Nie można zniszczyć struktury typu partyzanckiego bombami, udowodniono to; w gruncie rzeczy mój własny kraj, gdzie się urodziłem, udowadniał to około trzydziestu lat broniąc się przed wielkimi mocarstwami jedno po drugim w dwudziestym wieku. Niech duża broń idzie, jeśli możemy zatrzymać boczną do polowania i samoobrony!
On był ich Starym Mężczyzną i w końcu jego zdanie przeważyło, jakby to był Szałas Mężczyzn. Benton stał nachmurzony. Gosse zaczai mówić o tym, co by się zdarzy­ło, gdyby rozejm został zerwany, ale Selver przerwał mu.
- To są możliwości, nie skończyliśmy jeszcze z rzecza­mi pewnymi. Wasz Wielki Statek ma wrócić za trzy lata, to jest za trzy i pół roku według waszej rachuby. Do tego czasu jesteście tu wolni. Nie będzie wam zbyt ciężko. Nic więcej nie zostanie zabrane z Centralu oprócz części pracy Ljubowa, którą chcę zatrzymać. Ciągle macie większość waszych narzędzi do wycinania drzew i uprawy ziemi; jeśli potrzebujecie więcej narzędzi, kopalnie żelaza Peldel są na waszym terenie. Myślę, że wszystko jest jasne. Pozostaje dowiedzieć się jednego - kiedy przybędzie ten statek, co zechcą zrobić z wami i z nami?
- Nie wiem - rzekł Gosse. Dongh dodał:
- Gdybyście nie zniszczyli ansibla od razu na począt­ku, moglibyśmy otrzymywać aktualne informacje w tych sprawach, a nasze meldunki oczywiście miałyby wpływ na podjęcie ostatecznej decyzji co do statusu tej planety, decyzji, która, jak moglibyśmy wtedy oczekiwać, zacznie być wprowadzana w życie, zanim statek wróci z Prestno. Ale z powodu bezmyślnego niszczenia, w wyniku nieświa­domości waszego własnego interesu, nie mamy nawet ra­dia, które działałoby w zasięgu ponad paruset kilometrów.
- Co to jest ansibl? - To słowo pojawiło się w roz­mowie; było nowe dla Selvera.
- Urządzenie momentalnej łączności - mruknął ponu­ro pułkownik.
- Rodzaj radia - rzucił arogancko Gosse. - Kontak­towało nas błyskawicznie z naszym światem macierzystym.
- Bez dwudziestosiedmioletniego czekania? Gosse popatrzył się z góry na Selvera.
- Tak. Właśnie tak. Dużo się nauczyłeś od Ljubowa, prawda?
- Dużo się nauczył, aha - rzekł Benton. - Był małym zielonym kumplem Ljubowa. Wychwycił wszystko, co było warto wiedzieć, i jeszcze trochę więcej. Jak wszystkie ważne miejsca do sabotażu i gdzie mieli być wartownicy, i jak dostać się do magazynu broni. Musieli być w kontakcie aż do momentu rozpoczęcia masakry.
Gosse wydawał się skrępowany.
- Raj nie żyje. Wszystko to teraz nie ma znaczenia, Benton. Musimy ustalić...
- Czy próbuje pan insynuować, że kapitan Ljubow był zamieszany w działalność, którą można by określić jako zdradę wobec kolonii, Benton? - rzekł Dongh ostro, przyciskając ręce do brzucha. - Wśród mojego personelu nie było żadnych szpiegów czy zdrajców; został on absolut­nie starannie dobrany, zanim opuściliśmy Ziemię, a ja znam ludzi, z którymi mam mieć do czynienia.
- Niczego nie insynuuję, panie pułkowniku. Mówię wprost, że to Ljubow podburzył stworzątka i że gdyby nie zmieniono naszych rozkazów po wylądowaniu statku Flo­ty, nigdy by się to nie zdarzyło.
Gosse i Dongh zaczęli mówić jednocześnie.
- Wszyscy jesteście bardzo chorzy - zauważył Selver wstając i otrzepując się z wilgotnych brązowych liści dębu, które przyczepiły się do jego krótkiego futra jak do jed­wabiu. - Przykro mi, że musieliśmy trzymać was w za­grodzie dla stworzątek, nie jest to dobre miejsce dla @umysłu. Proszę posłać po waszych ludzi z obozów. Kiedy wszyscy tu będą, duża broń zostanie zniszczona i wszyscy z nas złożą obietnicę, wtedy was zostawimy. Bramy obozu zostaną otworzone, kiedy stąd dzisiaj odejdę. Czy jest coś jeszcze do dodania?



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  - Co za różnica, Benton - powiedział w końcu stary pułkownik, wściekły i roztrzęsiony - nie widzisz, że nie możemy użyć tej cholernej broni? Są trzy miliony...
Pomodliłem się do każdego boga jaki istniał bym był w wstanie wkurzyć tę kobietę do granic możliwości.