Na przestrzeni wieków rzeki i spływające wody deszczowe wcięły się głęboko w wapienny masyw całej tej okolicy, szatkując niegdyś płaskie dno nie istniejącego już oceanu siecią dolin i wzgórz. Płynące wciąż rzeki wyrzynały najgłębsze kaniony i rzeźbiły najbardziej strome klify, lecz choć zniszczone przez nie skały miejscami były podobnej wysokości, na całej połaci widocznej ze szczytu płaskowyżu widać było, że różnice między nimi są dość znaczne.
Na pierwszy rzut oka roślinność porastająca wietrzne i suche szczyty krasowych wzgórz ciągnących się po obu stronach Rzeki wyglądała na jednolitą i przypominała nieco florę kontynentalnych stepów wschodu. Przeważała trawa, a w pobliżu strumieni i oczek wodnych wybijały się na tle horyzontu olbrzymie, wysmukłe jałowce, sosny i świerki. W zagłębieniach rosły też niskie drzewa i bujne krzewy.
Zadziwiające było to, jak ścisła była zależność składu szaty roślinnej od warunków terenu. Szczyty wzgórz i ich północne stoki porastały rośliny lubiące chłód i suchość północnej części kontynentu, podczas gdy na południowych najbujniej rozwijały się te, które zwykle spotykało się w strefie cieplejszej i którym najlepiej służył wilgotny, łagodny klimat.
Najbogatsza szata zdobiła dolinę ciągnącą się wzdłuż głównego koryta Rzeki - brzegi porastały szpalery drzew liściastych i iglastych. Przeważały okryte jasną, wiosenną zielenią brzozy białe i wierzby, lecz i świerki oraz sosny wyglądały świeżo - ich czubki okrywało młode igliwie. Jałowce i rzadko spotykane dęby, nawet zimą nie gubiące liści, upstrzone były plamami żywej zieleni, zdobiącymi końce młodych gałązek.
Leniwie płynąca Rzeka meandrowała pośród rozległych łąk, wczesną wiosną zapewne tonących pod wezbranymi wodami, teraz zaś okrytych kobiercem traw, tym bardziej złotych, im bliższe było gorące lato. Tu i ówdzie jej koryto zwężało się i nurt przyspieszał, wbijając się między strome urwiska skalne, by nieco dalej znowu rozlać się szeroko i spowolnić swój bieg.
Były i takie miejsca - szczególnie w dolinach otaczających dopływy Rzeki - gdzie warunki sprzyjały wzrostowi lasów mieszanych. Na dobrze osłoniętych przed zimnym wiatrem południowych stokach świetnie przyjmowały się kasztanowce, orzechy włoskie i kępy leszczyny, a także jabłonie. Wiele z nich skarlało; niektóre nie rodziły owoców co roku, ale większość przy korzystnej pogodzie zapewniała ludziom obfite zbiory. Prócz drzew z dobrodziejstwa słonecznych kąpieli korzystały też rozliczne pnącza i krzewy owocowe - winorośl, porzeczki, maliny, truskawki, agrest, jeżyny, nieliczne żółte maliny moroszki, a także borówki w wielu odmianach.
Tam, gdzie teren wznosił się wyżej, przeważały rośliny spotykane zwykle w tundrze - dotyczyło to przede wszystkim potężnego, wysokiego masywu piętrzącego się na północy, okrytego lodem mimo aktywności paru wulkanów. Kilka dni przed przybyciem do Dziewiątej Jaskini Ayla i Jondalar znaleźli tam gorące źródła. W szczeliny tamtejszych skał wczepiały się odporne porosty; zioła wyrastały najwyżej na kilka cali ponad twardym gruntem, natomiast karłowate krzewy płożyły się nisko po zamarzającej glebie. Tam, gdzie obfitość wody stworzyła bardziej sprzyjające warunki wegetacji, pojawiały się mchy w najróżniejszych odcieniach zieleni i szarości, a także trzciny, sitowie i kilka gatunków traw. Różnorodność szaty roślinnej regionu sprzyjała bogactwu fauny, zatem i dla ludzi - mieszkańców okolicznych Jaskiń - warunki życia były nader korzystne.
Jondalar i Ayla ruszyli dalej, szlakiem skręcającym na północny wschód, ku krawędzi stromego urwiska zwieszającego się nad korytem Rzeki, która w tym miejscu płynęła prawie dokładnie z północy na południe, bezustannie wypłukując podstawę wapiennego masywu. Jadąc po względnie równej powierzchni płaskowyżu, przekroczyli bystry nurt kolejnego strumienia, którego wody docierały do krawędzi klifu i z hukiem spadały w dół, zasilając główny nurt rzeczny. Zatrzymali się dopiero tam, gdzie ścieżka zaczynała opadać, wiodąc łagodnie nachylonym stokiem ku dolinie po drugiej stronie masywu. Zawróciwszy, popędzili Whinney i Zawodnika galopem i ścigali się po kamienistej równinie tak długo, aż konie zmęczyły się i z własnej woli poczęły zwalniać. Przekraczając ponownie mały strumień, zatrzymali się na chwilę, by napoić wierzchowce i zziajanego wilka. Sami także pochylili się nad strugą, aby zaspokoić pragnienie. l i l 7
Ayla nie czuła się tak cudownie na końskim grzbiecie od czasu, kiedy po raz pierwszy udało jej się dosiąść klaczy. Wreszcie zwierzę było wolne od ciężaru juków i toreb, koca służącego za siodło oraz uzdy. Nagie uda znachorki obejmowały mocne ciało konia, dokładnie tak, jak przed laty, kiedy jeszcze nieświadomie uczyła się kierowania poczynaniami Whinney przez wywieranie nacisku na jej wrażliwą skórę.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  WapieÅ„ rozpuszcza siÄ™ w wodzie, jeÅ›li poddaje siÄ™ jej dziaÅ‚aniu przez odpowiednio dÅ‚ugi czas, a zawarte w niej zwiÄ…zki majÄ… lekko kwasowy odczyn...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.