-Jeśli nikt nie będzie wiedział, że to się stało, to w całkiem realnym sensie nic się nie stanie - stwierdził wykładowca run współczesnych. Miał sypialnię w jednym z chłodniejszych skrzydeł budynku.
- Z pewnością nikt nie będzie nas obwiniał - dodał dziekan. - Nawet gdyby się stało.
-Prawdę mówiąc -wtrącił Myślak, zachęcony swobodnym traktowaniem tej sprawy przez magów -istnieją pewne teoretyczne dowody, że coś takiego nie mogłoby się zdarzyć w żaden sposób, ze względu na nietemporalną naturę składowej thaumicznej.
- Co proszę? - zdziwił się Ridcully.
- Awaria nie spowoduje eksplozji, panie nadrektorze - wyjaśnił Myślak. - Ani też, o ile zdołałem to przeliczyć, nie sprawi, że rzeczy przestaną istnieć od tej chwili dalej. One przestaną istnieć całkowicie, z powodu wielokierunkowego kolapsu pola thaumicznego. A że jesteśmy tutaj, to musimy żyć we wszechświecie, gdzie wszystko poszło jak należy.
- A, słyszałem o tym - przyznał Ridcully. - To z powodu kwantów, tak? Istnieją różni my w jakimś sąsiednim wszechświecie, gdzie eksperyment się nie udał, a ci biedacy wylecieli w powietrze?
- Tak, panie nadrektorze. A właściwie nie. Nie wylecieli w powietrze, ponieważ urządzenie, które ten drugi Myślak Stibbons by zbudował, doznałoby awarii, a więc... on nie zaistniał, żeby go nie zbudować. Taka przynajmniej jest teoria.
- Cieszę się, że to rozstrzygnęliśmy - oświadczył raźnie pierwszy prymus. -Jesteśmy tu, ponieważ tu jesteśmy. A że tu jesteśmy, to nie musimy przy tym marznąć.
- A zatem doszliśmy do porozumienia - podsumował Ridcully. - Panie Stibbons, może pan uruchamiać swoją piekielną machinę.
Wskazał czerwoną dźwignię na postumencie.
- Sądziłem raczej, że to pan wyświadczy nam ten zaszczyt, panie nadrektorze. Myślak skłonił się z szacunkiem. - Trzeba tylko pociągnąć dźwignię. To zwolni... tego... blokadę, pozwalając zawirowaniom przeniknąć do wymiennika, gdzie prosta reakcja oktironowa zmieni magie w ciepło i podgrzeje wodę w kotle.
- Więc to naprawdę tylko wielki kocioł? - upewnił się dziekan.
- W pewnym sensie tak - zgodził się Myślak, usiłując zachować poważną minę. Ridcully chwycił dźwignię.
- Może zechciałby pan powiedzieć kilka słów? - zaproponował Myślak.
- Tak. - Ridcully zastanowił się i rozpromienił nagle. - Załatwmy to szybko i chodźmy na obiad.
Rozległy się oklaski. Szarpnął za dźwignię. Wskazówka na ściennej tarczy zsunęła się z zera.
- No to jakoś nie wybuchliśmy - ucieszył się pierwszy prymus. - Po co są te liczby na tarczy, Stibbons?
- Och... one... one pokazują, do jakiej liczby to doszło - odparł Myślak.
- Aha. Rozumiem. - Pierwszy prymus chwycił się za klapy szaty. - Panowie, dzisiaj mamy kaczkę z zielonym groszkiem, o ile pamiętam - dodał tonem o wiele bardziej przejętym. - Dobra robota, panie Stibbons.
Wszyscy ruszyli do wyjścia pozornie leniwym, ale szybkim krokiem magów zdążających na posiłek.
Myślak odetchnął z ulgą, lecz westchnienie zmieniło się w pełne przerażenia syknięcie, gdy zauważył, że nadrektor wcale nie wyszedł i z uwagą przygląda się machinie.
- Hm... Czy mógłbym coś jeszcze wyjaśnić, panie nadrektorze? - zapytał pospiesznie.
- Kiedy pan to naprawdę uruchomił, panie Stibbons?
- SÅ‚ucham?
- Każde słowo w tym zdaniu było całkiem krótkie i łatwe do zrozumienia. Czyżbym poukładał je w niewłaściwym porządku?
- Ja... my... zaczęło się zaraz po śniadaniu, panie nadrektorze - wyznał pokornie Myślak. - Wskazówkę na tarczy przesunął pan Rzepisz.cz za pomocą nitki.
- Czy coś wybuchło, kiedy uruchomił pan machinę?
- Nie, panie nadrektorze! Przecież... no, w każdym razie wiedziałby pan o tym. -Niedawno tłumaczył pan, mam wrażenie, że niczego byśmy nie zauważyli.
- No nie, to znaczy...



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  RozdziaÅ‚ 3 Znam swoich magów  Już po chwili grono wykÅ‚adowców skierowaÅ‚o swój zbiorowy intelekt na filozoficzne sedno...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.