozkład dnia, wiedział, gdzie robi zakupy, do jakich chodzi
restauracji. Przeważnie jadała sama, czasami tylko spotykała się z
RS
wysokim, jasnowłosym mężczyzną. Policjantem. Chodził wprawdzie
po cywilnemu, ale Mike bez trudu dowiedział się, kto zacz. W
Dzielnicy Francuskiej wszyscy dobrze znali Trenta Maxwella.
Kiedy pierwszy raz zobaczył Lizę w jego towarzystwie, poczuł
tak gwałtowne dźgnięcie zazdrości, że miał ochotę rzucić się na niego
z pięściami. Odruchowa, mimowiedna reakcja, której nie potrafił
sobie wytłumaczyć. Na szczęście opanował się w ostatniej chwili.
Coś ciągnęło go do Lizy Hawkins, ale co, dlaczego? Nic nie
rozumiał. Odpowiedź kryła się w przeszłości. Dzisiaj postanowił, że
przestanie chodzić za Lizą i spróbuje rozwikłać tajemnicę sprzed lat.
26

Kupił lokalny dziennik i wrócił do wynajmowanego mieszkania.
W kolumnie poświęconej sztuce znalazł recenzję z wczoraj otwartej
wystawy w LaTique, obszerny artykuł z kilkoma zdjęciami, pełen
pochwał dla talentu Lizy i zachwytów nad jej błyskotliwą karierą.
Pod nazwiskiem Anity Blevins, nowoorleańskiej znawczyni
sztuki, widniał numer jej telefonu. Mike podniósł słuchawkę,
wystukał podane cyfry i poprosił dziewczynę w recepcji gazety o
połączenie z autorką tekstu. Po chwili usłyszał sztywny, uprzejmy i
lekko zniecierpliwiony głos. Czegoś takiego właśnie oczekiwał.
- Nazywam się Mike Davis, przeczytałem właśnie pani artykuł o



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  W odpowiedzi Eleanor posłała jej promienny uśmiech...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.